Rozdział 40

151 13 1
                                    

(Standardowo proszę o komentarze, są dla mnie ważne, bo wtedy wiem że serio chcecie następne części. Pamiętajcie, że możecie komentować daną linijkę tekstu!)

- Zawsze dobrze pachnę, dla ciebie. - wyszeptałam chichocząc.

- Jezu Megg błagam, zróbmy to. - wymruczał przytulając mnie od tylu.

Spojrzałam na chłopaka i wybuchnęłam śmiechem.

- Nie nastawiaj się. - cmoknęłam.

- Ej mam rocznikowo 18 lat, też mam swoje potrzeby. - mruknął idąc w kierunku kas.

- Mamy luty, a ty masz urodziny w październiku. - wzruszyłam ramionami.

- I co?

- I to, że masz 17. - odparłam, podając zakupy sprzedawcy.

- No dobra, mam 17 lat i też mam swoje potrzeby.

- Dobrze, ja mam 16 i umiem je opanować.

- Tak? A w jaki sposób to robisz? - podniósł jedną brew do góry.

- Patrze na ciebie - odpowiedziałam, całując szatyna w policzek.

- I co mokro ci? - szepnął mi do ucha.

- Nie ! - uderzyłam go w ramię.

- Ehm - chrząknął sprzedawca, aby zwrócić naszą uwagę. - Poproszę jedną kartę pokładową - mruknął.

- Ahh tak jasne, jasne - odparłam i w pośpiechu przeszukiwałam plecak.

- To ja zapłacę. - odparł szatyn, wykładając na ladę swoją kartę pokładową i telefon.

- Zwariowałeś?? Za to wyszło ponad 200$!

- Dokładnie 230$ - wychrypiał facet za ladą.

- No właśnie 230$ czyli za dużo jak na prezent. - mruknęłam wyciągając telefon.

- Nie histeryzuj. Jak będziemy na miejscu, będziesz mogła mi coś postawić. - przygryzł wargę uśmiechając się.

- Debil - wysyczałam, znów uderzając go w ramię.

- Można trochę szybciej? Mi nawet nie chodzi o mnie tylko o was bo, z tego co wynika z waszych kart za 15 minut macie otwarcie bramek do samolotu. - przerwał mężczyzna.

- Jasne już - odparł Jacob wyciągając telefon w kierunku czytnika, po chwili wyświetliło się zielone powiadomienie. Chłopak wpisał kod, transakcja została potwierdzona więc, zabrał torebkę z moim tuszem i perfumami.

- Dziękujemy. - szepnęłam do sprzedawcy i w pośpiechu opuściliśmy kiosk. - Boże, co ten człowiek musiał sobie o nas pomyśleć. - uderzyłam się ręka w czoło.

- I tu właśnie jest twój problem - wzruszył ramionami szatyn. - Przestań przejmować się tym co myślą o tobie inni ludzie.

- To nie takie proste - spuściłam głowę.

- No tak, ale z czasem się nauczysz. - uśmiechnął się czule całując mnie w czoło. - A i tak wracając, jesteś mi co nieco winna za prezent. - parsknął śmiechem wymachując mi torebką przed oczami.

- Zobaczymy co się da zrobić - mrugnęłam.

- Dobra, a teraz chodź. Chłopaki pewnie tam wariują ze stresu. - pociągnął mnie za rękę.

Po niecałych 10 minutach byliśmy przy naszym gate'cie.

- Kurwa czemu wy cały czas gdzieś chodzicie?! Skończy się to tak, że nie zdążycie na samolot. - zaczął wydzierać się Mark'ey.

- Spokojnie - parsknęłam śmiechem. - Byliśmy na zakupach - mrugnęłam pokazując mu torbę z zakupami.

- No mam nadzieje, że kupiłaś coś sensownego- wymruczał.

- Jasne - odparłam.

- Okej, chodźcie - przerwał nam Hunter wskazując w stronę gate'u. - Już otwarte.

Spojrzałam na ludzi ustawiających się w kierunku bramki. Po chwili ruszyliśmy w ich kierunku. Chwyciłam Jacoba za rękę, chodź chyba nawet tego nie poczuł, bo był zajęty gapieniem się w telefon.

Ustawiliśmy się w kolejce, ja i Jacob byliśmy przed chłopakami. Kiedy, nadeszła nasza kolej pokazaliśmy nasze karty pokładowe i ruszyliśmy szklanym korytarzem w stronę samolotu. Zeszliśmy schodami w dół, które prowadziły do automatycznie otwieranych drzwi. Poczekaliśmy chwilę i pod drzwi przyjechał autobus wyglądający jak miejski. Zawiózł on nas pod mały samolot.

Na pokładzie przywitała nas uśmiechnięta stewardessa. Jak to stewardessy miała idealnego koka, te linie były typowymi liniami krajowymi, co wiązało się z tym, że kobieta miała ubraną granatową obcisłą sukienkę z przypinką flagi USA na piersi.

Samolot był tak mały, że siedzenia były dwu osobowe jak w autobusie. Zajęłam miejsce pod oknem. Po chwili zaczęłam się wiercić, aby znaleźć wygodną pozycje. Położyłam nogi na moim chłopaku siedzącym obok a sama oparłam się o ścianę z oknem. Wsadziłam słuchawki do uszu i wyjęłam telefon z plecaka. Puściłam muzykę i po paru minutach samolot wystartował.

Spojrzałam na Sartorius'a, miał zamknięte oczy i najparwdopodobniej słuchał muzyki przez bezprzewodowe słuchawki. Nawet nie zorientowałam się kiedy, zasnęłam. Obudziło mnie szturchanie w ramię.

- Megs... - szturchał mnie chłopak. - Megg wstawaj za 15 minut lądujemy.

- Co? Już? - wymruczałam przecierając oczy.

- Też zasnąłem. - parsknął śmiechem.

Położyłam nogi na podłodze i wychyliłam się do przodu, żeby zobaczyć co u chłopaków. Ku mojemu zaskoczeniu obaj spali z czego Mark leżał głową na kolanach Huntera, a ten miał otwartą buzię.

- Jacob - szepnęłam.

- Co?

- Patrz na to - parsknęłam śmiechem. - Mali chłopcy słodko śpią.

Chłopak w odpowiedzi zaśmiał się.

- Idę im zrobić zdjęcie zanim się obudzą. - zadecydowałam chwytając za telefon. Przepchnęłam się przez nogi szatyna i poszłam zrobić chłopcom zdjęcie.

Po wykonaniu czynu, dodałam tylko podpis „chłopcy grzecznie śpią" oraz „zgadniecie gdzie lecimy?". Zapisałam snapa w memories i wysłałam go na story.

Doda się kiedy będę mieć internet.

Wróciłam na miejsce i kopłam w siedzenie przede mną. W odpowiedzi usłyszałam tylko mruknięcia.

- Proszę państwa, za 5 minut lądujemy. Prosimy o zajęcie miejsc, zapięcie pasów i odsunięcie rolet z okien. - usłyszeliśmy z głośników.

- Jacob?

- Huh? - mruknął otwierając oczy.

- Dasz mi buzi? - zapytałam robiąc dziubek z ust.

- Tobie zawsze. - uśmiechnął się wykonując moją prośbę.

- Boże wy nawet w samolocie musicie okazywać do siebie miłość? - przewrócił oczami Mark, który patrzył na nas z wciśniętą głową między siedzenie a ścianę samolotu. To on zajmował miejsce przy oknie.

- Jak nie lubisz to nie patrz. - cmoknęłam w powietrzu.

- Ugh - wybąkał chłopak dalej trzymając głowę między ściana a siedzeniem.

W tej chwili poczuliśmy, że naprawdę lądujemy. Szarpnęło nami dosyć mocno, więc wystraszona chwyciłam rękę Jacob'a.

Biedny Mark nieźle się uderzył o plastik z siedzenia. Niestety wyglądało to tak komicznie, że obaj z Sartorius'em wybuchnęliśmy śmiechem.

Five thousand miles ~ J.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz