Rozdział 10

425 24 4
                                    

*Luna*

Wtulona w Matteo zapomniałam o otaczającej mnie rzeczywistości i poczułam się jak w domu. Po chwili, która zbyt szybko minęła, odsunęłam się od chłopaka. Popatrzyłam w jego brązowe tęczówki uśmiechnęłam się lekko, nie wiedząc czego się teraz spodziewać.

-Może pójdziemy na jakieś dobre lody czekoladowe? - zapytał drapiąc się po karku - Znaczy... Jeśli chcesz, ale no cmentarz nie....

-Jasne! Chodźmy - uśmiecham się promiennie a napięcie znika z twarzy chłopaka i ciągnąc mnie za rękę wybiegamy ze cmentarza, wesoło się śmiejąc.

*Matteo*

Płacę za desery lodowe i siadam na przeciwko szatynki, która obserwuje ulicę i intensywnie o czymś myśli. W pewnej chwili na ślepo bierze łyżeczkę z lodem czekoladowym, brudząc sobie przy tym cały nos. Zaczynam się wesoło śmiać, a Luna budzi się z transu. 

-Co? - pyta patrząc na mnie podejrzliwie a ja tylko głośniej się śmieje - No co? - trzepie mnie w ramię i zaczyna się śmiać - O co Ci chodzi? - próbuję się opanować.

-Nic... po..po...po - mówię pomiędzy napadami śmiechu - Po prostu masz.... - mówię i sięgam ponad stół i kciukiem ścieram loda z jej noska.

-Jesteś beznadziejny ... - śmieje się dziewczyna i trzepie mnie serwetkami po głowię, przez co jeszcze głośniej się śmieje.

-Mogę Cię o Coś zapytać? - pytam i odkładam łyżeczkę na stolik. Luna nie pewnie mi się przygląda, po czym z westchnieniem kiwa głową.

-Ale nie obiecuje, że odpowiem na nie całościowo... - uśmiecha się zmieszana. Kiwa głową ze zrozumieniem.

-Czemu przyszłaś dzisiaj na grób Cartera? 

-Po prostu.... - waha się - Czuję się cholernie odpowiedzialna za jego śmierć, bo gdyby nie ja On.... - zatrzymuje się na chwilę i myśli, a ja kręcę głową - nigdy by go nie zabrakło między nami - szepce a pojedyncza łza spływa po jej policzku i spuszcza 

-Przecież go nie zabiłaś Luna - szepce i unoszę jej podbródek. 

-Dosłownie nie....

-Nie! Luna każdy mógł być w tym miejscu co ty. Nawet Maia, a On i tak by to zrobił! Zrozum, że On taki był! Cholernie perfekcyjny ... BYŁ bohaterem!

Dziewczyna nic nie mówi tylko wpatruje się we mnie z oczami wielkimi jak spodki, nie wiedząc co powiedzieć. Biorę głęboki wdech i uspokaiam drżenie dłoni.

-Nie możesz się o to obwiniać, nie możesz tego tak przeżywać, Luna.

-A ty jak niby przeżyłeś sytuację z twoją mamą? - pyta szeptem.

-To była zupełnie inna sytuacja - kręcę głową - do jasnej cholery Luna....

-A skąd ja mam to wiedzieć!

-Spotykaliśmy się! Byliśmy parą!

-Ale kiedy, w którym momencie powiedziałeś mi coś więcej o swojej przeszłości?!! - zastanawiam się chwilę i spuszczam głowę.

-No właśnie, Matteo. Nigdy! 

-Luna, bo to nie takie proste... - ponownie opadam na krzesło. 

-Ja wiem, ale nie rozumiem czemu nie chcesz mi powiedzieć o swojej przeszłości!

-Przecież Ci powiedziałem o...

-Jesus Matteo! Powiedziałeś mi o tym, że uciekałeś z mamą, bo ojcu odbijało, ale że było często dobrze! Było dobrze! 

Nadzieja Jest BroniąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz