18.

785 165 83
                                    

- Jest taki malutki... - szepnął Gerard, bojąc się ruszyć choć trochę bardziej w stronę łóżeczka.

Staliśmy tam jak intruzi. Matka kazała nam chwilę posiedzieć przy dziecku, bo musiała iść do sklepu po produkty na obiad, który później miała przygotować. Wiecie, ja nawet przy największych chęciach spaliłbym calutką kuchnię.

Mały był przesłodki. Zgodnie stwierdziliśmy, że jest dużo ładniejszy niż te wszystkie małe, pomarszczone dzieci. I bardzo mało płakał.

- Jak chcesz, to weź go na ręce. - szepnąłem, samemu nie ruszając się z miejsca.

- Boję się. - Way zagryzł dolną wargę, wciąż wpatrując się w łóżeczko. Doskonale wiedziałem, że bardzo by chciał, ale się wstydzi.

Nagle mały niespokojnie się poruszył. Z jego gardła wydobył się cichy płacz.

- O kurwa, co teraz? - wyrwało mi się.

- Nie wiem, Frank, ale chyba musimy... - niespokojnie drgnął, po czym najwolniej jak mógł podszedł do łóżeczka Jack'a. Ja poszedłem w ślad za nim.

- Ciiicho... - szepnął Gerard, ostrożnie podnosząc dziecko. Zaczął leciutko kołysać je w swoich ramionach, tak, by mógł ponownie zasnąć. I wiecie co? Cholerny, magiczny Way sprawił, że Jack przestał płakać. Patrzyłem na niego z niedowierzaniem, on natomiast wydawał się wniebowzięty. Na jego ustach wykwitł uroczy uśmiech.

- Way, co ty mu...

- Frank, obudzisz dziecko! - szepnął, posyłając mi rozzłoszczone spojrzenie.

Kurwa, poczułem się nieswojo. Ta cała sytuacja przypominała jakąś scenkę rodzinną, a nie dwóch nastolatków opiekujących się dzieckiem. Gerard naprawdę wiedział, co trzeba robić.

Nosił go jeszcze chwilę, aż mama wróciła do domu. Stanęła w progu i z niedowierzaniem pokręciła głową.

- Przepraszam, płakał trochę i... - Gee był widocznie zestresowany zaistniałą sytuacją.

- Nie przepraszaj, naprawdę masz do tego rękę. Frank się go boi. - na jej twarzy pojawił się wredny uśmiech.

- To nie tak, że nie chcę, tylko...

- Ciszej, obudzisz go! - tym razem to matka zwróciła mi uwagę.

Większość czasu Gerard przesiedział z nią, nie ze mną. Cały czas gadali, a ja zacząłem robić się... Zazdrosny? To chyba złe określenie, ale dobrze opisuje moje uczucia.

- Gerard, chodź. - powiedziałem, nie mogąc dłużej wytrzymać siedzenia na kanapie z wzrokiem wbitym w ekran telewizora.

- Gdzie?

- Nie wiem, do pokoju, cokolwiek... Nudzę się. - jęknąłem, a matka zachichotała.

- Franuś, z zazdrością daleko nie zajdziesz! - Way momentalnie stał się cholernie czerwony na tę uwagę.

- JA NIE JESTEM O NIEGO ZAZDROSNY!

...no, może trochę.

We must kill a blue birdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz