Rozdział 17

793 40 8
                                    

*Rozdział teraz, ponieważ wena przyszła*

*Nel*
Dziesięcioletnia dziewczynka siedziała skulona w kącie swojego malutkiego pokoju. Jej długie, rude, kręcone włosy zakryły jej bladą, drobną twarz. Na , której odbijało się zmęczenie . Bardzo się starała zapobiec łzą , które płynęły jedna po drugiej po jej twarzyczce, ale nie miała już siły. Do piersi tuliła brązowego misia z potarganym uszkiem. Płakała mocniej niż każdej nocy. Nie okazywała smutku w dzień, była ze swoimi przyjaciółmi, którzy mieli swoje problemy. Nie chciała ich martwić swoimi. Jednak dzisiaj wszystko się zmieniło. Złamał daną jej obietnice. Osoba, jedyna osoba, której ufała, ją zawiodła. Nie ma już nikogo. Kiedy rano się obudzi, go nie będzie. Gdy pójdzie do szkoły nie pobiegnie do niego na przerwie. Wtedy również nie będzie miała gdzie się schronić. Znajdą ją... A jej problemy ją wykończą. Jest silna jak na swój wiek. Nawet bardzo, ale jak każdy potrzebuje czasami ramion, które ją otulą i zapewnią bezpieczeństwo, którego każde dziecko potrzebuje. W tej chwili marzyła tylko o jednym. Żeby on był szczęśliwy, a Ona mogła odejść. Jednak za bardzo się bała. Stać ją było tylko na małe zacięcie. Nie chciała żeby jej rodzina jeszcze bardziej się martwiła. Nie chciała być problemem. Wolała zostać ,,niewidzialna,,! Chociaż strasznie to bolało...

*Matteo*
Właśnie wychodzę ze szpitala. Odprowadziłem Lunę do domu i pojechałem sprawdzić co z Nel. Niestety kiedy zajechałem dziewczyna była na badaniach. Niczego się nie dowiedziałem. Nawet nie wiem kto ją uratował. Chciałem się upewnić czy z nią wszystko ok. Zrobiłem to. Niestety jej nie zobaczyłem. Jednak nie mogłem dłużej czekać, ponieważ umówiłem się z Luną. Moja pierwsza randka. Wcale się nie stresuje. 

*Luna*
Kiedy dotarłam do domu od razu pognałam do swojego pokoju. Wyrzuciłam wszystko z szafy i się załamałam. Wygrzebałam mojego różowego Iphona z torebki i wykręciłam numer Ambar. Dziewczyna odebrała już po pierwszym sygnale.

-O proszę! Kogo słyszę? - zaczęła z wyrzutem. - Czego potrzebujesz?

-Czemu zakładasz, że czegoś potrzebuje? - powiedziałam nerwowo.

-Och, Lunita. Nauczyłaś mnie w ostatnim czasie jednego. Do swojej najlepszej przyjaciółki dzwonisz tylko wtedy, gdy czegoś chcesz... - wycedziła.

-Ambar... - za jąkałam się. - Tak mi przykro. Nie myślałam, że tak to odbierzesz. Po prostu ostatnie wydarzenia... - nawet sobie nie wyobrażacie jak żałośnie w tej chwili brzmiałam. Miała racje. Zabrakło mi języka w buzi. Załkałam. 

-Dobra! Starczy - krzyk w słuchawce. - Boże, Luna. Ogarnij się, słońce. To, że Ty o mnie zapomniałaś nie znaczy, że ja zapomniałam o Tobie. - zaśmiała się do słuchawki. - Więc, o co chodzi?

-Mamrandkęniemamwcosię... - zaczęłam łącząc ze sobą słowa, gdyż zdałam sobie sprawę, że zostały mi tylko trzy godziny na przygotowanie, a do tego przed chwilą byłam bliska stracenia mojej najlepszej przyjaciółki. 

-Słońce, spokojnie. Dwa wdechy i po mału. Jeśli mam Ci pomóc muszę wiedzieć o co chodzi - kolejny raz usłyszałam szczery śmiech. Brakowało mi go. Tyle czasu spędziłam z Naomi o Matteo, że o niej zapomniałam. Jak mogłam? Byłyśmy w tej samej klasie. Siedziałyśmy razem. Byłyśmy nie rozłączne. Pomogła mi poznać Matteo. Byłyśmy z tej samej (wysokiej) ligi. Razem. Zawsze razem. Od zawsze. Na zawsze. Wzięłam wdech. Skróciłam moją wypowiedz do trzech krótkich, zwięzłych równoważników zdania.

-Randka. Trzy godziny. Brak stroju. - pisk w słuchawce spowodował, że musiałam odsunąć telefon od mojego biednego ucha. Po chwili spojrzałam na wyświetlacz. 

Połączenie zakończono.

Ok. Chyba zdąży. Zaśmiałam się i udałam pod prysznic. Znając Ambar mam jakieś czterdzieści minut na odświeżenie się. Zanim wpadnie tu z hukiem. Całe szczęście, że rodzice są w pracy. Meredit (moja gosposia) nie zareaguje na huragan Ambar. Umyłam moje ciało waniliowym żelem pod prysznic i wytarłam starannie ciało. Założyłam coś luźnego (krótkie spodenki i koronkowy top) po czym zabrałam się za suszenie moich włosów. Kiedy kończyłam drzwi do mojego pokoju otworzyły się z hukiem. Wyłączyłam suszarkę z kontaktu i zaczęłam się głośno śmiać. W drzwiach stała moja przyjaciółka przeciążona czterema wielkimi torbami. Sama wyglądała oczywiście nienagannie. Białe jeansy i błękitna koszula w czarne grochy. Na nogach miała beżowe sandałki na koturnie. Oczywiście podkreśliła swoje pełne usta. Całość dopełniła długim łańcuszkiem, na którym wisiały dwie kuleczki. Jej proste włosy były puszczone na ramiona. Kiedy zdołałam się opanować rzuciłam się na nią, zamykając w szczelnym uścisku. Ambar po chwili odsunęła się ode mnie.

-Dziewczyno nie czas na czułości mamy tylko dwie godziny i jakieś 15 minut żeby zrobić Cię na bóstwo - zaśmiałyśmy się. Ambar wyciągnęła rzeczy z swoich dwóch pierwszych toreb pokazując mi liczne ubrania. Ja i Ambar znamy się odkąd pamiętam. Jak byłyśmy małe nasi rodzice robili wspólne interesy i zaprzyjaźniłyśmy się. Po czterdziestu minutach grzebania w ciuchach zdecydowałyśmy się na miętową bluzkę na krótki rękaw i przewiewną,jasną spódniczkę w kwiatki (media). Całość dopełniłyśmy łańcuszkiem z wielkim serduszkiem wykładanym diamencikami i bransoletkami. Ambar zabrała się za mój make-up, a ja opowiadałam jej o Matteo. Kiedy skończyła przejrzałam się w lustrze. Na powiekach miałam różowy cień do powiek. Delikatne kreski i pogrubiająca maskara podkreśliły moje oczy. Na ustach miałam nałożoną jasną delikatną szminkę. Na policzkach był róż. (media) Okręciłam się i włożyłam pastelowe buty na obcasie z kokardą z boku. Ambar podała mi czarną torebkę, do której włożyła pomadkę, małe lustereczko i mój telefon. Przytuliłam ją mocno. Brakowało mi jej. Ambar spryskała moją twarz sprejem, który miał utrwalić mój makijaż. 

-Wyglądasz jak księżniczka - zaśmiałam się.

-Dzięki mojej królowej - Ambar potrząsnęła głową - No chodź tu - przytuliła mnie. - Tylko pamiętaj. Nigdy więcej mnie tak nie zostawiaj. 

-Obiecuje - wyciągnęłam mały palec. Blondynka zaśmiała się i pokręciła z uśmiechem głową po czym ścisnęła mój paluszek swoim. Wtedy zadzwonił dzwonek. 

-Oto Twój książę, księżniczko - przytuliłam przyjaciółkę popędziłam otworzyć drzwi. Cofnęłam się w połowie schodów po torebkę. W drzwiach do mojego pokoju stała roześmiana Ambar. 

-Tylko nie zgub głowy - zerknęłam w głąb pokoju i zatkałam usta dłonią. 

-Posprzątam - obdarzyłam ją wdzięcznym uśmiechem. - Ej tylko wiesz Twój książę nie będzie czekał wiecznie - pocałowałam ją w policzek. Na schodach usłyszałam jeszcze jej rozbawiony głos.

-Tylko pamiętaj nie chce być jeszcze ciotką, jestem za młoda! - potrząsnęłam głową i złapałam równowagę, po tym jak potknęłam się na schodach. Bravo Luna, jeszcze tego brakuje żebyś się przewróciła i zepsuła cały rezultat. Wzięłam wdech, wygładziłam spódniczkę i otworzyłam drzwi. Stał tam. Oparty o futrynę, wpatrzony w ekran telefonu. 

-Hej - powiedziałam wesoło. Podniósł wzrok znad telefonu i spojrzał na mnie tymi swoimi czekoladowymi tęczówkami. Zaniemówił?

-Wow - ułożył usta w kształcie litery O. Uśmiechnęłam się w duchu. Chyba pokłonie się Ambar kiedy wrócę. - Wyglądasz prześlicznie - uśmiechnęłam się, a drobny rumieniec wkradł się na moją twarz. Całe szczęście, że róż to zatuszował. Wziął mnie za rękę i udaliśmy się na polane. Matteo rozłożył przenośny stolik, a ja mogłam dokładnie mu się przyjrzeć. Miał na sobie czarne jeansy i biały top. Wyglądał naprawdę dobrze. Kiedy skończył usiedliśmy przy stoliku i zajęliśmy się rozmową o wszystkim. Kiedy słońce zaczęło zachodzić a Matteo uczył puszczać mnie kaczki, jak to ja, musiałam się potknąć. Zapamiętać koturny, nie obcasy na spacer po polanie, chyba że chcesz zaliczyć wpadkę podczas pierwszej randki. Na całe szczęście mój książę mnie złapał. Uśmiechnęłam się. Położyłam dłoń na jego policzku i przysunęłam twarz bliżej jego...

Chyba najdłuższy rozdział, który dotychczas napisałam xoxo

Nada 

Nadzieja Jest BroniąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz