Rozdział 8

360 25 1
                                    

*Matteo*

-Wróciłaś do mnie Luna...

Kiedy nasze wargi prawie się spotykają słyszę jak ktoś wymawia moje imię. Podnosimy z szatynką głowy. W moim kierunku biegnie Josie z teczką pod ramieniem. Rzuca mi się w ramiona, a ja odskakuje do tyłu ledwo utrzymując równowagę. Odsuwam ją od siebie,a ciemnowłosa dopiero teraz zauważa zapłakaną twarz Luny.

-Jeju, przepraszam. Przeszkodziłam...- Luna macha dłonią.

-Ja już i tak powinnam wracać do domu - mówi i biegnie w kierunku ulicy.

-Nie! Luna! Proszę poczekaj! - robię duży krok w stronę sztynki jednak ta wsiadła do taksówki i odjechała. 

-Cholera jasna! - kopię pobliską ławkę i zakładam ręce za głowę.

-Matteo ja naprawdę przepraszam... - zbywam Josie ręką i odchodzę w przeciwnym kierunku kierując się do fabryki. Po raz kolejny wszystko spierniczyłem. 

*Luna*

Trzaskam drzwiami i wchodzę do kuchni. Moja mama wrzuca pojemniki z jedzeniem do czarnej, skórzanej torby, nie zdając sobie sprawy z mojej obecności w pomieszczeniu. 

-Za ile wrócisz? - pytam opierają się o futrynę od drzwi. Moja rodzicielka podskakuje i przenosi pełne smutku spojrzenie na mnie.

-Nie będzie mnie aż miesiąc, kochanie... - szepce. Odganiam łzy i mocno wtulam się w mamę.

-Ach, Luna... - szepce i gładzi moje włosy - Hej, co jest? Wszystko będzie dobrze. Meredit będzie z Tobą. Poza tym jesteś moją silną córką. Nic nie może Cię powstrzymać w walce o marzenia - zakłada pasmo moich brązowych włosów za ucho i się do mnie uśmiecha - Jesteś moją córeczką i obiecuje, że jak tylko wraz z tatą wrócimy do domu pojedziemy na wspólne wakacje, dobrze? - kiwa twierdząco głową i ponownie rzucam się w ramiona mamy. 

-Kocham Cię mamuś!

-Ja ciebie bardziej, słoneczko - śmieję się i całuje mój policzek wychodząc z pomieszczenia. 

Przez kuchenne okno obserwuje jak pakuje swoje torby do taksówki. Macham jej i przykładam dłoń do szyby. Żółty samochód z piskiem opon odjeżdża z naszego podjazdu. Zabieram rękę z szyby i osuwam się po szafce. Podciągam kolana pod brodę i staram się opanować drżenie rąk.

Zostałam sama.

Całkiem sama.

Nie mam nikogo.

Wszyscy mnie zostawili. A wszyscy zrobili to, bo tego chciała. Kazałam im odejść. Odepchnęłam wszystkich. 

*parę godzin później*

Otulona kocem mamy siedzę na sofie w salonie i oglądam jakieś romansidło i analizuje swoje życie. Mam naprawdę wiele. Duży dom, tonę pieniędzy, kochających rodziców...

Wiele osób dałoby wiele żeby mieć choć w połowie tak dobrze jak ja. A ja najzwyczajniej w świecie nie potrafię tego ani trochę docenić. 

Zastanawiam się nad tym kim tak naprawdę jestem. 

Nagle rozlega się dzwonek do drzwi. Zaskoczona wstaję z kanapy i solidnie otulam się kocem, ponieważ mam na sobie jedynie T-shirt do ud i zwykłe, czarne majtki od bielizny. Meredit miała być dopiero za dwa dni, kiedy wróci z urlopu, na który udała się z rodziną. Przekręcam zamek w drzwiach i się odsuwam nie wiedząc czego się spodziewać. Zapalam światło przed drzwiami wejściowymi i otwieram je na oścież przyglądając się postaci tuż za nimi.

-Ambar.... - szepce z niedowierzaniem.

-Jeśli myślałaś, że pozbyłaś się mnie na zawsze zołzo to się grubo pomyliłaś. Zsuń się - przepycha mnie w drzwiach i machając trzema siatkami z zakupami przed moimi oczyma wchodzi do środka i kieruje się do mojego pokoju na piętrze. Zszokowana zakluczam drzwi i podążam za blondynką. 

-No dobra...- zaczyna rzucając torby na moje łóżko - Czas abyś się ogarnęła i w 100% wróciła do żywych, łamago.

Ambar ręką zrzuca wszystkie ciemne odcienie pomadek i błyszczyków z mojej toaletki wprost do kosza po czym kieruje się do mojej garderoby. Nie jestem w stanie się poruszyć, więc stoję jak sparaliżowana na środku mojego pokoju obserwując poczynienia blondynki i wsłuchując się w jej monolog.

-Wiesz co? Matteo mi trochę mówił o tym co się ostatnio między wami działo. I wiesz co laska? - patrzy mi w oczy, a w dłoni trzyma jeden z moich czarnych, obcisłych T-shirtów - Naprawdę musisz do nas wrócić. Dziewczyno nudno jest bez twego zamętu, chociaż muszę przyznać, że Mads prawie Ci dorównuje - śmieje się i rzuca kolejną stertę ubrań do worka. 

-Aczkolwiek to nie to samo co twoja roztrzepana natura - kręci głową i z dużego kosza wyciąga moje stare ubrania - Kiedy lawina ubrań dwa miesiące temu wypadła z Twojego okna, dużo myślałam i doszłam do wniosku, że szkoda, żeby się zmarnowały, więc zakradłam się pod twoje okno tej samej nocy i wszystko zebrałam. 

-Za dobrze Cię znam żeby uwierzyć, że pozbyłaś się ich na zawsze. No! - otrzepuje spodnie i siada obok mnie i bierze moje dłonie w swoje ręce i intensywnie mi się przygląda.

-Ej no,ale weź. Stephanie? Really?  Spodziewałam się po Tobie czegoś o wiele lepszego skarbie - kręci z politowaniem głową - Ta suka jest moją plastikową i nieudaną kopią. Proszę nie oszukujmy się Ona ma skarpetki w staniku - po raz pierwszy od dłuższego czasu szczerze się śmieję i rozluźniam zaczynając wierzyć, że jeszcze wszystko może wrócić do normy. 

-To nie jest śmieszne! Jak mogłaś zacząć zadawać się z tą suką, suko?! - dźga mnie w ramię i wybucha śmiechem. Obejmuje przyjaciółkę.

-Jeju naprawdę mi Ciebie brakowało, suczko - szepce Ambar tuż do mojego ucha. Śmieję się.

-Powiedz mi jak z Caleb'em manipulatorko, huh? Wiem, ze dużo mnie ominęło więc chce to nadrobić - blondynka przez chwilę się zastanawia.

-Za ile wróci Twoja mama? - pyta.

-Miesiąc.

-Huh, to za tydzień skończę opowiadać, ale zanim zacznę - wstaje z kanapy i wybiega z pokoju, kończąc swoją wypowiedź na schodach - Muszę coś zjeść! Te kremowe ciastka nadal są w półce nad lodówką?

-Tak - śmieję się z politowaniem i zbiegam na dół za przyjaciółką. 

-No co? - pyta kiedy spotyka moje rozbawione spojrzenie.

-Tylko nie zjedz wszystkich skoro masz opowiadać cały tydzień.

-Pfi - macha ręką i sięga po kolejną kremówkę.

-Meredit będzie dopiero w środę - cofa rękę i zakręca słoik.

-Okey. Wygrałaś! - z powrotem kieruje się na górę, a ja głośno się śmieje.

-Tyłek Ci urósł Blondyna!  - Ambar pokazuje mi język i trzaska drzwiami mojego pokoju - Tak to było bardzo dojrzałe! - krzyczę i kręcąc głową biorąc jedną kremówkę do ust i sięgam po paczkę paluszków z górnej półki po czym wracam do pokoju. Zastaje w nim rozwaloną na łóżku Ambar bawiącą się moimi pluszakami.

-Jesteś żałosna - oznajmiam ze śmiechem, za co dostaję poduszką,a  blondyna ponownie pokazuje mi język.

-A ty dziecinna. Co za nastolatka ma tonę pluszaków na łóżku? - pyta a ja pokazuje jej środkowy palec.

-Mój języczek był bardziej dojrzały niż twój gest wykonany dłonią z użyciem palca.

-Jaki się z Ciebie filozof zrobił

-I masz odrosty!

-Pfff - kładę się obok przyjaciółki i zaczynam słuchać jej opowieści.

Nadzieja Jest BroniąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz