51. Bezwładnie

13 2 1
                                    

Szłam w pośpiechu przed siebie. Torba która taszczyłam przez cały czas wrzynała mi się okropnie w rękę. Nie zwracałam jednak na to uwagi, chciałam odwrócić uwagę od myśli. Chciałam poczuć cokolwiek innego niż ból w mojej głowie. Było już bardzo ciemno i zimno. Mój oddech zostawiał za sobą gesty dym. Dotknęłam policzka który był lodowaty. Zatrzymałam się pod drzewem i wyciągnęłam telefon. Pełna skrzynka wiadomości i połączeń. Zostało mi tylko 7 procent baterii. Znów ktoś dzwoni, odrzucam połączenie i wrzucam telefon daleko przed siebie. Nie chce ich znać, nie chcę nikogo znać! Wszyscy są zakłamanymi egoistami..
Wpadłam w głęboka rozpacz. Straciłam wszystko, miłość i rodzinę. Jestem sama. Niepotrzebna nikomu. Zawsze to czułam, zawsze czułam, że ten świat jest Poza mną. Odchyliłam włosy by rozglądnąć się za czymś ostrym. Butelka po piwie, eureka! Wstałam zostawiając wszystkie rzeczy pod tym właśnie drzewem i ruszyłam przed siebie. Biegam ile sił w nogach w stronę rzeki nad którą to niegdyś pełna wiary po prostu sobie ćwiczyłam. Wiatr był jeszcze zmniejszy, bolało mnie gardło, a łzy kołysały się na moich rzęsach. Z pod drzew wyłonił się piękny widok złotego księżyca. Niebo było czyste i spokojne. Zupełnie inaczej niż w moim sercu. Rozbiłam butelkę i podniosłam kawałek szkła. Nie chcąc dłużej skupiać się na sobie zaczęłam rozcinać powoli lewa rękę. Czując okropny ból i ulgę w jednym przyglądałam się jak na biały śnieg wylewa się potok mojej krwi ,co nie robiło na mnie zbytniego wrażenia. Szczypało bo miało.. Nie byłam jednak w stanie rozciąć już drugiej ręki. Podeszłam więc na pobliski most zaczynając mocno dygotać. W oddali widziałam pięknie oświetloną miejscowość czekającą na święta Bożego Narodzenia. Wszyscy są tacy szczęśliwi, mają tyle nadziei w sobie.. Z zamyślenia wyrwał mnie nagle trzask drzwi samochodu. Dwóch mężczyzn biegnie w stronę rzeki ale nikt mnie nie dostrzega.
- Wiktoria! - Ktoś krzyczy zachrypniętym głosem.

Filip:
Lena była u niej w domu chcąc powitać ją po powrocie ze szpitala. Cholera, nikomu nie powiedziała, że wychodzi. Na szczęście dowiedziała się od któregoś z sąsiadów co zastało Wiktorię pod domem. Obdzwoniła znajomych, trzeba ją koniecznie znaleźć! Razem z Maćkiem szukamy jej już pół godziny. To dla mnie wieczność! Nie mogę znieść myśli, że coś mogło się jej stać. Maciek wpadł na pomysł, że może spaceruje przy ich rzece. Cholera, zna ją lepiej niż ja! Jestem beznadziejny.. Wybiegłem z samochodu, zacząłem krzyczeć. Cisza, brak odpowiedzi doprowadzał mnie do szału. Rozdzieliliśmy się biegnąc w przeciwnych kierunkach. Zobaczyłem most i pochyloną postać. Zamarło mi serce, to była Ona na krótką chwile przed planowanym samobójstwem.

Wiktoria:

- To już czas.. - Popatrzyłam w niebo wyszeptując : "Bądź dla mnie łaskawy"

Wygramoliłam się przechodząc przez lodowatą poręcz mostu. Spoglądnęłam w dół . Zrobiło mi się słabo, ponieważ od zawsze miałam lęk wysokości. Nawet tego nie potrafisz.. No dawaj, skacz. Nachyliłam się jeszcze bardziej. Moje łzy porywał silny wiatr zespalając je z nurtem rzeki. Pragnęłam całkowitego z nią połączenia..
- Nie rób tego!! Stój! - Słyszę zdyszany głos jakiegoś chłopaka biegnącego w moim kierunku. Zamurowało mnie, nie mogłam podjąć kroku w żadnym kierunku.
- Z.. Zostaw mnie! - Koleś chwycił mnie mocno w pasie i przeniósł nad poręczą jak drętwego manekina. Miałam tak zmarznięte dłonie, że nie byłam w stanie się czegoś złapać.
Zamazał mi się obraz, a po chwili już chyba nie kontaktowałam.
Moje ciało stało się bezwładne..
Tylko zimno i ciemność..

Poza NiąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz