Rozdział 3

345 30 7
                                    

*Luna*
Rzucam mój czarny plecak ze złotymi aplikacjami na łóżko i zamykam drzwi. Ciężko wzdycham i idę wybrać stój na dzisiejszy bal. Wchodzę do garderoby, która zyskała nowy image (imicz) i przesuwam wieszaki z ubraniami. Kiedy już wybrałam odpowiedni strój wieszam go na drzwiczkach szafy.

-Meredit!

-Tak słońce?! - pyta gosposia wchodząc do mojego pokoju. Wychylam się zza garderoby i uśmiecham się do starszej kobiety.

-Możesz dzisiaj wyjść wcześniej. Nie będę Cię już potrzebować. Wychodzę zaraz do Blake na impreze z okazji zakończenia roku i rozpoczęcia wakacji - uśmiecham się promiennie. Gosposia kiwa głową i również się uśmiecha po czym zostawia mnie samą.

Wchodzę pod prysznic i przez dobre pół godziny pielęgnuje moje ciało pod gorącą wodą. Po osuszeniu włosów, nakładam białą narzutkę, aby nie chodzić nago i siadam przy toaletce.

Nakładam podkład na twarz. Za pomocą ciemnego cienia i eylainera podkreślam oczy. Na koniec decyduje się jeszcze wydłużyć rzęsy. Podkreślam kości policzkowe. Na moje usta nakładam czerwoną pomadkę. Rozczesuje moje ciemne włosy i spryskuje je odżywką.

Udaje się do garderoby i wkładam czarną, obcisłą sukienkę, która sięga mi do kostek. Na nogi wkładam jeszcze wysokie szpilki w odcieniu mojej kreacji. Przeglądam się w lustrze i szeroko uśmiecham. Biorę moją kopertówkę z łóżka i schodzę na dół, aby pożegnać się z rodzicami.

-Ślicznie wyglądasz kochanie - komplementuje mnie mama i całuje mnie w policzek. Uśmiecham się.

-A gdzie tata? - pytam rozglądając się po pomieszczeniu.

-Musiał polecieć do Mediolanu na spotkanie biznesowe - mówi moja rodzicielka i kładzie dłonie na moich ramionach.

-No idź! Jestem pewna, że zwalisz wszystkich z nóg moja buntowniczko i pędź już bo się spóźnisz - Przytulam mocno moją mamę.

-I tak już jestem spóźniona...

*Matteo*

Stoję z Max'em przy jednym ze stolików i sączymy poncz z plastikowych kubeczków.

-Gdzie masz Katy? - pytam w pewnym momencie blondyna.

-Poszła z Mads do toalety - wzdycha i komicznie kręci głową - Ach, te kobiety...

-Maddy przyszła? - pytam lekko zszokowany. Max wzdycha.

-Owszem. Nikt nie chce żeby się załamała. Po dwóch miesiącach idzie się chociaż trochę przyzwyczaić do straty... - nie kończy, bo tuż za naszymi plecami rozbrzmiewa wesoły chichot.

-Mads, jak dobrze Cię widzieć uśmiechniętą - przytulam, już, blondynkę, a ona szepcze w moje ramię:

-Ciebie też Matteo, Ciebie też...

Po chwili całą czwórką znajdujemy się na parkicie i dobrze się bawimy zapominając chociaż częściowo o otaczających nas problemach.

Częściowo, ponieważ w moje głowie nadal mam obraz Nel w przepięknej sukience wirującej teraz na parkicie. Jednak rzeczywistość wygląda inaczej. Moja przyjaciółka leży nietomna w szpitalu a przy jej boku zasiadł Liam, który nie chciał tu przyjść bez niej.

Brakuje mi jej obecności dzisiaj. Brakuje też Cartera, który dostarczał by nam wiele śmiechu wraz z Madds. Brakuje ich więzi, tak jak brakuje z nami Luny.

Po paru minutach dołącza do nas Ambar z Calebem u boku. Witam się z parą i obchodzę na bok. Mam już wziąść do ust kubek z cieczą, kiedy za moimi plecami słyszę znajomy głos:

-Hej Matteo, pamiętasz mnie? - pyta delikatny głos. Obracam się a moim oczom ukazuje się śliczna ciemnowłosa istotka. Ma na sobie tiulową sukienkę do kolan i granatowe szpilki. Delikatny makijaż, podkreślający jej usta. A jej długie włosy są delitkanie upięte z tyłu. Uśmiecham się do dziewczyny.

-Josie, tak? - dziewczyna kiwa głową.

-Myślałam czy nie chciał byś ze mną zatańczyć? - zaśmiała się a ja wyciągnąłem dłoń w jej kierunku.

-Zapraszam - Josie ponownie się zaśmiała i razem wróciliśmy na parkiet. 

Po paru utworach, które przeznaczyłem na poznawanie ciemnowłosej mój wzrok wychwycił najpiękniejszą rzecz świata. Puściłem dłonie dziewczyny i zrobiłem krok w przód z otwartymi ustami. Josie popatrzyła na mnie jak na wariata ja jednak nie mogłem nic z tym zrobić. To było ode mnie o wiele silniejsze. Przyciągała mnie jak magnes. 

Kiedy wyłoniłem się z tłumu tańczących nastolatków stanąłem twarzą w twarz z brunetką. Stała na trzecim schodku i również bacznie mi się przyglądała. Odważyłem się pochwycić jej spojrzenie i spojrzałem w jej brązowe oczy. Wciągnąłem powietrze do płuc i zrobiłem kolejny krok do przodu. Po chwili dzieliły nas tylko centymetry, a ja nie odrywałem oczu od jej twarzy. Od jej małych, brązowych źrenic, od idealnie zarysowanych kości policzkowych, od lekko spłaszczonego noska, od jej ust. Pełnych, idealnych, słodkich ust, za których smakiem tęskniły moje suche, wąskie wargi. Zatrzymałem się dłużej na krwistoczerwonych wargach szatynki, a ona wyczuwając to oblizała usta tworząc delikatny ubytek szminki w lewym kąciku ust. 

Zacisnąłem pięść i ponownie pochwyciłem jej spojrzenie. Dziewczyna była równie zszokowana i nieobecna jak ja. Chociaż oboje mieliśmy świadomość, że dziś się spotkamy, żadne z nas nie spodziewało się, że będziemy oddziaływać na siebie jak dwa magnesy o przeciwnych biegunach, które wzajemnie się przyciągają. 

Dziewczyna robi jeszcze jeden mały krok w moją stronę i pokonuje dzielące nas centymetry, zmniejszając odległość między nami do minimum. Wzdycham ciężko a serce zaczyna mi walić z braku jej bliskości. Przez moje ciało przechodzą pojedyncze dreszcze, a każda jego cząstka daje znać, że tęskni za całą ją. Nie wiedząc co powiedzieć co zrobić ..... Tkwimy dalej w tej pozycji wpatrując się w siebie nawzajem. Mam wrażenie, że wszyscy w okół się nam przyglądają chociaż to tylko iluzja, ponieważ każdy dzieciak na tej sali zajęty jest zupełnie czymś innym. No dobra... Może prawie każdy. Josie nadal patrzy na mnie jak na głupka i jestem pewien, że moi przyjaciele również zaprzestali tańczyć. Pewnie znajdują się, gdzieś w oddali i obserwują nas ze wstrzymanym oddechem, czego nie można powiedzieć o mnie ani o szatynce. Nasza dwójka ma przyspieszony oddech i nierówny puls. W tej chwili zdaję.... zdajemy.... sobie sprawę, że mimo wielkiej rozłąki nadal coś nas łączy. A dokładniej uczucie. Tak silne uczucie, które za każdym razem wraca ze zdwojoną siłą.

A teraz? Teraz nie jest inaczej. Różnica jest jedna. Nasz bliskość spowodowała, że to co nas łączy wraca z zupełnie nową mocą, która nie pozwala nam się oddalić. 

Ponownie skupiam się na spojrzeniu szatynki, w którym pojawił się błysk,a  zdziwienie zastępują iskierki. Kąciki jej ust unoszą się w delikatnym, niepewnym, ale szczerym uśmiechu. Oddycham z ulgą i również się uśmiecham. Wyciągam niepewnie dłoń w jej stronę nie odrywając wzroku od jej twarzy. Szatynka uśmiecha się jeszcze promienniej i kładzie swoją drobną, delikatną dłoń na mojej. Podnoszę ją do ust i składam delikatny pocałunek, a na ten gest na twarzy dziewczyny wpływają drobne rumieńce. Dumna oblewa moją twarz,a nogi kroczą razem z drobną istotką na parkiet. Już po chwili razem wirujemy na parkiecie ciesząc się sobą na wzajem. 

Po chwili z głośników wydobywają się wolniejsze i spokojniejsze dźwięki zachęcające do większej bliskości, czułość, czyli do tańca ,,wolnego". Dość nie pewnie przyciągam do siebie partnerkę, której obcas zahacza o nogawkę mych spodni a w rezultacie nasze twarz znajdują się niebezpiecznie blisko siebie. Żadne z nas jednak się nie poruszy. Dziewczyna zakłada dłonie za moją głowę,a ja kładę dłonie na jej tali. Żadne z nas jeszcze nie odezwało się słowem i zamierzam to zmienić.

-Tęskniłem za twoją bliskością... - jej oczy się rozszerzają i bacznie we mnie wpatrują, a nasze ciała dalej poruszają się spokojnie w rytm muzyki.

-Tęskniłem za całą Tobą.... - czuję dreszcze, które przeszły przez jej ciało i biorę ostatni wdech. Czas na czas teraźniejszy i na skupienie się na teraz.

-Tęsknię za Tobą, Luna...

Nadzieja Jest BroniąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz