Rozdział 24

598 38 2
                                    

*Matteo*

Po krótkim wytłumaczeniu co się przed chwilą stało byłem pełen gotowości do stawienia czoła bandzie Mai. 

-Ej,Matteo trzeba wymyślić plan, nie możemy tam tak wpaść, nie widząc nawet w której z ich baz są... - zaczął Caleb.
-Jeśli coś się stanie Lunie, obiecuje, że osobiście ich wszystkich pozabijam... - powiedziałem ściągając plecak z pułki. 
-Uspokój się, proszę - Naomi wyrwała mi plecak z rąk i rzuciła w kąt.
-Ja bym się bardziej martwił o Nel, nie? To o nią od początku im chodziło?
-Liam, ale Nel wie co robić w takich sytuacjach... - zacząłem coraz bardziej zły i zirytowany.
-No i co z tego? Jest sama na ich całą bandę....                                                                                                          -Ale tam jest moja Luna, której grozi więcej ok? - zacisnąłem pięść i podszedłem do chłopaka. 

-Uspokójcie się do jasnej cholery! - krzyknęła Naomi zwracając naszą uwagę na jej osobę - Wymyślmy ten przeklęty plan, znajdźmy je i odbijmy, bójki w niczym nam nie pomogą, a mogą tylko przeszkodzić.
-Naomi ma rację, ale przyda nam się jakieś wsparcie? - Caleb obszedł biurko z komputerami i zbliżył się do nas.
-Załatwię wsparcie, Caleb. Zaufaj mi - Naomi uśmiechnęła się.
-Staram się Ci ufać,ale nie oszukujmy się, nie mam do tego zbytnich podstaw.
-Ha, ha, ha - powiedziała moja siostra i usiadła przy komputerze.

*Luna*
-Na jakiej podstawie zamykają nas w jakiejś piwnicy? - powiedziałam zirytowana ponownie oglądając pomieszczenie. Była tu mała stara kanapa, jakieś zwilgotniałe biurko, spleśniały dywan i kurz, dużo kurzu, bardzo dużo kurzu, bardzo, bardzo dużo kurzu. Do tego śmierdziało tu ,,śmiercią". 
-Luna, to jest gang Simonetti wszystko ma jakiś cel, a my musimy Go odkryć i przechytrzyć - powiedziała Nel.
-Ale jak? - wrzuciłam ręce w powietrze.
Nel wstała i rozejrzała się po pomieszczeniu. Zatrzymała się przy jednym z kątów, gdzie odpadał tynk ze ściany. Przejechała ręką po jakiejś wypukłości. Kopnęła nogą w ścianę. Z ściany wypadł jakiś metal. Nel w ostatniej chwili go złapała aby nie narobił hałasu. 

-Luna, chodź -  wstałam z ziemi i oczepałam spodnie po czym podeszłam do dziewczyny. Nachyliłam się do miejsca, które badała. W ścianie było długie wzgłębienie, z którego dobiegało malutkie źródło światła. 

-Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie, dobra? - powiedziała szybko. Kiwnęłam głową. Nagle usłyszałyśmy jakieś odgłosy dobiegające z odległości.

-Idą Tu! Szybko... - odsunęła się i na zakurzonej podłodze narysowała niechlujny plan - Uciekniesz stąd i wezwiesz pomoc. Tu - wskazała palcem na punkt na jej rysunku - znajdziesz najbliższy dworzec...

-Zaraz skąd to wiesz?

-Byłam topografem a te okolice znam na pamięć. Jesteśmy jakieś osiem kilimoetrów od bazy. Dostaniesz się tam... - przerwała i spojrzała na moją zszokowaną twarz.

-A co z Tobą? - zapytałam.

-O mnie się nie martw dam sobie radę, jasne? - stałam jak słup przed otworem - Luna błagam Cię... - dziewczyna złapała mnie ze ramiona i spojrzała w moje zszokowane oczy - Musisz to zrobić, Matteo sobie bez Ciebie nie poradzi, kocha Cię jak nikogo przed tem. Uciekaj! - zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech...

-Ja.... Kocham Cię Luna

Otworzyłam oczy i wypuściłam powietrze. Szybko wpakowałam się do metalowego otworu i posłałam Nel słaby uśmiech. Dziewczyna zrobiła to samo
-Znalazłaś sposób żeby nauczyć Matteo czuć, znajdziesz i wyjście z tej dziury. Dasz radę -powiedziała i  zamknęła klapę. 

Zamrugałam kilka razy oczami, aby przyzwyczaiły się do ciemności. Po woli skierowałam się do przodu. Kurz łaskotał moją twarz. Starałam się poruszać jak najciszej. Po trzech minutach wędrówki kolana zaczęły mnie piec...

-On....On... Zgwałcił mnie... - przytuliłam Nel....

Zignorowałam ból. Dostałam się do rozgałęzienia. Miałam do wyboru trzy trasy: prosto, w prawo lub w lewo. 

-Nie,nie, nie... Luna skup się! - zaczęłam mówić sama do siebie. Nagle usłyszałam jakieś głosy dobiegające z lewej części tunelu. Bez dłuższego namysłu, najciszej jak potrafiłam skierowałam się w tamtą stronę. 

-Dobra Maia masz dziewczyny, co dalej? Nadal nie rozumiem co dalej mam robić...- powiedział jakiś męski głos. Przybliżyłam się do kraty. 

-Och Brian musisz jeszcze wiele rzeczy zrozumieć - Maia podeszła do wysokiego, muskularnego chłopaka i położyła dłoń na jego piersi - Widzisz... Balsano i mój ojciec siedzą nadal w pudle. Moim zadaniem jest ich wyciągnąć aby zakończyć to zaczęliśmy parę lat temu zdobyć władzę, potęgę,ale najpierw musimy wyeliminować przeszkody. Nel i Matteo.  A potem pójdzie z górki wystarczy zamontować czip i wte.... - chłopak położył jej dłoń na ustach. I wskazał palcem w stronę kraty. Momentalnie się cofnęłam. Moje serce zaczęło bić w szybszym tempie. Usłyszałam kroki zbliżające się do otworu. Przyłożyłam dłoń do ust, aby nie wydać żadnego dźwięku. Jakaś dłoń znalazła się na kracie. Spróbowałam odsunąć się jeszcze dalej.... 

-Kocha Cię jak nikogo innego...

Uspokoiłam oddech i wycofałam się. Ktoś w tym momencie szarpnął za kraty, prawie je wyrywając. Zaczęłam się szybciej cofać. Po chwili znalazłam się ponownie w rozgałęzieniu i bez namysłu wkroczyłam do pierwszego tunelu. Oparłam się plecami i wypuściłam powietrze.

-Wydawało mi się, że kogoś widziałem....

-To pewnie szczur. Pełno ich tutaj. No chodź kochanie....

Stłumione, odległe głosy doszły echem do miejsca,w którym się znajdowałam. Odetchnęłam z ulgą i ruszyłam dalej do przodu. Po paru chwilach zobaczyłam przebijające się światło. Ruszyłam w jego kierunku. Znalazłam się przed metalowymi drzwiczkami. Ostrożnie włożyłam dłoń do wgłebienia i popchnęłam metal. Zaskrzypiał, ale się poluzował tworząc otwór. Znajdowałam się jakieś 5 metrów nad ziemią a prze de mną stał potężny dąb z rozłożystą koroną. 

-Uciekaj Luna...

Pchnęłam drzwiczki otwierając je na oścież. Spojrzałam w dół i zakręciło mi się w głowie...

-Szybko, Luna....

Obróciłam się tyłem i ostrożnie położyłam lewą stopę na gałęzi. Następnie złapałam się rękoma wystającego z betonu przy drzwiach drutu. Kiedy przeniosłam ciężar ciała na stopę znajdującą się na drzewie, zrobiłam ostrożny obrót 180 stopni i położyłam prawą dłoń na wyższej gałęzi. Następnie puściłam drut i przeniosłam tam kolejną dłoń. Podciągnęłam się i postawiłam drugą nogę na drzewie. Niestety moja stopa się ześlizgnęła i straciłam równowagę. Zderzyłam się z twardym i wilgotnym podłożem. Szybko wstałam i rozejrzałam się. Znajdowałam się na mokrym od deszczu betonie tuż za metalowym płotem, za którym wznosiła się obszerna budowla. Wstałam i przypomniałam sobie mapę narysowaną przez Nel. Pobiegłam ile sił w nogach w kierunku przystanku, który znajdował się 200 metrów dalej. Przejrzałam rozkład odjazdu autokarów. 

-Cholera! - krzyknęłam zdesperowana. Mój ostatni transport opuścił to miejsce jakieś trzy minuty temu,a kolejny miał nadjechać za dwie godziny. 

-Dziecko nie krzycz tak, straszysz mi gołębie - powiedziała jakaś staruszka, która siedziała na ławce obok i karmiła głodne ptaki.

-Przepraszam, ale wie może Pani jak najszybciej dostać eis na Cecilla Gierson? 

-Jeśli pobiegniesz wschodem ....

-Czym? 

-Chwilę prosto skręć w lewo i cały czas prosto - westchnęła.

-Dziękuję - podziękowałam i ile sił w nogach ruszyłam ulicą. Po pokonaniu jakiegoś kilometra była zmęczona. Nagle zobaczyłam wysoką sylwetkę zmierzającą w moim kierunku....

Nadzieja Jest BroniąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz