Rozdział 42. (97)

519 49 29
                                    

Przygotowania do koncertów nigdy nie były łatwe. Szczególnie wtedy, kiedy nasze nastroje wcale nie nadawały się do występowania na scenie. Czasami po prostu nachodziła nas trema, nawet mimo to, że występowaliśmy już przed publiką setki razy. Ale szczególny rodzaj zdenerwowania przed występem nachodził nas, kiedy zbliżał się koncert, który przynajmniej w teorii był ważniejszy niż wszystkie inne. Tak było przy okazji naszwgo pierwszego koncertu na Madison Square Garden, przy wystąpieniu przed królową czy pierwszym naszym show, na które zaproszone zostały nasze rodziny.

Tak więc obserwując nasze zachowanie przez cały poranek dwudziestego grudnia, mogłem wysnuć tylko jeden wniosek - dzisiejszy występ zdecydowanie zaliczał się do tych ważnych koncertów.

Odkąd tylko wszyscy wstaliśmy, miałem wrażenie, że wszystko co robimy to jeden wielki rozgardiasz. Specjalnie nawet wstaliśmy wcześniej, żeby móc się lepiej ogarnąć. O jedenastej mieliśmy próbę, ale na pięć minut przed wyjazdem miałem wrażenie, że w ogóle nigdzie nie pojedziemy. O tej porze Niall biegał jeszcze po apartamencie nieubrany, Louis dokańczał na szybko śniadanie, a Liam jeszcze nieogarnięty chodził w kółko rozmawiając z kimś przez telefon. Sam też oczywiście nie byłem święty, bo wtedy ledwo zdążyłem się ubrać. Wszystko działo się tak dlatego, że większość poranka spędziliśmy na kłótniach, bieganiu w popłochu po całym apartamencie i krzyczeniu na siebie nawzajem.

Gdy wreszcie zaczęła się próba, miałem wrażenie, że wszystko się powoli uspokajało. Dowiedzieliśmy się, jak będzie wyglądał cały występ i to chyba sprawiło, że się wyluzowaliśmy. Choć oczywiście ja osobiście nadal czułem się inaczej. W powietrzu dało się wyczuć tę atmosferę powagi, mimo że ten nadchodzący koncert miał tylko niewiele się różnić od wszystkich pozostałych.

Miałem wrażenie, że ta próba ciągnęła się w nieskończoność. Ciągle się myliliśmy, musieliśmy powtarzać niektóre piosenki, to wszystko bardzo wydłużało czas, jaki musieliśmy spędzić na ćwiczeniach.

Dopiero o drugiej mieliśmy czas, żeby wyjść na miasto coś zjeść.

- To co, idziemy do jakiegoś maka, kfc czy wracamy do hotelu i tam coś zjemy? - zapytał nas wszystkich Louis, gdy zbieraliśmy się do wyjścia ze stadionu.

Taki był wymóg Kwiatkowskiej, która miała próbę zaraz po nas - że ma nas w tym czasie nie być na stadionie, bo chciałaby przygotować coś specjalnego na swój występ. A my mogliśmy skorzystać z okazji, żeby w tym czasie odpocząć w hotelu, bo znajdował się może dziesięć minut drogi od stadionu, na którym graliśmy koncert.

- Jak dla mnie to możemy wrócić do hotelu i trochę odpocząć przed koncertem - zaproponował Liam, z czym osobiście się bardzo zgadzałem. Odpoczynek wszystkim nam wyszedł by na dobre. A na pewno bardziej niż spędzenie wolnego czasu na wiecznym robieniu zdjęć i dawaniu autografów.

- A co wy na to, żeby pójść do Nando's? - swoją propozycję rzucił także Niall, czego można się było spodziewać. Przecież Nando's to było jego królestwo, gdyby mógł to jadłby tam wszystkie śniadania, obiady, podwieczorki i kolacje do końca życia.

- Ja niestety zgodzę się z Liamem i Louisem. Powrót do hotelu naprawdę jest rozsądniejszą opcją - powiedziałem, spoglądając przepraszająco na Irlandczyka.

No cóż, było mi przykro z jego powodu. Sam pewnie chętnie poszedłbym z nim na jakiegoś fastfooda, gdyby nie fakt, że byłem zmęczony.

- W takim razie wy wracajcie do hotelu, a ja poczekam na Paulinę i pójdę do Nando's razem z nią - odpowiedział blondyn, już zawracając w stronę garderoby, z której kilka minut temu wyszliśmy.

Music was the Beginning [H.S.]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz