Rozdział 34

411 29 8
                                    

*Nel*

Usłyszałam wybuchy i strzały. Przeraźliwe krzyki i serię kroków. Mimo tego moja dłoń nie przestawała rysować na moim nadgarstku wzorów. Kiedy skończyłam rysować wielkie serduszko, a w nim literę ,,L" mój umysł nagle, gdzieś odpłynął...

Założyłam jeszcze tylko moje zniszczone, białe converse i wyszłam z mojego ,,domu", który miał tylko jedno pomieszczenie. Przeszłam na drugą stronę ulicy i zatrzymałam się przy starym opuszczonym sklepie sportowym. Pamiętam, że jak miałam czternaście lat i uciekłam z domu zawsze tu przychodziłam i siedziałam do wieczora korzystając ze sprzętów na stanie. Pani Harrison była tak wspaniałą kobietą, że pozwalała mi przesiadywać tam całymi dniami, żywiąc mnie przy tym. Pamiętam jak płakałam kiedy rok później musiała wyjechać do swojej córki do Europy. Uśmiechnęłam się do siebie i przejrzałam w zakurzonej, szklanej szybie. Moje rude włosy upięłam w wysokiego kucyka. Założyłam gładki, czerwony T-shirt od pana Johnsona i wpuściłam go w czarne rurki. Spojrzałam na moją naturalną twarz. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na moje oczy, które były całym moim wielkim makijażem. Wydłużone rzęsy i nierówna kreska eylainerem. Mimo wszystko dzisiaj podobałam się sobie. Cała ja. Nie jakaś część. Wszystko. Moje włosy, oczy, twarz, figura, ciuchy... Nawet moje zniszczone converse były dla mnie najpiękniejszymi butami na świecie. Zarzuciłam koński ogon do tyłu i udałam się w stronę parku. Zerknęłam na rozbity wyświetlacz mojego smartfona od pani Harrison. Odblokowałam ekran i spojrzałam na godzinę, którą pokazywał zegar. 17.48. Miałam dwanaście minut na przejście czterech kilometrów. Byłam pewna, że wyrobię się na czas i włożyłam moje niebieskie słuchawki, w których rozbrzmiewały dźwięki piosenki The Vamps i Shawn'a Mendesa. Wcisnęłam telefon do kieszeni i ruszyłam wąską uliczką przed siebie. Jakaś cząstka mnie strasznie stresowała się tym dzisiejszym spotkaniem. A mój mózg i serce wyrażały sprzeczne uczucia. Całą drogę w mojej głowie rozbrzmiewały dźwięki muzyki i sprzeczne rozmyślenie mojego serca i mózgu.

-Hej! - usłyszałam spokojny głos zza moich pleców. Spojrzałam najpierw przed siebie i zdałam sobie sprawę , że dotarłam na miejsce. Potrząsnęłam lekko głową i uśmiechnęłam się. Obróciłam się twarzą do chłopaka, którego usta układały się w szerokim i szczerym uśmiechu ukazując białe i proste zęby.

-Cześć - powiedziałam lekko zmieszana i zawstydzona. A uśmiech samoczynnie zagościł z mojej twarzy i nie miał zamiaru jej opuszczać. Wyciągnęłam słuchawki z uszu i niechlujnie wepchnęłam je do przedniej kieszeni spodni.

-Co tam? - zapytał luźno brunet.

-A dobrze - pierwszy raz odważyłam się spojrzeć w jego oczy. I wiecie co wam powiem?

Że zawsze uwielbiałam brązowe tęczówki, dopóki nie spojrzałam w te jasne, jego jasne....

-Zechcesz przyjść dzisiaj po dopingować mnie podczas meczu? - zapytał z nadzieją. Zarumieniłam się i szeroko uśmiechnęłam.

-Z wielką przyjemnością - Liam odetchnął z ulgą i obdarzył mnie zniewalającym uśmiechem. Serce zabiło mi szybciej, za wszelką cenę starałam się odgonić uczucia, które jedno za drugim pojawiały się w mojej głowie - W co grasz? - zapytałam z ciekawością i usiadłam pod najbliższym drzewem krzyżując nogi, nie odrywając wzroku od chłopaka. Dziewiętnastolatek poszedł w moje ślady i przycupnął na przeciwko mnie. Spojrzał na moją zarumienioną twarz i uśmiechnął się, po czym oznajmił z dumą:

-Gram w Lacrossa!

-Jeju naprawdę? - zapytałam podekscytowana i wyprostowałam się.

-Naprawdę - Liam zaśmiał się pogodnie.

-Zawsze chciałam móc nauczyć się w to grać, pokazałbyś mi coś? - zapytałam, szokując samą siebie łatwością z jaką te pytanie opuściło moje usta.

Nadzieja Jest BroniąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz