Rozdział 35 (KONIEC)

487 32 5
                                    

*Matteo*

Patrzyłem z wielkim smutkiem na Maddy przytulającą martwe ciało Cartera do piersi, a po moich policzkach spłynęły pojedyncze łzy. Straciłem najlepszego przyjaciela. Bezradnie spojrzałem na odjeżdżającą Maie z moim i jej ojcem oraz rannym Brianem. Chwiejnym krokiem podszedłem do zapłakanej Maddy i położyłem dłoń na jej ramieniu. Dziewczyna nie zareagowała.

-Wiesz co jest w tym najlepsze? - załkała nadal na mnie nie patrząc, ale wiedziałem, że mówi do mnie - Że przed wejściem tam powiedział mi prosto w oczka, że kocha mnie najbardziej na świecie i pocałował jak nigdy wcześniej, delikatnie i powoli, zawierając w tym wszystkie emocje - zapłakała. Carter zawsze miał problem z mówieniem o uczuciach. Musiał mieć jakieś przeczucie, skoro powiedział o tym Maddy otwarcie. Cieszę się, że to zrobił i unoszę oczy na gwieździste niebo - A co jeszcze ważniejsze... - zaczęła i pogładziła zimną, bladą twarz mojego przyjaciela wierzchiem dłoni - Że spełniło się jedno z jego marzeń... - zaczęła i głośno załkała, wtulając się w jego martwą twarz.

-Że zginął jak bohater, zginął w słusznej sprawie... - dokończyłem za nią. Fioletowowłosa uśmiechnęła się i przytaknęła po raz pierwszym na mnie spoglądając. 

Pocałowała czoło Cartera i wstała z ziemi. Rozejrzała się dookoła i wytarła oczy. 

-Nie chciałby żebym płakała prawda? - zapytała patrząc na mnie i uśmiechnęła się smutno.

-Nigdy nie chciałby, żebyś była smutna! - powiedziałem z wielką pewnością, ponieważ brunet powtarzał mi to wielokrotnie. 

-Dobrze... - szepnęła dziewczyna i podbiegła do mnie, wtulając się w mój tors. Objąłem ją ramionami i pozwoliłem aby pojedyncze łzy zmoczyły mój T-shirt. 

-Ochronił ją - powiedziała z dumą nie odrywając się ode mnie - Rzucił się przed Lunę. On strzelał do niej. Uratował ją. Jestem tak cholernie z niego dumna - oznajmiła, a ja mocniej ją objąłem. Z jednej strony odczuwałem teraz szczęście, że to nie Luna leży teraz martwa na ziemi, ale z drugiej zdałem sobie sprawę, że między nami wszystko się zakończyło i straciłem ją czy jest żywa czy martwa. Tracąc przy tym Cartera,  który mimo mieszkania na końcu Buenos Aires utrzymywał ze mną kontakt i zawsze był żeby mnie wysłuchać. Był dla mnie jak brat. I ja czułem się jakbym stracił brata. Czułem pustkę, nieprzeniknioną pustkę.

-Matteo... - Maddy uspokoiła się i spojrzała na mnie zaszklonym wzrokiem, przepełnionym nadzieją - Powiedz mi, że wszyscy inni są cali, a Nel jest z nami.

-Wszyscy są cali, ale... - przełknąłem slinę. A dziewczyna spojrzała na mnie przerażona. Nie zdążyłem dokończyć, bo za moimi plecami usłyszałem ogłuszający huk. Momentalnie rzuciłem się na ziemię i pociągnąłem za sobą Maddy. Zakryłem uszy dłońmi i wbiłem spojrzenie w ziemie. Po krótkiej chwili odwróciłem się i spojrzałem na płonącą fabrykę. Gwałtownie wstałem i rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu rudych kosmyków włosów mojej przyjaciółki. Zobaczyłem twarze wszystkich, oprócz Liam'a i tej rudej główki, która była dla mnie wielką częścią świata. Krzyk bezradności opuścił moje usta.

Katy wtuliła się w Max'a i schowała twarz w zgłębieniu jego szyi. Chłopak miał roztargane spodnie i sklejone włosy. Rozejrzał się dookoła i zszokowany pogładził swoją dziewczynę po plecach. Zach stał na uboczu nie zbyt wzruszony tym co się wokół działo. Ambar i Caleb wybiegli z lasu i spoczęli przy martwym ciele Caleb'a. Stali przez chwilę zszokowani, aby po chwili wymienić kilka zdań. Blondynka zachowała opanowanie i pomogła Caleb'owi zabrać naszego przyjaciela w bezpieczne miejsce. 

Blondynka jak zwykle wyglądała nienagannie. Za to twarz Caleb'a była pokryta sadzą a z jego prawego ramienia sączyła się krew. 

Luna podtrzymywała się gałęzi drzewa i patrzyła na mnie przerażona. 

Nadzieja Jest BroniąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz