Rozdział 29

383 35 0
                                    


*Matteo*

-Luna, ej uspokój się! - patrzę na dziewczynę, która od półgodziny krząta się po fabryce i przegląda wszystkie stworzone dotychczas plany. Układając kartki w jakiś schemat. Trzyma ołówek w buzi, aby co jakiś czas zakreślić krzywy krąg - Luna do jasnej cholery, co w Ciebie wstąpiło? - dziewczyna kazała mi się uciszyć i wybiegła z pomieszczenia. Po chwili wróciła, ciągnąc zaspanego Zacha. Zacisnąłem pięści i rzuciłem dziewczynie gniewne spojrzenie. Spojrzała na mnie błagająco i zaczęła tłumaczyć coś ciemnowłosemu. Chłopak objął Lunę i również jej coś pokazał. Prychnąłem i wyszedłem z pomieszczenia kierując się pod prysznic. Zamknąłem oczy.

-Nie przejmuj się nią, jest jakaś nienormalna i niestabilna emocjonalnie - jedenastolatka szepnęłam chłopcu na ucho owe zdanie po czym go pocałowała. Chłopiec uwierzył w słowa dziewczyny i razem wrócili do oglądania. Po paru minutach pokój ponownie wypełniły śmiechy i drobne gesty, wywołujące uśmiech na młodziutkich twarzyczkach. 

Kiedy Maia opuściła dom Balsano, Matteo wrócił do pokoju i zamknął drzwi. Uśmiechnął się do siebie. Jednak jego uśmiech po chwili zgasnął. W oknie na przeciwko zobaczył dziwny obrazek. Ujrzał cienie. Malutki cień, drobnej, skulonej postaci pod ścianą. Drugi natomiast, był ,,potężny". Unosił coś w górze. Nie potrafił określić co to było. Podszedł bliżej do okna, jednak po chwili się cofnął, słysząc trzask frontowych drzwi. Wrócił tata. Pomyślał i na paluszkach opuścił pokój. Wychylił się z nad balustrady schodów i schowany w mroku obserwował sytuacje mająca miejsce na dole. 

-Isabell! - wykrzyczał ciężkim głosem mężczyzna, rzucając torbę na szklany stół. Kobieta wyłoniła się z pomieszczenia kuchennego i spojrzała błagalnie na męża - Przynieś mi piwo. Bardzo Cię proszę - mężczyzna pocałował zmęczoną kobietą w policzek i ,,walnął" się na skórzaną, wytartą sofę. Szok pojawił się na twarzy pani Balsano. Jednak po chwili zastąpił go delikatny uśmiech, a w jej sercu pojawiła się nadzieja. 

-Myślisz, że może być jak dawniej? - zapytała dziewięciolatka swojego brata. Chłopczyk przytulił siostrzyczkę i westchnął. 

-Nie wiem tego, Naomi. Jednak myślę, że może przyszedł lepszy dla nas czas... - nie wiedział jednak, że za chwilę miało rozpętać się piekło, które odbywało się domu na przeciwko...

*Nel*

Podobno Nadzieja jest ostatnią i najsilniejszą bronią każdego człowieka. W każdym razie tak zawsze powtarzała mi babcia. Ale co jeśli właśnie straciłam nadzieję i nie pozostało mi już nic? Zamknęłam oczy, aby nie patrzeć na swoje odbicie. Lustro. Kolejna rzecz, która pojawiła się w piwnicy, aby mnie zniszczyć. Nie mogłam patrzeć na moje nagie, posiniaczone ciało. Na opuchnięte i zaczerwienione oczy. Na pozacinane dłonie i związane stopy. Na zwisające bezwładnie ręce przyczepione kajdankami do metalowego prętu wystającego z podłogi. Pozwoliłam moim myślom płynąc, gdzie chcą, nawet w te najbardziej bolesne obszary mojej pamięci...

Dziesięciolatka po kłótni z przyjacielem, cała zapłakana wpadła do domu. W serduszku żywiła cichą nadzieję, że ,,jej" dom okaże się pusty. Nadzieja matką głupich, pomyślała widząc ciemne cienie dwóch postaci na ścianie. Nadzieja! Jest tyle określeń i tyle tez co do niej. Jednak była czymś czego każdy potrzebował, żeby przetrwać na tym niesprawiedliwym świecie. Ściągnęła trampki i odłożyła je w kąt. Po czym najciszej jak umiała przemknęła do swojego pokoju. Niestety nie wszystko poszło tak jakby chciała. Łzy przysłoniły jej widok i potknęła się o podwinięty dywan. Huk, jaki wywołała rozniósł się po całym domu. Dziewczynka z trudem wstała z podłogi i przemknęła do swojego pokoju siłując się z zamkiem od drzwi. Niestety było już za późno silne kroki przemknęły po schodach. Mężczyzna z trzaskiem otworzył drzwi do pokoju zapłakanej i przestraszonej Nel. Drewniany przedmiot odbił się od ściany powodując kolejny silny huk. Sparaliżowana dziewczynka cofnęła się pod ścianę i osunęła się po niej. Podciągnęła kolana pod brodę i objęła ja malutkimi, drżącymi rączkami. Mężczyzna posłał jej gniewne spojrzenie. Wziął ostatniego łyka piwa ze szklanej butelki i uniósł ją nad głowę. Dziewczynką pisnęła kiedy szkło rozbiło się nad jej głową, rozsypując się po całym, malutkim pomieszczeniu. Gardłowy śmiech opuścił ojca dziewczynki. Dwudziesto-pięciolatek wyszedł z pomieszczenia, zamykając drzwi na klucz. Dziewczyna głośno zaszlochała i spojrzała na swoją maluteńką dłoń, w której tkwił kawałek szkła. Próbowała go wyciągnąć. Ból jaki jej przy tym powarzyszył zawładnął całym jej ciałem. Kiedy szkło ,,opuściło" ciało dziewczynki, jedenastolatka na trzęsących się nóżkach podniosła się z ziemi. Bardzo ostrożnie przeszła do łóżka i zajrzała pod nie. Wyciągnęła swojego misia i delikatnie go pocałowała wycierając mokre oczka. Następnie odnalazła ukryty, przez jej babcią, suwaczek i wyciągnęła z wnętrza maskotki malutką buteleczką z resztką wody, którą przemyła sobie ranę, a następnie nakleiła biały, materiałowy plasterek. Westchnęła smutno i zaczęła ostrożnie zbierać szkło. Kiedy na ziemi pozostały dwa ostatnie kawałki spojrzała na nie intensywnie. Miały ostre, zarysowane krawędzie. Nie chciała myśleć, nie chciała płakać. Zrobiła coś, co miało jej pomóc myśleć o czymś innym. Myśleć o intensywnym bólu. Przejechała ostrą krawędzią po chudziutkiej rączce rysując wzorki. Wyrzuciła resztę szkła do kosza i usiadła na parapecie na zewnątrz. Patrzyła jak krew sączy się po jej dłoni. Dziesięciolatka oparła głowę na zimnej ścianie, spuściła obolałą, krwawiącą rączkę w dół i poszukała ratunku w niebie. Szukała ratunku w każdym świecącym punkciku na niebie...

Otworzyłam gwałtownie oczy i łapczywie wciągnęłam powietrze. To jest to! Uśmiechnęłam się i monitorowałam pomieszczenie w poszukiwaniu ostrego przedmiotu wokół mnie. Straciłam nadzieję, straciłam siebie, straciłam wiarę... 

*Luna*

-Mam! Mam! Matteo! - wykrzyczałam najgłośniej jak potrafiłam i zadzwoniłam po resztę ekipy. Po paru sekundach w pomieszczeniu zjawił się Matteo w samych bokserkach i mokrych włosach ciężko oddychając. Monitorowałam każdy kawałek jego ciała. Jego umięśniony tors. Jego szerokie ramiona.

-Luna! Co jest? Chcesz żeby dostał zawału - zapytał i oparł się o futrynę z trudem łapiąc oddech. Podeszłam do niego i skierowałam jego twarz, tak aby jego ciemne tęczówki napotkały moje oczy. Uśmiechnęłam się. Matteo był widocznie zbity z tropu.

-Dziękuję Ci - wyszeptałam. Chłopak spojrzał na mnie zszokowany - Dzięki, temu co się dzisiaj wydarzyło, przypomniałam sobie... - oczy mu się powiększyły i spojrzał na mnie z wielką nadzieją - Wiem, gdzie jest Nel, Matteo! Mam nadzieję, że nie jest jeszcze tylko na nic za późno....

Nadzieja Jest BroniąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz