Rozdział 6

993 54 7
                                    

~Najdłużej w pamięci pozostają chwilę,  których się nie planowało ~

*Matteo*
-Tak... Dziękuję. Naprawdę jestem Ci wdzięczna. - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko ukazując szereg swoich białych zębów. Jak ślicznie wygląda w tych opadających na jej twarz, mokrych włosach.
Co się ze mną dzieje? Chłopie... Czemu jestem taki.... miękki?  Czemu nie mogę się z Niej nadzwyczajnie śmiać, tak jak z innych. Czemu???
Ale Ja po prostu musiałem Jej pomóc, no musiałem. Nie mogłem patrzeć jak ta drobna istotka może sobie coś zrobić.

*Luna*
Nie mogłam oderwać wzroku od Jego mokrego T-shirtu, który przyległ do Jego ciała. Mogłam dobrze zobaczyć Jego umięśniony tors. Kiedy się w końcu otrząsnęłam spóściłam wzrok,  gdyż moje policzki zaczynały przybierać czerwoną barwę.
Mam nadzieję,  że chłopak nie zauważył jak wlepiałam w Niego wzrok.

*Matteo*
-Luna? Czy napewno nic Ci nie jest? - wydukałem.

Serio?  Nie stać Cię na nic więcej???
-Ach, zamknij się!!!!

-Tak nic mi nie jest.  Wszystko w porządku.  Dziękuję!  - dziewczyna chciała mnie przytulić, ale momentalnie się cofnęłem. Speszony podrapałem się z tyłu głowy.
-Yyy..... Jeśli chcesz możemy pójść do mnie. Osuszysz się. Mieszkam Tu zaraz za rogiem. Nie będziesz chyba szła taki kawał w deszczu. - Sam się dziwię,  że to powiedziałem.

Jesteś Matteo Balsano niezależny.  Czemu Jej pomagasz??? - moja podświadomości znowu się obudziła.

Szatynka uśmiechnęła się szeroko i podążyła za mną w stronę mojego domu. Po krótkiej chwili dotarliśmy na miejsce. Otworzyłem drzwi i przepuściłem dziewczynę pierwszą.

Ty i kultura?- ponownie odezwał się głosik w mojej głowie

Moja ulubiona,  ukochana siostrzyczka nocuje dzisiaj u Gastona. Ufam mu i wiem,  że Jej nie skrzywdzi. Mam 100% pewności. Chodzi ze mną do klasy i jest naprawdę spoko. Poza tym spotykają się już ponad rok a moja siostra ani razu nie cierpiała z Jego powodu. A przyjaźnią się od kołyski. Ich relacja jest piękna, szczera,  prawdziwa.
-Usiądź- wskazałem dłonią kanapę- Przyniosę Ci coś suchego do ubrania.

*Luna*
Kiedy chłopak poszedł mi po ubrania miałam okazję rozejrzeć się po pomieszczeniu, mieszkaniu.  Stare meble, wytarta kanapa, mała kuchnia ze starym aneksem kuchennym. O co Tu z tym wszystkim chodzi? Czemu Balsano tak się zachowuje wobec innych. Czemu jest miły tylko dla niektórych?
Moje przemyślenia przerwał chłopak, który przyniósł mi niebieskie w czarne grochy, krótkie spodenki Naomi i jakiś duży czarny T-shirt. Przypuszczam,  że Góra od ubioru należała do Niego.  Poszłam da łazienki. Ubrałam to na siebie i opuściłam małe pomieszczenie.Chłopak siedział na kanapie. Miał spuszczoną głowę i mnie nie zauważył. Podeszłam do Niego i usiadłam obok. Matteo poszedł do kuchni. Super Luna. Sprawiłaś Go. Jednka po chwili wrócił z dwoma kubkami w ręce. Podał mi biało -czrany kubek z nadrukiem.
Ostrożnie wzięłam łyka gorącej cieczy. Musiałam uważać żeby się nie poparzyć. Jak to ja! 
-Dziękuję. - powiedziałam i wzięłam kolejny łyk. Chłopak uśmiechnął się delikatnie.
Wow!  Jak Mu cudownie w uśmiechu...  Po prostu... Awww.. - Nie przeszkadza Ci to,  że spędzę u Was święta? - chłopaka widocznie zdziwiły moje słowa. Super! Brawo Luna. Jak Ty umiesz popsuć atmosferę. Czyli Naomi jeszcze nic Mu nie mówiła??? 

Nada ;)

Nadzieja Jest BroniąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz