Rozdział 51

1.7K 336 211
                                    

Chanyeol

Barczysty nazista przepuścił mnie i Kaia takim gestem, jakbyśmy byli w tym miejscu gośćmi honorowymi. Odczułem przy tym nieprzyjemny ścisk w dołku - właśnie powitano mnie w burdelu tak, jak wita się prezydenta w Białym Domu. Poniekąd byłem też zawiedziony, że miejsce takie jak "Eden" w ogóle powstało. Czy właśnie to był pomysł, z którego Kai chciał się utrzymać? Miejsce grzechu, rozpusty i zguby ludzi młodych, niedoświadczonych i często przesadnie oczarowanych wizją pozornie idealnego życia?

Wewnątrz nie było dużo miejsca. Burdel jak każdy inny - ujął prosto Kai, gdy przemierzaliśmy zawiłe korytarze, wypełnione pokojami. Pokojami, w których ktoś czekał. Bolała mnie myśl, że w momencie, gdy sam oddałem swoje serce w małe, delikatne i z pewnością dobre ręce, ktoś inny musiał pocieszać się tą płytką parodią miłości. Jeszcze bardziej bolał fakt, że gdzieś tam za tymi drzwiami ktoś inny trudził się prostytucją. Kto wie, czy była to cycata, tleniona blondynka, którą nadgorliwa macocha wyrzuciła za drzwi, zanim zdążyła skończyć piętnaście lat, czy może znerwicowany, młody chłopak o wiecznie zmęczonym spojrzeniu i tiku nerwowym, który stara się tylko na czas opłacić czynsz. W tamtej chwili żałowałem ich wszystkich po równo.

Jongin miał rację. "Eden" był burdelem jak każdy inny i nieważne, jak bardzo chciałem doszukać się w nim choć ulotnego śladu wcześniejszej obecności Baekhyuna, musiałem odpuścić. Nie było czego szukać. Do czasu.

Kierowaliśmy się już do wyjścia, smętnie wpatrzeni w czubki własnych butów z rękoma w kieszeniach, obaj pogrążeni w mrocznych refleksjach, gdy zza rogu wyłoniła się sylwetka masywnego mężczyzny w ekstrawaganckim, zielonym golfie. Rzucił nam takie spojrzenie, jakby tylko czekał, aż niby przypadkiem napotka nas na swojej drodze i od niechcenia upił łyk kawy z papierowego kubka z logo pobliskiej kawiarni. Jakim cudem ten pretensjonalny dupek mógł zachowywać się w taki sposób w miejscu będącym istnym cmentarzyskiem ludzkiej godności?

- Co tu robicie? - zapytał, a jego ciężkie, chłodne jak stal spojrzenie przygwoździło mnie do ściany.

- Chanyeol chciał zobaczyć - odparł Jongin. - Znaleziono tu telefon Baekhyuna, wiedziałeś?

- Ach, tak - skinął głową.

- Podejrzewam, że był tu przed zniknięciem - rzekłem, a sposób, w jaki wypowiedziałem te słowa, sprawił, że zabrzmiały jak jawne oskarżenie.

Kris Wu machnął dłonią, jakby chcąc odgonić niepotrzebne myśli krążące po jego głowie i bezmyślnie wydął wargi.

- Może i był - nieznaczne uniesienie brwi, nerwowe kaszlnięcie i kolejny łyk kawy. - Życzę ci powodzenia w poszukiwaniach. Wiadomo już co i jak?

Zacisnąłem pięści w kieszeniach płaszcza.

- Czy gdyby było coś wiadomo, znajdowałbym się teraz w pierdolonym burdelu?

Całe nasze trio zamilkło. Kris Wu sprawiał wrażenie, jakby łyk kawy utkwił mu w gardle, a wyraz twarzy Jongina był pomieszaniem współczucia i kwaśnego zażenowania. Nagle cała ta sytuacja zaczęła mnie przytłaczać i obrzydzać nadmiernym komizmem. Sam Kris był dla mnie jedną, wielką, zakłamaną ohydą, która od początku traktowała mojego słodkiego Baekhyuna z tym paskudnym, tak typowym dla płytkich nieszczęśliwców pragnieniem posiadania go bez zobowiązań. Sesja, koralowe róże, odgłos szlochu zza ściany.

Jongin również z każdą chwilą tracił w moich oczach. Czy naprawdę potrzebowałem kontaktu z kimś, kto zamierzał zarabiać w taki sposób? Klub, w którym się upijesz, salon gier, w którym zmarnujesz parę godzin swojego życia, kasyno, w którym wydasz pieniądze i ostatecznie burdel, w którym stracisz resztki człowieczeństwa. A wszystko to w spółce z wybitnie przebiegłym Krisem Wu i anonimowym założycielem domu publicznego.

Only Boyfriend | ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz