Rozdział 27

378 35 3
                                    


*Nel*

Z trudem otworzyłam sklejone ropą, od płaczu oczy. Poruszyłam lekko dłonią a z moich ust wydobył się krzyk bólu, powodując ponowne łzy. Jak się okazało Maia nie była aż tak głupia i zaopatrzyła tę piwnicę w solidny monitoring. Od dwóch dobrych dni siedzę w kącie pokoju, na starym materacu, w krótkich spodenkach i potarganym topie. Przez co każdej nocy, która z dnia na dzień jest chłodniejsza mój organizm się wychładza. Moje nadgarstki są mocno związane sznurem i wykręcone do tyłu. Każdy najdrobniejszy ruch powoduje, że sznur zaciska się coraz bardziej, blokując swobodny dopływ krwi i zostawia czerwone obtarcia, które od wczoraj krwawią. Moje kostki również są unieruchomione, jednak nie na tyle, abym nie mogła nimi poruszyć. Od czterech dni nie miałam nic w ustach, nie licząc moich słonych łez. 

Do pomieszczenia weszła Maia i jej chłopak, Brian. Dziewczyna usiadła na skraju materaca i złapała mój pod brudek przekrzywiając go tak, abym patrzyła jej w oczy. Spuściłam wzrok za co dostałam w policzek. 

-Słuchaj mnie teraz uważnie dobrze? - zapytała słodko Maia, prychnęłam. Jedyne co mogłam robić to bronić się w ten sposób - Albo w tym momencie zgodzisz się dołączyć do mnie i pomożesz uwolnić mojego ojca, zebrać sojuszników i pozbyć się zgrai Matteo na dobre...

-Chyba śnisz! 

-Wysłuchaj mnie do końca - powiedziała spokojnie i wstała - Druga opcja brzmi tak... - spojrzała na Briana i złożyła na jego ustach pocałunek, standardowy spektakl, który ma mi przypomnieć jak samotna i beznadziejna jestem. Tylko, że i bez tego spektaklu to robię. Codziennie, sama. Powtarzam sobie jaka to jestem gruba, samotna, beznadziejna, do niczego. Jakim to bezguściem jestem. Jaką to starą panną zostanę w przyszłości... 

Kiedy dziewczyna skończyła swój teatrzyk ponownie zwróciła się do mnie z goryczą w głosie.

-Jeśli mi teraz odmówisz, obiecuję Ci, że zdechniesz tu samotnie, albo wykorzystam Cię jako mój obiekt doświadczalny. Decyzja należy do Ciebie, albo ładnie mi wyśpiewasz wasze plany albo...

Zebrałam w sobie całą pozostałą mi siłę i spojrzałam na dziewczynę. 

-Proszę bardzo! Możesz mnie już powiesić! Mogę nawet umierać w boleściach, ale nigdy, przenigdy nie zdradzę Matteo i.... - nie dokończyłam zdania, ponieważ pięść chłopaka spotkała się z moim brzuchem, moje ciało próbowało zwinąć się w kłębek, jednak sznury to uniemożliwiały i sprawiły mi jeszcze więcej bólu. Przenikliwy krzyk wydobył się z mojego wnętrza, a po chwili do moich uszu doszły odgłosy oddalających się kroków i szyderczych, gardłowych śmiechów. Zamknęłam oczy i spróbowałam nie myśleć o paraliżującym bólu. Starałam się skupić całą swoją uwagę na Liamie, na Lunie, na Naomi, na Matteo na tym, że wszyscy tam są bezpieczni, że nic im nie jest....

*Luna*

-Matteo, proszę... - spojrzałam w jego smutne i pełne żalu oczy. Zawiodłam go. Tak bardzo go zawiodłam. 

-Luna, odtrąciłaś mnie. Nawet nie wiesz jak się o Ciebie martwiłem, co przeżywałem, aby móc Cię tylko raz przytulić, abyś Ty mnie odtrąciła - oczy mnie zapiekły. Przeniosłam swoje spojrzenie an sufit i zamrugałam kilkakrotnie. 

-Matteo, proszę... - nie pozwolił mi dokończyć.

-Nie Luna. Muszę zobaczyć, że jesteś tą dawną Luną,a nie jakimś wyblakłym duchem - minął mnie nawet na mnie nie patrząc. Osunęłam się po ścianie. Jednak nie płakałam. Zrobiłam to raczej z nadmiaru emocji. Jednak wiedziałam, że wszystko popsułam i za wszelką cenę pragnęłam to naprawić. Posiedziałam tak chwilę, po czym podniosłam się z ziemi i zajrzałam do Naomi. 

-Hey, pomóc Ci? - niepewnie podeszłam do dziewczyny, nie wiedząc czego się spodziewać. Uwierzcie mi, spodziewałam się wszystkiego, wszystkiego, ale nie tego. Siostra Matteo mocno mnie przytuliła. 

-Tak się cieszę, że wróciłaś, że wróciłaś duchem - poczułam pojedynczą łzę, na moim ramieniu, która spadłam z twarzy dziewczyny - Nie martw się Matteo! On musi to sobie ułożyć. Martwi się. Wierzę, że się pogodzicie - przytaknęłam lekko głową i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Cofnęłam się momentalnie a Naomi się zaśmiała. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że odkąd tu się znalazłam, tu wróciłam, nie zmieniłam stroju. 

-Tak, wyglądasz strasznie. Za drugimi drzwiami znajdziesz jakieś czyste ubrania. Ambar o to zadbała - zaśmiała się  - Nigdy nie myślałam, że będzie z niej pożytek. Włóż jakieś czyste rzeczy i możesz do mnie wrócić, to posegregujemy te kartki, bo wieczorem przyjedzie nasze wsparcie.

Uśmiechnęłam się do dziewczyny i weszłam do ,,garderoby". Zapaliłam żarówkę, której blask rozświetlił pomieszczenie. Zrzuciłam z siebie brudne ubrania i przekopałam półki. Rozczesałam włosy i przemyłam twarz zimną wodą. Spuściłam głowę i zgarnęłam moje włosy wiążąc je w koński ogoń. Wypuściłam przednie pasma i założyłam czarne getry. Na stopy wciągnęłam jakieś pierwsze lepsze tenisówki z brzegu. Jako górną część garderoby wybrałam luźny różowy T-shirt z prostym, czarnym napisem na wysokości klatki piersiowej. 

Wieczorem w naszej fabryce pojawiła się piątka nowych osób. 

Katy Blue - czarnowłosa azjatka z przecudownym uśmiechem. Spec od planowania. Dziewczyna Max'a. 

Max Harvey - był wysokim blondynem o niebieskich oczach. Spec od demolki. Na dzień dobry powitał nas bardzo groźnym stwierdzeniem: ,,Łapy precz od Katy!" 

Carter Hero - brunet o jasnych tęczówkach i silnej budowie ciała. Ten od bicia. Chłopak Maddy, ruszysz ją a giniesz!

Medelain (Maddy) Herdia - fioletowo włosa, pozytywnie stuknięta siedemnastolatka. Ta od strategi. Dziewczyna Cartera.

Zach Fitz - czarnowłosy, wysoki osiemnastolatek. Matteo go nie lubi! Podobam mu się! Za miły jak na takiego kolesia. Muszę na niego uważać. Przyplątał się do mnie. Nie daje mi spokoju. Nachalny, ale miły. On też nie przepada za Matteo. Matteo go jednak nienawidzi. 



Nadzieja Jest BroniąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz