30.

754 162 128
                                    

Wróciłem do domu tak podminowany, że od razu padłem na łóżko, autentycznie rwąc sobie włosy z głowy.
Co ja do kurwy myślałem, gdy to zrobiłem? No właśnie, problemem było, że nie myślałem. Jeszcze kilka dni temu sam tłumaczyłem mu, że między nami tamto zdarzenie nic nie zmieniło, że się przyjaźnimy, a tymczasem...

"Boże, co ja najlepszego zrobiłem..." - jęknąłem, łkając cicho w poduszkę. - "Przecież nie jestem taki jak on, nigdy nie byłem, do jasnej cholery!"

***

- Dobry. - mruknąłem, wchodząc rano do kuchni.

Mama karmiła młodego, a ojciec siedział przy stole i sączył kawę. Spojrzał na mnie obojętnie, czyli był w dobrym nastroju.

- Co z tym fryzjerem? - zapytałem, z braku lepszego tematu, przetrząsając jednocześnie koszyk z owocami.

- Na razie nie możemy sobie na to pozwolić, synku, pieluszki dla Jack'a tak dużo kosztują...

- Ja go ostrzygę. - burknął ojciec. - Nareszcie bedziesz wyglądał jak prawdziwy facet.

- Ta? Dobra. - hałaśliwie wgryzłem się w jabłko, po czym w kuchni nastąpiła niezręczna cisza.

- Frank, jesteś pewien? - szepnęła mama, rzucając mi niepewne spojrzenie. Jack mruknął coś po dziecięcemu.

- Jasne, nie chcę wyglądać jak jakiś pedał.

***

Oczywiście nikt nie spodziewał się po ojcu finezji, więc skończyłem ze zwykłą, krótką fryzurą. Podobało mi się to tak w pięćdziesięciu procentach, ale nie miałem co protestować. W końcu od dziś moje miejsce miał zająć nowy, lepszy Frank.

Wysłali mnie później po zakupy do sklepu, na co zareagowałem z wielkim entuzjazmem. Musiałem odetchnąć po tym wszystkim, co działo się od wczorajszej nocy. Włożyłem słuchawki i mniej więcej kiedy zaczęły wybrzmiewać pierwsze dźwięki 'Satisfaction' Stonesów, zobaczyłem go na drugim końcu ulicy. Spotkanie było nieuniknione.

Gdy byliśmy już dość blisko, chłopiec przystanął na chwilę, po czym popatrzył mi prosto w twarz, przekrzywiając lekko głowę.

'Oby mnie nie poznał, błagam.' - przeszło mi przez myśl.

- Frank? - odezwał się w końcu. Przytaknąłem, brak reakcji byłby podły.

- Hej, świetnie wyglądasz! Nareszcie widać ci buzię i...

- Przepraszam, Gee. Śpieszę się. - wyminąłem go, nie odwracając się nawet na sekundę.

Kiedy usłyszałem jego westchnienie, nie mogłem powstrzymać łez.


Nie zabijajcie mnie, to nie potrwa długo, obiecuję.

We must kill a blue birdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz