Rozdział 35

3.2K 484 225
                                    

Chanyeol

- Chanyeol, błagam powiedz coś...

Spojrzałem na skulonego Baekhyuna obejmującego moje ramię swoimi rękoma i dokonałem wszelkich starań, aby nie pokazać, jak bardzo działało na mnie jego smętne spojrzenie zbitego szczeniaka.

- Chodź - powiedziałem tylko lakonicznie, gdy winda zatrzymała się na naszym piętrze, a ja wysiadłem pierwszy, prowadząc zarówno Rocketa jak i uczepionego mojego ramienia Byuna.

Naprawdę nie miałem ochoty z nim teraz rozmawiać. Nawet nie chciałem wiedzieć jakim cudem znalazł się w aucie palanta, któremu ostatnim razem zmuszony byłem przemeblować twarz, a poza tym byłem zbyt zmęczony po dniu pełnym pracy oraz gorączkowym wyczekiwaniom Baekhyuna. Nie da się opisać tego, jak bardzo panikowałem na samą myśl o niższym spacerującym samotnie o późnej porze.

- Jesteś zły, prawda? - zapytał ze skruchą, gdy pomogłem mu zawiesić jego kurtę na wyższym wieszaku w przedpokoju, do którego nie dosięgał. - Widzę, że jesteś zły, cholera! Powiedz coś.

Sam nie wiem, czy taka miała być moja taktyka - katowanie zdesperowanego Baekhyuna milczeniem. Cóż, musiałem jednak przyznać, że było to wygodniejsze, niż nerwowe domaganie się wyjaśnień.

- Uspokój się - warknąłem tylko, gdy poszedł za mną do kuchni i ślęcząc w progu z błagalnym wyrazem twarzy po raz kolejny zaczął mnie przepraszać.

- Chanyeol, mogę ci wszystko wyjaśnić - zaczął po raz kolejny. - Jongdae mnie przeprosił i pomiędzy nami jest już w porządku. Wyjeżdża na szkolenie i nie będzie go przez sześć miesięcy, więc chciał się pożegnać i...

- Czy wyglądam, jakby mnie to obchodziło?! - wybuchnąłem w połowie jego wypowiedzi, choć szczerze mówiąc obchodziło mnie to jak cholera. Nie chciałem jednak okazać tego, jak bardzo się przejmowałem. Chciałem, aby tym razem to Baekhyun poczuł się odsunięty na drugi plan.

Pożałowałem tego szybciej, niż oczekiwałem.

W smętnych, szczenięcych oczach stanęła ściana łez i to nie tych teatralnie udawanych tylko po to, aby wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia, lecz tych prawdziwych, których widok sprawiał mi niemal fizyczny ból. Szybko zapragnąłem po prostu mu wybaczyć. Nieważne jak beznadziejnie się zachował, co zrobił, ile razy mnie okłamał, ja nadal chciałem po prostu wybaczyć mu to wszystko i móc zamknąć jego drobne ciało w bezpiecznym uścisku z dala od łez.

- Baekhyun... - nim zdążyłem rozwinąć wypowiedź z jego ust wyrwał się szloch, a podłoga w salonie ugięła się pod naciskiem ciężkich, przepełnionych furią kroków, gdy uciekł, by ukryć się w swojej bezpiecznej strefie - sypialni.

Chwilami czułem się jak żył z dzieckiem. Chłopcem, który nie potrafi mówić o uczuciach inaczej, niż przez łzy i który nadal nie opanował sztuki uczenia się na własnych błędach. Być może właśnie dlatego zacząłem postrzega Baekhyuna w ten sposób - jako małego, bezradnego chłopca, który nie powinien wychodzić z domu sam i za nic w świecie nie poradziłby sobie beze mnie.

Wiedziałem, że miał skłonność i histerii, więc byłem świadomy tego, że po moim wybuchu w kuchni może opuścić sypialnię dopiero, kiedy jego mały atak minie. Oczywiście znając życie wiedziałem, że przyjmie wtedy postawę obronną, cierpliwie udając, że nic się nie stało, do czasu aż go przeproszę.

Nie byłem takim dupkiem, jakiego chciałem przed nim zgrywać. Nie potrafiłem zostawiać go sam na sam z moją chłodną stroną i udawać obojętności, widząc jak bardzo go to raniło. W końcu ten drobny chłopiec ze skłonnościami do histerii i brakiem umiejętności odróżniania dobrych ludzi od zły potrzebował w tej chwili uścisku moich ramion oraz zapewnienia, że wszystko jest w porządku, a ja nie mogłem od tak sterczeć w kuchni, zastanawiając się nad sensem życia.

Only Boyfriend | ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz