20

826 173 158
                                    

Wrzesień

- Way, powiedz mi... - Urie stanął przed żółtowłosym chłopcem, który obrzucił go zaciekawionym spojrzeniem spod przydługiej grzywki. - Jak to jest pieprzyć się z facetem? Albo inaczej, ile razy już obciągałeś?

Stanąłem jak wryty na środku sali gimnastycznej. Wiedziałem, że prędzej czy później padną takie podejrzenia. Ostrzegałem wielokrotnie, ale nie, on był mądrzejszy od wszystkich.

Gerard wyprostował się i... Czy ja widziałem na jego ustach lekki uśmiech?

- Ja jeszcze ani razu, ale mi wielokrotnie. Patrząc na twoje wargi, to chyba masz potencjał, Beebo. Jak chcesz, to po zajęciach ocenię twoje możliwości. Teraz, wybacz, ale mam zwolnienie. - pomachał mu w iście królewskim stylu, po czym owinął się szczelniej swetrem i ruszył w stronę trybun.

On naprawdę nie wiedział, w co się pakuje.

Urie był wkurwiony. Odczytałem to z wyrazu jego twarzy. Później też grał agresywniej, ze dwa razy prawie mnie zabił.

Po skończonej lekcji Gerard poszedł od razu na piętro, ja skierowałem się w stronę szatni. Przecież nie będę chodził w tych samych ciuchach...

Już od progu domyśliłem się, kto jest w środku. Co jak co, Urie miał naprawdę piękny, charakterystyczny głos. Siedział tam z Fuentesem.

Starałem się wejść zupełnie niezauważonym, co chyba mi wyszło. Nawet nie zwrócili na mnie uwagi.

- Skąd wiesz, że Way to pedał?

- Proszę cię, Vic! - Brendon wybuchnął perlistym śmiechem. - Popatrz tylko, jak on wygląda. Albo jak chodzi. - tu chyba usiłował wykonać bardzo nieudolną parodię Gerarda. Miałem ochotę obić mu mordę.

- Jest jak panienka. Nie mogę sobie pozwolić, by taki dziwoląg chodził po naszej szkole. Pamiętasz tę lesbę? Jak jej tam było?

- Chyba Hayley...

- No właśnie. Nawet mi jej nie żal, ci zboczeńcy jak najbardziej zasługują na śmierć. - Victor gorączkowo pokiwał głową.

Nie mogąc tego dłużej słuchać, włożyłem strój sportowy do plecaka i szybko wyszedłem z pomieszczenia. Oni byli popierdoleni.

***

- Gerard, to nie są cholerne żarty!

- Są, bo oni to idioci. Mnie śmieszy, ciebie nie musi. - mówił, wciągając winogrona, jedno po drugim.

- Oni są niebezpieczni, mogą ci coś zrobić! - walnąłem pięścią w stół, na co Gerard drgnął zaskoczony.

- Frank, ja sobie nie założę pętli na szyję tylko dlatego, że podobają mi się obydwie płcie. Za dużo przeżyłem, by się tym przejmować.

Fuknąłem. Jego nie dało się do niczego przekonać, będę musiał pogadać sobie poważnie z jego matką albo coś w tym stylu. Bałem się o niego, to źle?

Postanowiłem więc zmienić temat.

- Stary, jest pora obiadu, a ty wcinasz winogrona. Nigdy nie widziałem, jak jesz coś porządnego.

- Po prostu jestem na diecie. Muszę trochę schudnąć.

- Oszalałeś?! Przecież wszystko na tobie wisi! - machinalnie poprawiłem mu zsuwający się z ramienia sweter, na co przechodzący obok Dallon zagwizdał. Postanowiłem to zignorować.

- Frank, robię to dla siebie.

'Dobrze by było, jakbyś zaczął się tak samo troszczyć o własne życie', pomyślałem, smętnie mieszając szarą breję, która w zamyśle miała być zupą.

We must kill a blue birdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz