26.

789 171 104
                                    

- Chłopcy, zrobiłam śniada... Ojejku... - Donna stała w progu naszego pokoju i widocznie prowadziła ze sobą wewnętrzną batalię. Wyjść, czy zapytać?

Nie ukrywam, że widok własnego syna śpiącego 'na łyżeczkę' z jego najlepszym przyjacielem przeraziłby nawet mnie. Od razu odsunąłem się od Gee i przysiadłem na krawędzi łóżka.

- Zaraz go obudzę, dobrze? Nie mógł zasnąć w nocy i... - przerwałem w pół zdania i zagryzłem wargę.

- Jasne. - Donna wyrwała się z otępienia i już chwilę później słyszałem, jak zbiega po cholernie niestabilnych, drewnianych schodach.

Kurwa, pięknie.

- Gerard... - potrząsnąłem jego ramieniem.

- Co się stało, Franuś? - przetarł piąstkami zaspane oczy. - Jeszcze pięć minut, dobrze? Źle się czuję. - mruknął.

- Twoja mama zrobiła śniadanie i kazała cię obudzić. A poza tym widziała nas w trochę dwuznacznej sytuacji...

- Co?! - momentalnie zerwał się do siadu, wbijając we mnie przerażone spojrzenie. - Co jej powiedziałeś?

- Jeszcze nic. Sama była w szoku.

- Booooże. - ponownie padł na łóżko, wzdychając ciężko. - Teraz zrobi nam wywiad, po czym i tak nie uwierzy w żadne nasze słowo i dorobi własną teorię. Od dziś jesteś w jej oczach moim chłopakiem, Frank. Nie spieprz tego. - roześmiał się szyderczo na widok mojej miny.

- Daj mi to. - wskazał paluszkiem na kawałek czarnej tkaniny wystającej z mojej walizki.

- Przecież to moja bluza...

- No i? Chcę to dziś założyć. - zanim zdążyłem mrugnąć, zerwał się z łóżka i wyciągnął swoją zdobycz z mojego bagażu. - Zawsze nosisz za duże rzeczy, to urocze.

- Po prostu nie lubię dopasowanych...

- I bardzo dobrze, takie ci pasują. A poza tym... - wciągnął ją na siebie, po czym przejrzał się z zadowoleniem w maleńkim lusterku stojącym na parapecie. - Mogę ci je kraść. Zajmuję łazienkę! - wrzasnął, po czym poleciał jak torpeda na dół.

Chyba zapomniał o schodkach, bo po chwili usłyszałem głośny huk.

***

- Synu, czy ty nawet ze schodów nie potrafisz korzystać? - Donna zaklejała mu właśnie plastrem sporą ranę na czole. - Nie wiem, czy nie będzie trzeba szyć.

- Nie, nie trzeba! - pisnął przerażony Gerard. - ładnie się zagoi i bedzie po wszystkim.

- Rana jest głęboka, Gerard. Strasznie mocno rąbnąłeś.

- Nic mi nie będzie! Możemy już jeść? Jestem głodny... - jęknął błagalnie, na co Donna z dezaprobatą pokręciła głową.

- Jedz, ale później nie płacz, jak się wda zakażenie.

- Bardziej bym chyba płakał na widok tej igły. - szepnął do swojego talerza.

***

- W sumie, Frank... Wyciągasz ze mnie informacje, a sam o sobie nie mówisz zupełnie n-i-c. Powiedz mi coś, czego nie wiem. - rzekł, rwąc na strzępy czerwony liść.

Siedzieliśmy na tym samym mostku, który pokazał mi pierwszego dnia. To miejsce jakoś mnie odstresowywało, to samo wyznał mi Gerard.

- A co byś chciał wiedzieć? - zapytałem, rozgarniając wodę patykiem.

- Nie wiem, poglądy, cokolwiek. W sumie to ja zawsze gadam o swoich.

- Moje są podobne. Ale to dlatego, że poznałem ciebie. Dużo mi wytłumaczyłeś nie wiem...

- Ha! - zerwał się na równe nogi i zaczął czynić coś, co wyglądało jak taniec radości. - Mówiłem, mówiłem, mówiłem! - podskoczył kilka razy, aż bluza zsunęła mu się z ramion.

- Niby co? - zapytałem, unosząc brwi.

- "Może powiesz, że jestem marzycielem
Lecz nie jestem jedynym
Mam nadzieję, że pewnego dnia do nas dołączysz
I świat stanie się jednością"! Dziś jest ten dzień, Frankie! Tak cholernie ci dziękuję...

- Za co niby?

- Poczułem, że to co robię ma sens.

We must kill a blue birdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz