Rozdział 48

1.7K 365 94
                                    

Chanyeol

Mijała pierwsza w nocy, pierwszego stycznia, dwutysięcznego siedemnastego roku, gdy stałem przy barze z dwoma drinkami w dłoniach. Jeden - słodko pachnący, zielony, z pływającą po powierzchni cienką skórką limonki dla Baekhyuna i drugi - ciemnogranatowy, wpół-przezroczysty dla mnie. Ilość ludzi na parkiecie wyraźnie zgęstniała. Obserwowałem cicho, skryty za filarem odgradzającym bar od reszty, jak z każdą chwilą przybywa coraz więcej imprezowiczów. Nowy Rok. Nowe znajomości. Nowe dzieciaki, powoli wkraczające w mroczny, fascynujący świat imprez, alkoholu i zakazanej zabawy, sprzedawanej w ciemnych uliczkach.

Pociągałem powolne łyki swojego drinka, znudzonym wzrokiem wpatrując się w tych wszystkich ludzi. Młodzi, niedoświadczeni i tak cholernie naiwni w swojej młodzieńczej niewinności. Czy to właśnie oni mieli napędzać biznes Jongina? Na samą myśl poczułem obrzydzenie i wstyd za to, że w nastoletnich latach byłem jednym z nich. Bogaty dzieciak, stawiający drinki swoim przyjaciołom, wyrabiający sobie fałszywe dowody za pieniądze z kieszonkowego i szukający w sobie sztucznej odpowiedzialności, mającej uczynić go mężczyzną.

Jako dzieciak traktowałem przyjaźnie dość płytko, a przyjacielem był dla mnie każdy, kto choć raz upił się ze mną do nieprzytomności. Znajomości zawarte na imprezach były podstawą wszystkich moich relacji z rówieśnikami. W szkole uchodziłem za przykładnego ucznia, w domu za przykładnego syna, w weekendy za przykładnego zagubionego nastolatka.

Alkohol i papierosy nie były groźne. Nie, najgorsze nadeszło wtedy, gdy do gry wkroczyły prostytutki, pierwsze dragi, kupione z drugiej ręki i to fałszywe poczucie niezależności. Moment, w którym ledwo zdałem maturę, a już żyłem ze świadomością, że cały świat jest gotów mi się podporządkować. Myślałem, że trwałbym w tej raniącej iluzji nadal, gdyby nie pojawienie się Baekhyuna. Nasze spotkanie w galeriowej toalecie na dobrą sprawę było początkiem wszelkich zmian, które we mnie zaszły. Zmian, które niewątpliwie dotknęły także jego.

Z zamyśleń wyrwały mnie wibracje mojego telefonu, ukrytego w tylnej kieszeni spodni. Wysunąłem urządzenie i zauważając na wyświetlaczu numer jednego z sąsiadów, zmarszczyłem brwi w zdumieniu. Podzielenie się numerem telefonu z sąsiedztwem było raczej standardową formalnością. Nikt nie korzystał z numerów swoich sąsiadów dopóki coś się nie stało. I właśnie ten fakt zaniepokoił mnie najmocniej.

Zostawiłem pustą szklankę po moim drinku na blat i wyszedłem na dwór, by uciec od dudniącej muzyki, gotowej utrudnić mi przeprowadzenie rozmowy. Kilkukrotnie odkaszlnąłem, chcąc upewnić się, że mój głos nie zdradzi faktu, iż byłem dość wstawiony i odebrałem, biorąc głęboki, gryzący w gardło oddech świeżego, zimowego, powietrza.

- Park Chanyeol, słucham?

- Panie Park. - Po drugiej stronie odezwał się spiżowy głos, który zidentyfikowałem jako należący do Ji Boguma.

Ji mieszkał wraz z żoną i ich kilkumiesięcznym synkiem piętro niżej, toteż czasami mijaliśmy się w windzie lub na parkingu. Kilka razy wpadł do mnie na kawę, lecz z naszej znajomości nigdy nie wynikło nic poza zwyczajną, sąsiedzką relacją. Zawsze wydawał mi się bardzo zapracowany i odniosłem wrażenie, że brakowało mu czasu nawet na zajęcie się swoją rodziną, a co dopiero na kontakt z sąsiedztwem. Mimo wszystko zawsze wydawał się w porządku i wątpiłem, aby dzwonił do mnie bez powodu.

Może chciał po prostu złożyć życzenia? - pomyślałem, nieświadom jeszcze, że rozwój wydarzeń będzie dużo mniej optymistyczny.

- Panie Ji - odparłem, silnąc się na równie formalny ton. - Coś się stało?

- Myślę, że powinien pan natychmiast zjawić się w mieszkaniu. Policja chce z panem porozmawiać.

- Policja? Co? - W jednej chwili poczułem, jak przyjemny stan nietrzeźwości odchodzi w zapomnienie. - Panie Ji, proszę mi powiedzieć co się stało?

Only Boyfriend | ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz