Rozdział 2

1.2K 65 2
                                    

*Matteo*
-Co tak ładnie pachnie?- zapytała moja siostra wchodząc do kuchni.
-Jajecznica.
-Jesteś wspaniały wiesz?
-Ta jasne. Jedz i się ruszaj, bo zaraz przyjdzie po Ciebie Gaston.
-O kurcze. Zapomniałam. - moja siostra gwałtownie wstała z krzesła i ruszyła po swoje rzeczy. Zamawiałem się.
-Co Cię tak bawi? - zapytała zirytowana.
-Nic, nic. - przewróciła oczami, wzięła swoją ramoneskę i wypadła z domu jak tylko usłyszała klakson. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem czarne BMW Gastona. Moja siostra rzuciła się Mu w ramiona po czym dojechali.
,,Muszę się ogarnąć ". Stwierdziłem i poszedłem wziąść prysznic. Jakoś zbytnio nie przyjmowałam się tym, że mogę spóźnić się na zajęcia. Tak szczerze miałem to gdzieś. Nie chętnie wziąłem swój czarny plecak i wyszedłem z domu. Spojrzałem jeszcze na wyświetlacz telefonu 8.05. Za jakieś 10 minut będę w szkole. Wow! Nowy rekord.

*Luna*
Przecieram moje zaspane oczy dłońmi. Po czym się rozciągam. Otwieram oczy i podskakuję. Zerwałam się z łóżka. Serio? 7.55!!!
Spóźnię się do Szkoły. Jejku. Zachciało się oglądać ,,Harrego Pottera " do drugiej. Wpadłam do kuchni jak huragan i złapałam jabłko.
-Luna, skarbie. Czy wszystko dobrze?
-Nie teraz mamo. - mruczę pod nosem.
-Wychodzimy z tatą do biura. Wrócimy wieczorem.
-Tsaa... Jasne.
-Kochamy Cię.
-Ja też - rzuciłam i biegiem ruszyłam pod prysznic. Następnie dobrze wytarłam moje ciało poczym założyłam pudrowo-różowy Crop-top z Adidasa i krótkie spodenki. Na ręce założyłam jeszcze parę bransoletek a na oczy założyłam okulary przeciwsłoneczne(media). Złapałam swój plecak i na nogi wcisnąłam moje białe super-stary. Moja rodzina do najbiedniejszych nie należała. Rodzice pracowali w biurze u jednego z największych biznesmenów w Argentynie, więc dość dobrze im płacił. Wybiegłam z domu i ruszylam do szkoły. Po pary minutach byłam pod budynkiem. Odetchnęłam z ulgą. Złapałam powietrze i spojrzałam na zegar. 8.28. O Matko! Wbiegłam do szkoły. Niestety jak to ja musiałam wpaść na czyjąś klatkę. O kurcze. Spojrzałam w Jego niemal czarne tęczówki i odpłynełam. Po chwili jednak się otrząsnęłam. Musiałam akurat wpaść na Niego. Na szkolnego BAD-BOY'A. Matteo Balsano. Serio?
-Przepraszam. Zaspałam i....- zaczęłam się jąkać i zbierać podręczniki z ziemi.
-Nie tłumacz się Valente następnym razem uważaj. - powiedział i kopiąc jeden podręcznik w moją stronę i odszedł. Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Tak dla Was to dziwne. Uśmiech? Hello, kobieto On Ci kopnął książkę i sobie poszedł. Więc.... Co może być fajnego, że ktoś kopnął Wam podręcznik pod nogi? Jednak jeśli chodzi o Jego osobę to jest naprawdę WILEKI, pozytywny gest. Serio! Przez chwilę jeszcze patrzę się jak chłopak odchodzi, jednak po chwili wracam do rzeczywistości i rusza do klasy. Po chwili do Niej wpadam.
-Valente. Jak miło, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością. - Och prawie zapomniałam o tej miłej nauczycielka od biologii. - Co tym razem? Jakie masz wytłumaczenie? No, słucham.
-Bardzo przepraszam. - mówię przez zaciśnięte zęby i wymuszam uśmiech. - Budzik mi nie zadzwonił - składałam- A potem wpadłam na....- Czy ja chcę Jej powiedzieć, że zatrzymał mnie kontakt z Matteo. Nie lepiej nie
-Pfff.. Budzik mi nie zadzwonił. Takie tłumaczenia do niczego nie prowadzą. Jednka masz szczęście, że mam dzisiaj dobry humor, ponieważ..... - spojrzałam na nią dziwnie - Nie ważne. Siadaj, bo jeśli zaraz się nie ruszysz będziesz odpowiadać z pięciu. Tak pięciu dobrze słyszysz nie trzech pięciu lekcji Valente. - pospiesznie udałam się do ławki nie kryjąc rozbawienia.
-Co jest dziewczyno? - zapytała mnie moja przyjaciółka.
-To zabawne.
-No mów.
-Ambar, bo widzisz...- wyszeptałam Jej całą historię nie pomijając żadnych, nawet tych drobnych szczegółow.
-Zaraz zaraz...Ten Matteo? Serio?- powiedziała ciut za głośno, gdyż nauczycielka zgromiła nas wzrokiem.
-Ciszej....
-Sorry kochana. Serio mówisz?
-Dobra, dobra i tak ten właśnie MATTEO.

_________________________________________Trochę Lutteo.
Nada

Nadzieja Jest BroniąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz