#5 Kamil

610 89 5
                                    

Pero już 3 dni leżał w szpitalu i nadal się nie budził. Od momentu, w którym zadzwonił do mnie jego ojciec byłem jednym, wielkim kłębkiem nerwów. Nie byłem w stanie robić nic innego jak tylko myśleć o Peterze i o tym, że mogę go stracić. Lekarze na szczęście mówili, że powinien się wybudzić, mimo iż wypadek był poważny, to młody organizm powinien to przetrwać. Strasznie na to liczyłem. Nie chciałem go stracić.

Dlaczego wszystkie złe rzeczy muszą się przytrafiać właśnie jemu. Pero przyciąga do siebie pecha jak magnez. Skoro Bóg istnieje, dlaczego zsyła na niego aż tyle nieszczęść. Oddałbym wszystko, żeby on się w końcu obudził. Każdego wieczora modliłem się, żeby Peter w końcu odzyskał przytomność. "Boże, zrobię wszystko, jeśli będzie trzeba zniknę nawet z jego życia, tylko nie pozwól mu umrzeć, Pero zasługuje na życie jak nikt inny" - powtarzałem sobie w myślach.

Przesiadywałem przy łóżku Petera, dużo do niego mówiłem, chociaż nie miałem pojęcia czy on mnie w ogóle słyszy. Z drugiej strony mówiłem też po części sam do siebie, chciałem się jakoś uspokoić, a te słowa wypływały z głębi mnie, dawały mi wiarę, że w końcu odzyska przytomność. Te słowa przypominały mi jak wiele nas łączy.

- Pero - mówiłem przez łzy - pewnie o tym nie wiesz, ale dzisiaj zza chmur nie wyszło słońce, zupełnie jak smutek, który nie chce wyjść z mojego serca. Musisz się obudzić, bo świat bez ciebie zaczyna szaleć. Z nieba ciągle pada deszcz, jak łzy z moich oczu, może to ktoś na górze płacze razem ze mną - chwytałem go za rękę - Nie masz pojęcia jak tu bez ciebie smutno, nawet nasze ulubione programy nie wywołują na mojej twarzy uśmiechu, kiedy oglądam je bez ciebie. Cała twoja rodzina się martwi, nie możesz kazać nam żyć w ciągłym strachu. Kiedy jadę na chwilę do domu, żeby coś zjeść i się umyć, a potem widzę, że dzwoni mój telefon, a na ekranie wyświetla się numer twoich braci lub rodziców, boję się, że chcą mi powiedzieć, że to już koniec, że już nigdy nie zobaczę twoich oczu, że już nigdy nie uśmiechniesz się do mnie tak jak zwykle to robiłeś. Jesteś moim tlenem, Pero, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, więc budź się już, bo tylko marnujesz nasz czas.

Ciężko było stwierdzić kto najbardziej przeżywa stan w jakim znajduje się Peter, jego mama bardzo cierpiała, jego ojciec starał się grać twardego, powtarzał, że Pero przecież jest twardy, nie raz podnosił się po porażce. Cene cały czas wydzwaniał do Laniska, Anze kilka razy pojawił się nawet w szpitalu. Wyglądał na smutnego, ale chyba nie do końca przejmował się tym co z Peterem, bardziej martwił się o Cene, który przestał jeść, przesiadywał w szpitalu najdłużej jak się da. Dopiero po namowach zgadzał się iść na jakiś czas do domu. Nie wiedziałem co czuję Domen, on był dla mnie zagadką. Opierał się o szklane drzwi sali Petera, nigdy do niej nie wchodził. Patrzył przez tę szybę, a na jego twarzy nie widać było żadnych emocji. Domen się nie bał, Domen nie był smutny, Domen czekał, ale chyba sam do końca nie wiedział na co.

Tego dnia miałem przyjechać do szpitala wieczorem i zostać przy Peterze na noc. W dzień próbowałem jakoś egzystować w domu, ale wszystko przypominało mi o nim. Zadzwonił telefon, dzwonił Domen.

- Kamil, on się obudził, przyjeżdżaj natychmiast - powiedział i szybko się rozłączył. 

do you remember? || prochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz