15.

834 174 142
                                    

Odprowadziłem go do domu, a następnie pomogłem się położyć. Tak, wiem, to brzmi jakby był jakiś niepełnosprawny, ale ja po prostu się o niego bałem. Był w tak tragicznym stanie, że naprawdę wszystko mogło mu przyjść do głowy.

- Frank? - odezwał się dopiero, gdy przykryłem go kołdrą po sam nos.

- O co chodzi, Gee? - zapytałem, jednocześnie poprawiając ułożenie poduszek. Musiało mu być jak najwygodniej, bo po prostu tak.

- Zostaniesz, dopóki nie zasnę? - wygrzebał dłoń spod kołdry i niepewnie położył na mojej. Poczułem, że nadal drży.

- Jasne. - uśmiechnąłem się lekko, po czym odgarnąłem mu z czoła niesforne kosmyki, by nie wpadały w oczy. - Chcesz się czegoś napić?

- Herbatki. - wypowiedział to tak uroczo dziecięcym głosikiem, że aż mnie to rozczuliło. - Jest w takim słoiczku w lewej, dolnej szufladzie. Cukier stoi na blacie.

- W porządku. - podniosłem się, puszczając jego rękę, co widocznie mu się nie spodobało. - No przestań, przecież zaraz wrócę.

Smętnie pokiwał głową, a ja udałem się na dół, do kuchni. Tak szczerze, to przestawała mi się podobać nasza relacja. Bo to z przyjacielskiej troski przechodziło w coś... Co nie do końca potrafiłem nawet nazwać. Przygotowałem obiecany napój, z którym poszedłem do Gerarda. Nie spał, oczy miał otwarte i wyglądał jak sowa, kiedy tylko one wystawały spod cieniutkiej kołderki.

- Podnieś się, bo się poparzysz. - przestrzegłem go, na co spełnił moją prośbę. - Czujesz się już trochę lepiej? - zapytałem, wręczając mu kubek.

- Psychicznie czy fizycznie?

- I to i to mnie interesuje. - przysiadłem obok niego na łóżku, a on patrzył na mnie znad kubka. Naprawdę przypominał sowę.

- Fizyczne tak, psychicznie niekoniecznie. Ile poslodziłeś?

- Dwie i pół.

- Idealnie. - widocznie zadowolony upił łyk napoju.

***

Jakiś czas później zasnął. Cały czas trzymał moją rękę, a ja mimo wszystko siedziałem tam i patrzyłem na jego spokojną buzię. I chyba jego magiczna moc mi się udzieliła, bo ze dwadzieścia minut po tym jak zasnął, na jego twarz wstąpił grymas jakby... Bólu? Drgnął niespokojnie, a później zaczął się dziwnie trząść. Postanowiłem, że muszę go obudzić, więc lekko potrząsnąłem ramieniem chłopca.
Szybko otworzył oczy i odetchnął jakby z ulgą.

- Dziękuję. - pisnął - Za dużo dziś o tym myślałem i...

- Cichutko. Spróbuj zasnąć.

- Frankie? - rzucił mi niepewne spojrzenie. - Śpij dziś tutaj, proszę. Mama nie wróci na noc i...

- Niby gdzie? - miał mały pokój, nie dałoby rady rozłożyć tu sensownego posłania na podłodze.

- No... Ze mną... - pisnął, ale szybko się zreflektował na moje spojrzenie. - Przysięgam, nawet cię nie dotknę! To czysto przyjacielskie, ale jeśli nie chcesz...

Westchnąłem zrezygnowany.

- Przesuń się. Wiedz, że robię to tylko ze względu na to, co mi dziś powiedziałeś. I że się więcej nie powtórzy.

- Jasne. - gorączkowo pokiwał głową i wsunął się jak najbardziej do ściany, by była między nami duża przestrzeń.

Położyłem się na plecach po prostu wiedząc, że i tak nie zasnę. Nagle Gee wsadził ręce pod poduszkę, coś wyciągnął, po czym przytulił się do tego i zaraz zasnął.
Później podniosłem się by sprawdzić, co to takiego. A był to stary, podniszczony miś.

We must kill a blue birdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz