Narada z mordercą

323 22 2
                                    

Noc rozlewała się chłodem i kruczą czernią, usiłującą zdusić drobne światełka miast migoczące w dole. Wąski skrawek księżyca skąpił światła jedynie honorując swoją obecnością odmęt ciemnego nieba. Wiatr przesuwał się po grafitowym ciele olbrzymiego stworzenia potężnymi skrzydłami okiełznującego żywioł. Smoczyca latała od wielu godzin, okrążając terytorium swoje, a także tych, którzy podporządkowali się jej woli. Wśród tego, co człowiek uznałby za ciszę rozbrzmiewało słyszalne dla wampirów wezwanie, na które jednak ci w dole nie reagowali, gdyż nie było skierowane do nich. Za godzinę miało świtać, czas danego przez ciemność ukrycia kończył się. Bestia zniżyła lot, po raz setny chyba wezwała i do jej uszu dotarła odpowiedź.

Nareszcie.

Zniżyła lot by usiąść na sporej łące znajdującej się głęboko w lesie, szpony gładko oparła o porośniętą gęstą trawą ziemię, jej lądowaniu towarzyszył więc jedynie szum i ciche łupnięcie. Miała zamiar tu zaczekać na wezwanego gdy do jej nozdrzy niespodziewanie dotarł zapach ludzi, ze zdziwienia fuknęła lekko przez nos. Przecież była głęboko w lesie, w pobliżu nie było miejsc kempingowych, a okolica nieszczególna, za dnia pewnie niejedni się tu przechadzali czy jeździli na rowerach, ale teraz!? Niestety właściciel zapachu był nawet dość blisko, bo słyszała jego kroki, najpierw przypadła do ziemi, a potem szybko rozproszyła swą smoczą powłokę. Ledwo zdążyła się podnieść i ukryć wampirze cechy, kiedy z chaszczy wyszedł jakiś młodzieniec, na oko w jej wieku. Spojrzeli na siebie zdumieni i długą chwilę panowała cisza.

-Dobry wieczór. - odezwał się wreszcie

-Dobry wieczór. - odpowiedziała i nagle do jej uszu dobiegło trzaskanie i szczekanie

Po chwili na polanę weszła też jakaś dziewczyna i wbiegł spory pies. Panienka zatrzymała się i popatrzyła na Katrinę zdziwiona ale psisko nie podzielało jej nastawienia. Czarny labrador najpierw się zatrzymał jak wryty, a potem zaczął wściekle obszczekiwać wampirzycę, biegając wokół niej w odległości około dwóch metrów.

-Myśliwy, do nogi! - zawołała roześmiana dziewczyna –Przepraszamy, zazwyczaj się tak nie zachowuje.

Myśliwy jednak nie zamierzał słuchać, nie wiedząc co robić Katrina zrobiła krok do przodu w wyniku czego pies odskoczył jak poparzony i ze skamleniem podbiegł do białego jak kreda chłopaka.

-Dzień dobry, yyy... dobry wieczór. - przywitała się dziewczyna, gdy pies przestał wszystko zagłuszać – Natan? Co się stało? -zauważyła minę swojego towarzysza

-Nic, wiesz, odechciało mi się. O! Popatrz, zbierają się chmury, nic nie pooglądamy, wracajmy do domu. - powiedział lekko drżącym głosem

-Ha? Czemu? - dziewczyna spojrzała w niebo – Nic nie widzę.

-Jade, idź do domu, ja tylko rozejrzę się za scyzorykiem, zgubił mi się ostatnio, może gdzieś tu leży.

-No to ci pomogę...

-Nie. Idź do domu. - nie ustępował

-Ale.. a no dobra, skoro jesteś taki uparty to sobie szukaj sam... -obraziła się panienka i zawoławszy psa ruszyła z powrotem

Labrador chyba nie był jej, bo się nie ruszył, ale chłopak coś mu powiedział i psisko niechętnie podążyło śladem dziewczyny. Wampirzyca z początku patrzyła na tę scenę ze zdziwieniem ale teraz powoli zaczynała rozumieć o co chodzi i wybitnie jej się tonie podobało. Młodzieniec odczekał chwilę po odejściu dziewczyny, słyszała jak jego serce tłucze się ze strachu.

-Niech pani ją zostawi. Proszę. - powiedział w końcu błagalnym tonem – Ja nie będę uciekać

Doskonale wiedział kim jest Katrina.

Czerwona Łowczyni !!!Stara Wersja!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz