3.

1.2K 191 101
                                    

Pogadałem z nim trochę, choć to bardziej on mówił, ja słuchałem. W pewnym momencie zauważyłem, że bardzo uważnie mi się przypatruje. Zupełnie, jakby chciał dokładnie zapamiętać każdy, nawet najmniejszy fragment mojej twarzy.

— Czemu się tak na mnie patrzysz? - dopiero to wyrwało go z zamyślenia i obrzucił mnie spojrzeniem swoich szmaragdowych oczu, w których tańczyły wesołe iskierki.

—  Po prostu jesteś strasznie ślicznym chłopcem. - zaśmiał się uroczo, a mnie zmroziło. Co on mi chciał przekazać?

— Ale wiesz... Ja nie jestem homo ani nic z tych rzeczy... - na moją uwagę odrzucił głowę za siebie i ponownie wybuchnął histerycznym śmiechem. Przyznam, zaczynał pasować mi do powszechnego obrazu wariata.

— A uważasz... - zaczął, nadal nie mogąc się opanować  — Że trzeba być gejem, żeby powiedzieć chłopcu, że jest śliczny? - nagle zamarł — Może i to była głupia uwaga. Uraziłem cię? - wlepił we mnie zaciekawione spojrzenie, a ja niepewnie pokręciłem głową.

— No to świetnie! - poderwał się na równe nogi, na co się wzdrygnąłem. Ten człowiek był jak huragan. - Ile mamy jeszcze lekcji?

— Jedną.

— No to super, odprowadzę cię później do domu.

— Skąd wiesz, że mieszkamy po drodze? - zmarszczyłem brwi.

— No jeśli nie, to nadłożę drogi. Jest świetna pogoda, więc żadna strata. - przeciągnął się jak kot.

Nie rozumiałem tego człowieka.

***

Jak powiedział, tak zrobił. Odprowadził mnie pod same drzwi, a później przytulił na pożegnanie. Nie miałem pojęcia, co o tym myśleć. Był strasznie dziwny.

— Mamo, jestem! — krzyknąłem od progu, ściągając buty. Było cicho, więc ojciec jeszcze nie wrócił.

— To świetnie Franuś, właśnie zrobiłam obiad! — zawołała z kuchni.

— Jak było w szkole? - zapytała, stawiając przede mną talerz z zupą. No, lepsze to niż nic.

— Nawet nie tak źle, poznałem...

— Przepraszam synku, ale najpierw to ja ci coś powiem, bo wiesz, później zapomnę. - uśmiechnęła się przepraszająco. — Ktoś kupił tę posiadłość po pani Everglott, no wiesz, tę obok nas.

— Kto się skusił na tę ruinę? - zapytałem z umiarkowanym zdziwieniem, niechętnie mieszając łyżką w talerzu z szarą cieczą.

— Jakaś kobieta w średnim wieku, z synem. To jakiś dziwny chłopak, czerwone włosy, rozumiesz? - pokręciła głową z dezaprobatą.

Rozumiałem na tyle dobrze, że zachłysnąłem się zupą.

We must kill a blue birdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz