#3 Kamil

643 92 2
                                        

Czekałem na Petera, ale jak na złość nie przyjeżdżał, jego telefon nie odpowiadał. Może samochód się zepsuł i musiał przenocować w jakimś hotelu, może rozładował mu się telefon, a może po prostu zaraz się pojawi. Zaczynałem się bać, że coś mu się stało. Jak wtedy kiedy zniknął, tak strasznie bałem się, że już nigdy więcej go nie zobaczę, ale wtedy byłem jeszcze na etapie "próbuje cię nie kochać, ale przez to kocham cię bardziej". Teraz po wielu miesiącach wspólnego życia po prostu nie chciałem go tracić. Przyzwyczaiłem się do niego, był mi niezbędny do życia jak tlen. Dom to nie budynek, dom to ludzie. Pero był moim domem, do którego wiecznie chciałem wracać.

Kilka lat temu Pero miał problem z agresją, pewnego razu pobił swoją dziewczynę, która była w ciąży, przez niego poroniła, ale uporaliśmy się z problemem jego ataków złości. Miny nigdy w życiu nie widziałem na oczy, ponoć po tym wszystkim odeszła i nie kontaktowała się z nikim z rodziny Prevców. Nie dziwię się jej, to wszystko musiało być dla niej strasznie trudne. Stracić dziecko przez faceta, którego kochała całym sercem. Mogła mu wybaczyć, mogła mu pomóc zmierzyć się z jego problemem, ale to było dla niej za trudne. Dopiero ja mu pomogłem, chociaż na początku ja głównie wywoływałem te ataki, Pero zachowywał się wtedy jakby nie był sobą, naprawdę się go bałem, ale teraz już od trzech lat nic mu nie dolegało. Denerwował się czasem, ale jak każdy normalny człowiek radził sobie ze stresem i złością.

Czasami zastanawiałem się czy to już nie czas na jakieś poważniejsze rzeczy. Wiele razy w mojej głowie pojawiała się myśl o tym, żeby spędzić z Peterem resztę swojego życia, chciałem mu złożyć swego rodzaju deklaracje, ale nie wiedziałem jak się do tego zabrać. Każdego dnia powtarzałem mu jak bardzo go kocham, ale nigdy nie powiedziałem mu, że gdybym tylko mógł, gdyby tylko była taka możliwość, to przyrzekłbym przed wszystkimi, nawet przed Bogiem, że nie opuszczę go już nigdy, że będę przy jego boku aż do śmierci.

Pero był moim przeciwieństwem, ale ponoć przeciwieństwa się przyciągają. Ja spokojny, bojaźliwy, on czasami wybuchowy, pewny siebie. Uzupełnialiśmy się, staraliśmy się nawzajem usuwać swoje wady. To było piękne, Peter nigdy nie wytykał mi błędów, sam próbował je skorygować. Był trochę nadopiekuńczy, nie pozwalał mi się uczyć na swoich błędach, zawsze twierdził, że jestem o 5 lat starszy, więc już wystarczająco dużo się nauczyłem, a jego obowiązkiem jest to, żeby dbać o mnie i nie pozwolić, żeby moją śliczną główkę wypełniały jakieś problemy.

Położyłem się już do łóżka, ale nie miałem zamiaru zasypiać dopóki Pero nie wróci do domu. Około 23 zadzwonił mój telefon, na ekranie komórki wyświetlił się numer ojca Petera. Odebrałem niepewnie, nie miałem pojęcia po co dzwoni, nie wiedziałem czego mogę się po tym telefonie spodziewać, ale kiedy usłyszałem jego głos serce zabiło mi mocniej.

- Kamil, przepraszam, że dzwonie dopiero teraz, ale wcześniej nie wiedzieliśmy co mamy robić, Cene zasugerował, że powinniśmy cię poinformować. - powiedział przez łzy - Pero miał wypadek, leży w szpitalu, jest nieprzytomny, nie wiadomo czy przeżyje. Nie wiadomo czy go odzyskamy. 

do you remember? || prochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz