Rozdział 16

645 43 6
                                    

Luna patrzy na mnie czekając na jakąś reakcje z mojej strony.
-Luna...

-Luna chce żebyś wiedziała, że... - oczy dziewczyny się powiększyły - Nie jesteś mi obojętna. - tylko na tyle było mnie teraz stać. Luna mocno mnie przytuliła. Odwzajemniłem uścisk i uśmiechnąłem się. Dziewczyna po chiwli odsuneła się ode mnie.
-Co teraz? - w jej głosie słuchać było nadzieje. Zamyśliłem się a w mojej głowie pojawił się przebłysk, psujący mój entuzjazm.
-Jesteś z Sergio.
-Nie jestem, Matteo. Nie jestem. - uśmiechnęła się i pogładziła mnie po policzku. 
-Skoro nie, to myślę, że... - złapałem jej dłoń i splotłem nasze dłonie razem. Luna spojrzała na nie, a potem na mnie. Uśmiechnęła się szeroko.
-Chcesz się przejść? - zapytałem. Pokiwała ochoczo głową.
Szliśmy pochłonięci rozmową, a uśmiechy nie znikały nam z twarzy. Kiedy dotarliśmy w okolice miasta przed nami stał szereg karetek pogotowia. Spojrzałem na Lunę była równie bardzo zszokowana jak i ja. Podeszliśmy bliżej. Luna przybliżyła się do mnie kiedy tylko zobaczyła ślady krwi, w których pokryta była duża część betonu.
-Przepraszam - podszedłem do jednego z lekarzy. Obrócił się i na mnie spojrzał. Był to mężczyzna w średnim wieku, dość wysoki. Na jego twarzy przewijała się niepewność.
-O co chodzi chłopcze? - miał niską, twardą barwę głosu.
-Można wiedzieć co się stało?
-Ach, teoretycznie nie. Jednak za parę chwil i tak zjedzie się tu tłum mediów, więc nie zaszkodzi sprzedać komuś prawdziwych informacji. - westchnął ciężko i się zaśmiał. - Znaleźliśmy tu młodą dziewczynę. Chyba straciła przytomność. Co się stało dokładnie dowiemy się za parę minut, gdy osoba, która nas wezwała zda zeznania. Dziewczyna jest w nie za ciekawym stanie, ale nie takim, który zagrażał by jej życiu. Mam nadzieję, że z tego wyjdzie. - spojrzałem kontem oka na zszokowaną Lunę tulącą się do mojego ramienia. - Jak dobrze pójdzie za dwa tygodnie wróci do domu. Szkoda mi jej. Ładna, młoda, wysportowana. Kiedy się ocknęła powiedziała żeby do nikogo nie dzwonić, bo nikt nie przyjedzie. Dziwne prawda? - kiedy tak przestawił sytuację mi samemu zrobiło się żal dziewczyny. Chciłem jej pomóc. - Sam dołożę wszelkich starań żeby Nel wróciła do zdrowia najszybciej jak się da.... - momentalnie zesztywniałem. I podniosłem głos.
-Chwila, Nel? - lekarz spojrzał na mnie przenikliwie.
-Tak Nel. Nel Hart dokładniej - zrobiło mi się słabo...

Nadzieja Jest BroniąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz