Rozdział 53. (108)

415 41 5
                                    

Droga powrotna do Londynu tamtego dnia mijała mi naprawdę bardzo szybko. Nie żebym się tam bardzo spieszył, ale też nie jechałem jakoś przesadnie wolno. Po prostu takie miałem odczucia, że te dwie godziny minęły mi jakoś o wiele szybciej niż zwykle. 

Gdy znalazłem się już na podjeździe naszego wspólnego domu w Londynie, nie wiedziałem w sumie, co powinienem czuć. Niby cieszyłem się z tego, że wróciłem do przyjaciół, ale równocześnie bałem się tego, co miało się w tym domu wydarzyć. Dziś wieczorem mieliśmy zjeść razem wspólną, świąteczną kolację i to wzbudzało we mnie największe obawy. 

I nie chodziło też o to, że przerażała mnie wizja zjedzenia sobie posiłku z przyjaciółmi, bo to kompletnie nie był problem. Problemem był fakt, że na kolacji miał pojawić się niejaki Zayn Malik, a to całkiem komplikowało sprawę.

Przez cała drogę tutaj zastanawiałem się, co powinienem zrobić i jak się zachować. To była dla mnie cholernie dziwna sytuacja, bo nigdy wcześniej nie widziałem go razem z Pauliną i sam nie wiedziałem, jak zareaguję, gdy to zobaczę. Nie byłem też pewien, jak oni będą się zachowywać. Czy będzie to całkiem naturalne, czy może będą chodzić wokół mnie na palcach, byle by tylko nie pokazać, że naprawdę są razem. 

Szczerze mówiąc, nie wiem, co byłoby gorsze.

Nie widziałem samochodu żadnego z chłopaków na podjeździe, ale byłem pewny, że któryś z nich musiał już być w domu. Zakładałem, że prawdopodobnie nie będzie to Niall, bo przecież on miał z nas wszystkich najdłuższą drogę do przebycia. I to było jakby nie patrzeć bardzo dobre wyjście, bo zjadłby całe jedzenie jakie mieliśmy w domu, nawet jeśli nie było tego dużo. Nasza lodówka zapewne świeciła pustkami, ale w szafkach nadal pozostawało dużo do zjedzenia. Niall zdecydowanie by tego tak nie zostawił.

Wysiadłem więc z samochodu, nie kłopocząc się za bardzo wyciąganiem kluczy z kieszeni, bo liczyłem na to, że drzwi będą otwarte. I oczywiście miałem rację. 

W holu zacząłem ściągać kurtkę i buty, i nawet jeśli jeszcze nie wszedłem wgłąb domu, wiedziałem już, kto przyjechał jako pierwszy. Muzyka włączona na największą głośność mówiła sama za siebie, a jej gatunek jeszcze bardziej upewniał mnie w tym, że był to nikt inny jak Liam Payne. 

I gdy wszedłem do kuchni, byłem już całkowicie pewien, że się nie pomyliłem, bo oto ujrzałem przyjaciela, który wyglądało na to, że bardzo dobrze się bawił, przygotowując potrawy na dzisiejszą kolację. Głośno śpiewał, kręcąc przy tym biodrami do popowej piosenki, której kompletnie nie znałem i musiałem się naprawdę bardzo powstrzymywać, żeby nie parsknąć głośno śmiechem na ten widok. Payne był tak zaaferowany tym, co robił, że nawet nie zauważył mojego pojawienia się w pomieszczeniu. 

Korzystając z tego, zakradłem się do niego i gdy byłem wystarczająco blisko po prostu zawołałem:

- Jestem już!

Jego reakcja była jeszcze lepsza niż to sobie wyobrażałem. Liam podskoczył ze strachu, krzycząc przy tym jak mała dziewczynka, a ja nie mogłem powstrzymać śmiechu. 

Dopiero gdy Payne odwrócił się w moją stronę z ogromną metalową chochlą odechciało mi się śmiać. 

- To nie było śmieszne, Styles - powiedział, ale ja już po jego głosie rozpoznałem, że jemu samemu  chciało się śmiać.

- Stary, kogo próbujesz oszukać? Wiem, że nie jesteś zły - powiedziałem z uśmiechem. - Pomóc ci może w czymś?

Szczerze mówiąc gotowanie to całkowicie nie była moja bajka, ale przynajmniej z grzeczności musiałem zapytać. 

Music was the Beginning [H.S.]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz