Rozdział 9

1K 62 8
                                    

~W życiu jest jak w matematyce,
Jeśli idzie zbyt łatwo,
To robisz coś prawdopodobnie źle ~

*Naomi *
Jestem coraz bardziej wściekła na Lunę.  Co Ona sobie wyobraża, że może tak traktować moją rodzinę. Mojego brata. Oj, nie. Już miałam Jej wygarnąć co o NIEJ ter myślę kiedy w mojej kieszeni zaczęło coś wiórować i zaczęła lecieć piosenka One Direction Story of my life.
-Halo?!  - złośliwy krzyk opuszcza moje usta.
-Pana Naomi Balsano? - słyszę poważny głos po drugiej stronie słuchawki,  jednka się tym nie przejmuje.
-Tak,  o co chodzi? - mówię dość szorstko.
-Pani brata potrącił samochód....
-Zaraz... Łoło chwilą. Ale jak to? To musi być jakaś pomyłka. On...
-Proszę dać mi skończyć.  Rozumiem zdenerwowanie panienki, ale proszę milej. Niech Pani się trochę uspokoi. Pan Matteo przygotowywany jest właśnie do operacji.....
-Jakiej??? - moje zdenerwowanie można wyczytać z paru kilometrów.
-Wszystkiego dowie się Pani na miejcu...
-W jakim jest spzitalu?
-Głównym....
-Dziękuję.  Zaraz tam będę. - rozłączyłam się. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Gwałtownie podniosłam się z ziemi,  na której nie wiem jak się znalezłam i obróciłam się w  kierunku Luny.
-To Twoja wina! Rozumiesz to przez Ciebie.  Wszystko to Twoja wina. Po co w ogóle mieszałas się w nasza życie? - w sumie sama ją do Niego dopuściłam, ale to Ona to wykorzystała.
-Naomi co się stało?
-Co się stało?  Co się stało Luna?  Matteo walczy o życie, to się stało, ale nie ma sie czym przejmować nie!  Co z tego,  że to wszystko przez Ciebie. To Twoja wina. - szatynka mnie przytula.  Wyrywam się z Jej uścisku i biegnę w stronę szpitala. To tylko pare przecznic. Po przekroczeniu progu spzitala. Kieruje się do sali operacjnej,  w której znajduje się Matteo.  Przyłożyłam ręce do zamkniętych drzwi i zsunęłam się pozwalając łzą płynąć po moich policzkach. Mój chłopak,  który przebiegł Tu za mną otacza mnie swoimi ramionami. Nagle słyszę kolejne kroki.
-Naomi....
-Luna?   Co Ty tu robisz? - patrzę na dziewczynę że złością,  jednka ta jest w gorszym stanie niż ja.
-Powiedz mi prawdę.
-Gaston pójdziesz mi po coś do picia? - pytam chłopaka.  Ten składa pocałunek na moim czole i odchodzi.
-Jaką prawdę?
-O nim...
-Jaką? 
-Nie rób ze mnie głupka...
-Powinnien zrobić to mój brat. Ja nie mogę Ci powiedzieć.
-Nic???- pyta.  Tera dopiero patrzę Jej w oczy.  Są spuchnięte i zaszkolne.  Zrobiło mi się Jej szkoda.  Nie powinnam się tak na nią wydzierać.
-Jest pewna rzecz, o której powinnaś wiedzieć. - wzięłam głęboki wdech - Przed wszystkimi złymi wydarzeniami z tej nocy Matteo miał pewną przyjaciółkę. Kochał ją jak siostrę. Prawie tak jak mnie.  Jednka Ona nie była tym kim za kogo się podawała.  Maia była zwykłą świnią, która Go wykorzystała i...- przerwałam widząc pytające spojrzenie szatynki.
-Jaką Maia??
-Yyy..... Simonetti? - zawachałam się - Tak Simonetti. - wyraz twarzy Luny mnie przeraził. Zbladła. Ona coś musi wiedzieć - Luna czy chcesz mi coś powiedzieć?
-Maia Simonetti. Wróciła do Buenos Aires....Myślisz, że ma coś wspulnego z wypadkiem Matteo?
-Kiedyś nam groziła. Nie wierzyłam Jej. Nie myślałam, że mówi to na poważnie. - oby dwie zamarłyśmy kiedy chciałam zadać kolejne pytanie z sali wyszedł lekarz. Rozmowa,  którą odbyłyśmy przed chwilą nie miała znaczenia. Na razie. Jak wszytsko się wyjaśni wrócimy do Niej. Teraz liczy się tylko stan mojego brata.
-Pan Balsano... Jego stan jest stabilny.

*Luna*
Ułożyło mi na słowa lekarza. Chwilę potem pojawił się Gaston. Naomi wpadła w Jego ramiona. Wyglądali tak słodko
-Mogę się z nim zobaczyć? -zapytałam korzystając z okazji.
-Proszę.... - lekarz wskazał dłonią odpowiednie drzwi.  Wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam klamkę.  Moim oczom ukazał się Matteo. Leżał patrząc się w jedne punkt. Kiedy zorientował się,  że Tu jestem obrócił się do mnie tyłem.  Zasłuzyłam sobie. Podeszłam bliżej i usiadłam na krześle obok szpitalnego łóżka.
-Matteo bardzo Cię przepraszam... Proszę Cię spójrz na mnie.  - ostatnie słowa powiedziałam przez łzy.  Zamknęłam oczy aby uniemożliwić im dalsze spływanie. Nagle czyjś kciuk otarł moje łzy. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
-To nie tylko Twoja wina Luna. Też nawaliłem.?  uśmiechnęłam się na te słowa i przytulilam chłopaka. Dopiero po chwili zrozumiałam co zrobiłam.  Jednka Matteo mnie nie odrzucił. Pogłębił uścisk. Po chwili odsunęliśmy się od siebie.  Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Chłopak nie pewnie zmniejszył odległość między nami....

Nada

Nadzieja Jest BroniąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz