- Co się stało, Frank? - zapytał od razu, gdy tylko zobaczył wyraz mojej twarzy.
- Nie tutaj, okej? - szepnąłem, oddychając szybko. Autentycznie wybiegłem wtedy z domu.
- Jasne, ale... Dobrze się czujesz? - ujął moją twarz w swoje dłonie, by lepiej mi się przyjrzeć.
- Tak, ale... Chyba potrzebuję się komuś wygadać.
- To masz zawsze zapewnione! - uśmiechnął się uroczo. - Nad jezioro?
Przytaknąłem. To śmieszne, jak często zdawał się siedzieć w mojej głowie, bo dokładnie to miejsce chciałem zaproponować.
Na miejscu niezbyt mieliśmy nawet szansę usiąść, więc powolnie przechadzaliśmy się brzegiem jeziora. Bezmyślnie kopałem liście, a Gerard ewidentnie czekał. W końcu musiałem się przełamać.
- Ojciec jest teraz gorszy niż wtedy, gdy pił. Stał się taki... Agresywny. Mam takie straszne myśli, że... Że już wolałem, jak pił. Gerard, jestem tak cholernie złym synem...
- Nie jesteś. - zaprzeczył gwałtownie. - To normalne, że wolałeś, gdy go w pewnym sensie... Nie było, niż gdy teraz jest. Mówiłem ci już, Franuś. Nie masz w obowiązku go kochać.
Przytaknąłem, po czym staliśmy przez kilka minut w ciszy. Nie zastanawiając się nad tym, co robię, chwyciłem płaski kamień i rzuciłem go na wodę tak, że kilka razy zgrabnie podskoczył. Dopiero po chwili zauważyłem, że Gerard przypatruje mi się z szeroko otwartymi oczami.
- Jak ty to...
- To proste. - wzruszyłem ramionami - jak chcesz, to cię nauczę.
Chłopiec gorączkowo pokiwał głową. Schyliłem się więc i zebrałem z ziemi kilka kamyków, które mogły się nadawać.
- Zobacz, ułóż go tak sobie w dłoni... - pomogłem mu w tym, bo to była widocznie czarna magia dla jego umysłu. - I rzuć. - zademonstrowałem, co ponownie wyszło mi perfekcyjnie. Miałem wprawę.
- Nie umiem! - pisnął.
Westchnąłem, po czym ustawiłem się tuż za chłopcem. - Wyprostuj tę rękę i się skoncentruj, żeby nie rzucić go w wodę, a na nią.
To śmieszne, uczyłem go puszczać cholerne kaczki, a czułem się, jakbym tłumaczył jakieś skomplikowane zadanie z matmy.
Ale wtedy stało się coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca.
Popatrzyłem na tę jego słodką buzię, na której widoczny był teraz wyraz całkowitego skupienia, na te lekko zarumienione, piegowate policzki i... Odczułem potrzebę bliskości z nim tak mocno, jak nigdy wcześniej.
Nie myślałem chyba wtedy o konsekwencjach, po prostu wspiąłem się na palcach, po czym bez żadnego powodu cmoknąłem go w policzek.- Frank? - chłopiec automatycznie odwrócił się w moją stronę i wlepił we mnie zaciekawione spojrzenie swoich szmaragdowych oczu. Wtedy zdałem sobie sprawę, co tak właściwie się stało. Zmroziło mnie. Próbowałem się odezwać, ale skończyłem na kilkukrotnym otwieraniu i zamykaniu ust, po czym ze łzami w oczach odwróciłem się i po prostu odszedłem, zostawiając tam Gerarda na pastwę losu. Po raz kolejny tej nocy nie myślałem, tylko działałem.
Miłego dnia!
Ps. God bless CzoloTower
CZYTASZ
We must kill a blue bird
Fiksi Penggemar"Chcę opisać wam tu cudownego i niepowtarzalnego chłopca. Chłopca, który zmienił moje życie. Chłopca, którego zabiliśmy." "You may say I'm a dreamer But I'm not the only one."