Rozdział 38

141 15 0
                                    

26 luty, Poniedziałek

Nadszedł dzień wyjazdu. O godzinie 1:30 obudził mnie budzik. Przetarłam oczy ze zmęczenia, usiadłam na łóżku rozciągając ręce. Wczoraj poszłam spać o 19, więc spałam około sześć i pół godziny. Samolot mamy o godzinie piątej czyli na lotnisku musimy być przynajmniej dwie godziny przed.

Ledwo zwlokłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Zabrałam pudrowo-różowe joggersy oraz białą bluzkę z merch Jacoba, którą dał mi kiedy dostał próbki swojej nowej kolekcji. Do tego dobrałam bieliznę z calvina. Pomaszerowałam do łazienki i postanowiłam wziąć prysznic przed długą podróżą, która miała trwać około 12 godzin samolotem. Plan wygląda następująco: o godzinie 3 jedziemy z mamą Jacob'a na lotnisko w Virgini, aby zdążyć na samolot, którym polecimy około godziny czwartej do Nowego Jorku. Następnie z Nowego Jorku o godzinie 11 mamy samolot do Krakowa. Polecimy około 10 godzin czyli w Polsce będzie godzina 3 następnego dnia. Pojedziemy do hotelu i w środę jedziemy na obóz w góry tam zostaniemy dokładny tydzień i w środę o godzinie 24 mamy samolot z Krakowa bezpośrednio do Virgini.

Wyszłam z pod prysznica osuszyłam ciało ręcznikiem a włosy zawinęłam w turban. Założyłam przygotowane ubrania i wyszłam z łazienki. Spojrzałam na ekran telefonu, który leżał na łóżku. Była godzina 2 a więc, została mi jeszcze godzina.

Wrzuciłam telefon do plecaka, ponieważ bagaż podręczny był zapchany ubraniami. Co jak co ale, dwie walizki z czego jedna podręczna to trochę za mało jak na tydzień. Zwłaszcza jeżeli trzeba spakować zimowe ubrania takie jak np. spodnie tgz. śniegowce, które zajmują połowę dużej walizki.

Pomaszerowałam z powrotem do łazienki, wysuszyłam włosy i umyłam zęby. Po nie całych 30 minutach wyszłam z pomieszczenia. Dopakowałam walizkę i upewniłem się czy wszystko jest na swoim miejscu. Związałam włosy w luźnego koka i zaczęłam znosić walizki do korytarza na dół.

Tak jak się spodziewałam nie dałam rady znieść dużej walizki i zastanawiam się czy zmieściłam się w tych 30 kg. Postanowiłam zrobić sobie szybkie śniadanie. Nalałam jogurt naturalny do miski, dodałam płatki, maliny, jagody i trochę rodzynek. Usiadłam przed telewizor i po 15 minutach rozległ się dzwonek do drzwi. Zapomniałam wspomnieć, że moich rodziców oczywiście nie ma w domu, bo polecieli na trzy dni do Londynu.

Odłożyłam brudną miskę do zmywarki i podeszłam do drzwi, które otworzyłam. Moim oczom ukazał się wyglądający na oko 16- letni szatyn w białym podkoszulku champion i szarych dresach w jednym uchu miał applowską słuchawkę bezprzewodową a na włosach czarne okulary przeciwsłoneczne.

Ok dość poezji.

- Dzień dobry - mruknął całując mnie w policzek.

- Dzień dobry - uśmiechnęłam się. - Trzeba było iść wczoraj wcześniej spać huh?

- Taa... Wiesz mieliśmy z Cam'em mecz w Fortnite - odwzajemnił uśmiech. - Gdzie masz walizki? - zapytał po chwili.

- Um tu mam podręczną a na górze jest ta duża, ale nie mogę jej znieść - odparłam wzruszając ramionami.

- Co się mówi? - spojrzał na mnie.

- Proszę zniesiesz moją walizkę na dół? - mrugnęłam.

Chłopak bez odpowiedzi podszedł do schodów i przeskakując pare stopni wspiął się na górę. Po chwili usłyszałam jak schodzi. Ja w tym czasie dopakowałam walizkę podręczną oraz wsadziłam do swojego plecaka macbooka i słuchawki.

- Gotowa? - usłyszałam za plecami.

- Jasne! - krzyknęłam zakładając plecak na plecy i chwyciłam rączkę od walizki podręcznej.

Rozejrzałam się ostatni raz po domu i wyszłam zaraz po szatynie zakluczając drzwi.

- Dzień dobry pani Sartorius! - macham do kobiety oraz podeszłam do niej, aby ją przytulić.

- Cześć słonko, jak dawno cię nie widziałam - oddała przytulasa i pocałowała mnie w głowę. - No Jacob na co się patrzysz? Pakuj walizki swojej księżniczki do samochodu - rozkazała, odrywając się ode mnie.

- Jasne - mruknął Sartorius.

Ja w tym czasie zajęłam miejsce w samochodzie przysuwając się do Marka, który siedział pod oknem z tyłu. Z przodu obok kierowcy zajął miejsce Hunter.

- Witam ekipę! - wydarłam się do chłopaków.

- Mhm - zamruczał w odpowiedzi Mark'ey.

- Oni jeszcze śpią - zaśmiała się mama Jacob'a wsiadając do samochodu.

Kiedy wszystko było zapakowane ruszyliśmy na lotnisko Alice i Cameron dolecą do nas przed obozem, bo chłopak ma coś do załatwienia w Nowym Jorku.

Ta podróż zapowiada się bardzo ciekawie, ja plus trzech chłopaków...

Hejka,  jest tu ktoś jeszcze? 😂
Jestem nad morzem i mam bardzo dużo czasu na pisanie rozdziałów. Jeżeli chcecie, aby pojawiały się częściej dajcie znać w postaci gwiazdek i komentarzy będzie mi naprawdę bardzo miło 😊
                                                 Megg xx

Five thousand miles ~ J.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz