Rozdział 15.

1.1K 71 17
                                    

Następnego dnia rano przebudziłam się w hotelu. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, a to wszystko przez ten wczorajszy płacz. A z jakiego powodu płakałam, to nawet sama nie wiem. Byłam po prostu wyprowadzona z równowagi.

Gdy tylko wzięłam do ręki telefon, zobaczyłam ogromną ilość nieodebranych połączeń i wiadomości. Dzwonił Harry, dzwonił Louis, Niall, Igor dzwoniła nawet Taylor. Ale i tak najwięcej połączeń miałam od Dawida. Jeśli ci debile zadzwonili do niego i o wszystkim powiedzieli, to naprawdę nie ręczę za siebie. On pewnie w tej Polsce odchodził od zmysłów.

Jako do pierwszej osoby odezwałam się właśnie do Dawida. Napisałam mu SMS-a, żeby go uspokoić. I akurat, gdy go wysłałam, zadzwonił do mnie Harry.
Kategorycznie nie chciałam z nim rozmawiać, więc nie odebrałam. Ale gdy zadzwonił Liam, nie miałam sumienia go zamartwiać.

- Słucham - odezwałam się zaspanym głosem.

- Paulina, jeny, odebrałaś wreszcie!

- Tak, też się cieszę - mruknęłam.

- Czemu nie wróciłaś? Wszyscy się tu martwiliśmy.

- Przepraszam, po prostu chciałam odpocząć, uspokoić się trochę.

- Gdzie jesteś?

Na to pytanie akurat nie miałam najmniejszej ochoty odpowiadać.

- Nieważne. I jak z tym koncertem Taylor? - zapytałam.

- Nie znaleźliśmy nikogo, kto może jej pomóc.

- A kiedy jest ten koncert? - westchnęłam. No dalej Paula, bądź dobrą przyjaciółką.

- Dzisiaj wieczorem, zaczyna się o 17.
Spojrzałam na zegarek. Było już dobrze po trzynastej. Nie myślałam zbyt długo nad decyzją.

- Przekaż Harremu, żeby wybrał piosenki na support. Myślę, że powinnam się wyrobić z powrotem do Londynu - powiedziałam zdecydowana, podnosząc się z łóżka. Miałam mało czasu.

- Naprawdę pomożesz Taylor? - zapytał z niedowierzaniem. - Zaraz, zaraz... Jak to "wyrobisz się z powrotem do Londynu."?! To gdzie ty jesteś?!

- W Birmingham. To długa historia. Zbieram się i wracam do Londynu, a ty wyślij mi informacje, co do koncertu.

- Okey. Tylko proszę cię, bądź ostrożna.

- Zawsze jestem.

***
Jeszcze będąc w hotelu, zebrałam jak najszybciej swoje rzeczy, wymeldowałam się i ruszyłam w drogę powrotną. Nawet nic nie zjadłam, a jedynie wzięłam sobie coś na drogę.
Z Birmingham do Londynu było 126 mil, więc czekały mnie około dwie i pół godziny jazdy.

W drodze napisałam jeszcze do Liama, żeby przywiózł mi jakieś ubrania, bo ja nie zdążę wrócić do domu. Wyszłam stamtąd w samych dresach, a to raczej nie był zbyt odpowiedni strój na granie koncertu.

Oczywiście jeszcze przy wyjeździe z Birmingham musiały mnie spotkać korki. I to jakie korki! Już na samym początku drogi powrotnej miałam wątpliwości, czy zdążę.

Ale jednak ostatecznie nie zajęło to tak długo, a potem pędziłam już autostradą. Na wjeździe do Londynu też ulice nie były takie też znowu opustoszałe, ale o godzinie 16:46 pojechałam pod stadion, na którym grany miał być koncert.
Jak najszybciej wysiadłam z samochodu i pobiegłam do wejścia. Było mało czasu. Odnalezienie Taylor, która oczywiście siedziała w swojej garderobie ze swoją wizażystką, nie było aż takie trudne.

- Jestem! - krzyknęłam, wchodząc do pomieszczenia. Taylor niemal od razu poderwała się z miejsca i podbiegła do mnie, a zaraz potem przytuliła mnie.

Music was the Beginning [H.S.]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz