#1 Kamil

828 98 13
                                        

Aż trudno uwierzyć, że byliśmy razem już trzy lata. Trzy cudowne lata, które minęły tak szybko. Początki były trudne, ale tak jest zawsze. Pierwsze kroki dziecka, zazwyczaj kończą się upadkiem, pierwsza jazda rowerem kończy się podobnie. Upadliśmy, ale zrozumieliśmy swoje błędy i potrafiliśmy podnieść się po porażce. Właściwie to ja zrozumiałem swój błąd, Pero akurat nie miał z tym nic wspólnego.

Miłość do niego dopadła mnie niepostrzeżenie, zakradła się i znalazła miejsce w moim sercu. Nie chciałem dopuścić tego do swojej świadomości, wzbraniałem się przed tym, chciałem wyrzucić uczucia w kąt, ale tak się po prostu nie dało. Kiedy ostatecznie zakończyłem to co działo się między nami, Pero zniknął, a ja pojąłem, że właśnie mogłem go stracić. Już na zawsze. Nigdy więcej nie chciałem popełnić tego samego błędu, Peter był dla mnie zbyt cenny, żeby tak po prostu go stracić.

Złamał sobie wtedy nogę, dostał ataku, który okazał się jego ostatnim. Od tamtego czasu nauczył się kontrolować złość, kiedy jest bliski wybuchu myśli o mnie i wszystko znika. Mgła, która pojawia się na jego oczach wyparowuje tak szybko jak się pojawia. Pero śmieje się, że jestem jego lekarstwem, ale ja wiem, że to on pomaga mi bardziej. Nauczył mnie nie bać się świata, otworzył mi oczy na piękno i sztukę. Zaczął zabierać mnie do teatru, opery, chodziliśmy nawet na balet, chociaż uważałem to za strasznie "pedalskie". Szybko razem zamieszkaliśmy, wprowadziłem się do niego, zostawiłem nieprzyjemne wspomnienia o Ewie w Polsce. Odciąłem się od tamtego życia i nigdy więcej nie chciałem do niego wracać. Od znajomych słyszałem tylko, że po miesiącu Markus ją zostawił, Ewa wróciła potulnie do swoich rodziców, co działo się z nią dalej nie miałem pojęcia.

Rodzina Petera nas zaakceptowała, bardzo szybko, jego bracia nie mieli z tym żadnego problemu, w końcu to dzięki nim się odnaleźliśmy. Ich rodzice zaczęli traktować mnie jak syna, często zapraszali nas na kawę, miałem specjalne miejsce przy stole w ich kuchni. Moi rodzice też nie mieli nic przeciwko, rzadko się z nimi widywaliśmy, ale o wszystkim wiedzieli. Życzyli nam szczęścia, nie mieli pojęcia jak dużo go mamy.

Robiłem wszystko, żeby Peter czuł się przy mnie jak książę z bajki, zabierałem go na kolacje, długie spacery, łyżwy, rolki, przerobiliśmy już chyba wszystkie formy spędzania wolnego czasu. Kiedy jeździliśmy na konkursy zabierałem go w miejsca, które miały dla nas szczególne znaczenie. Pierwszy pocałunek na potańcówce, wystawa zdjęć w domu kultury, pokój 112A w hotelu, jaskinia w Planicy. Wszystkie te miejsca były ważne, dlatego tak często je odwiedzaliśmy.

Zdjęcie, które Pero dostał ode mnie wisiało w naszej sypialni. W miejscu gdzie inni wieszają telewizor, my powiesiliśmy fotografię, która każdego dnia przypominała nam o tym, że czas leci, że kiedyś wszystko przeminie, że jednego z nas być może kiedyś zabraknie, ale to nie było ważne. Liczyło się tylko tu i teraz.

Chciałem zabrać Petera do restauracji, ale on jak zwykle wracał późno do domu. Zawsze miał pełno spraw do załatwienia, a potem odwiedzał jeszcze rodziców. Postanowiłem przygotować nam wspólną kolację w mieszkaniu, wiedziałem, że Pero wróci głodny. Zrobiłem spaghetti, otworzyłem butelkę wina i czekałem przy świetle świec ustawionych na stole. Koło 20:30 zadzwonił do mnie Peter.

- Przepraszam cię strasznie, że wracam tak późno, ale sam wiesz jak to jest, pojechałem do rodziców i zagadywali mnie do upadłego, przepraszam Kamil, za około godzinę powinienem być w domu, jak jesteś zmęczony to nie musisz na mnie czekać, kocham cię bardzo, do zobaczenia. - rozłączył się.

Od samego rana miałem złe przeczucie, w nocy śniły mi się koszmary. Śnił mi się Pero, który ode mnie odchodzi. Zostawia mnie na pastwę losu, ale siedziałem tak i czekałem, aż Peter wróci, bo miał wrócić, przecież sam tak powiedział.

Pół godziny później spojrzałem na zegarek w salonie, zatrzymał się na godzinie 20:31, poszedłem do kuchni, ten zegarek też się zatrzymał, dokładnie na tej samej godzinie. Wszystkie zegarki w całym mieszkaniu wskazywały tę godzinę. Nie wiedziałem co to znaczyło, nie wiedziałem co mam z tym zrobić, nie wiedziałem czy powinienem się bać. 

do you remember? || prochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz