Rozdział 7

484 38 0
                                    

- Margaret jest w bardzo dobrym stanie. Zemdlała bo jej organizm inaczej reaguje na takie sytuacje.

- O Boże... Jaka ulga! - odetchnął.

Ja wale czemu on się tak przejmuje?!

- Masz tylko zwichniętą rękę. - zwrócił się lekarz w moją stronę.

- Bardzo się cieszę. Kiedy przyjadą moi rodzice?

- Zaraz przyjdą dostałem informacje że są już na terenie szpitala.

- Dziękuje. - odparłam i zwróciłam się do Jacoba. - A tobie dziękuje, że tu ze mną siedzisz. - parsknęłam śmiechem.

- Nie ma sprawy. - uśmiechnął się do mnie, mocniej ściskając moja dłoń.

- Kochanie rany boskie nic ci nie jest?! - krzyknęła moja mama prawie wbiegając do sali. Oczywiście jest 100% Polką i udarła się po polsku, bo pff po Angielsku? Moja mama nigdy do mnie nic nie powiedziała po angielsku.

Odrazu przestraszona wyrwałam rękę z uścisku szatyna.

Gdybyście widzieli minę Sartorius'a jak usłyszał moją mamę nawijającą po Polsku. Bezcenna.

- Już jest okej mamo. A tak wogóle to jest Jacob, w sumie to go już znasz. Szłam do kawiarni oddać mu jego walizkę, kiedy ta kobieta mnie potrąciła rowerem. - parsknęłam śmiechem uświadamiając sobie, że chyba tylko ja mogłam wylądować w szpitalu, bo ktoś mnie przejechał ROWEREM. - Przyjechał ze mną do szpitala i cały czas przy mnie siedział.

- Dziękuje Jacob. - uśmiechnął się do chłopaka mój tata.

Wowowoowow tato! Nie za wcześnie mu dziękujesz? Dziękować to mu będziesz jak będziesz miał wnuki. Stop. O czym ty myślisz pojebie?

- Dzień dobry i naprawdę nie trzeba mi dziękować bo chyba każdy by tak postąpił. - uśmiechnął się nerwowo Jacob.

Gdy rodzice poszli porozmawiać z lekarzami ja i Jacob tylko się do siebie uśmiechnęliśmy. Po 2 godz. wyszłam ze szpitala.

Rodzice byli samochodem, więc zabraliśmy ze sobą Jacoba.

Było już około 19. Tata zaparkował auto przed domem i poszedł z mamą na spacer po okolicy a mi kazali iść się położyć i wypocząć.

- Jeszcze raz dziękuje jestem ci naprawdę wdzięczna. Mogę coś dla ciebie zrobić? - zapytałam opierając się o framugę drzwi.

- Idź się połóż spać tak będzie najlepiej. - parsknął śmiechem i wyciągnął rączkę walizki podając mi ją. - Możesz podać mi swój numer. - uśmiechnął się.

Wykonałam prośbę i pożegnaliśmy się a on lekko mnie przytulił. Weszłam cała obolała do domu. To był cholernie długi dzień i gdyby nie to, że poznałam Sartorius'a byłby zdecydowanie najgorszym dniem.

Nagle przyszedł mi sms to Jacob:
- Idź spać księżniczko 💕                

Gdy to przeczytałam przeszedł mnie miły dreszcz. Odesłałam mu śmiejącą się minkę i rzuciłam się na moje nowe łóżko.

Five thousand miles ~ J.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz