33.

799 157 80
                                    

- Frank?

Obudziłem się rano w miejscu, które z całą pewnością nie było moim wygodnym łóżkiem.
Ledwo otworzyłem zaspane oczy i zauważyłem, że spoczywam na lekko falującej klatce piersiowej Waya. No tak, przecież pilnowałem go przez całą noc, tak więc zasnąłem na wpół siedząc na krześle, a na wpół leżąc na Gerardzie. Chłopiec przyglądał mi się z leciutkim uśmiechem.

- Przepraszam, że cię obudziłem, ale leżymy tak już z godzinę i strasznie bolą mnie plecy...

Szybko zerwałem się, oplatając ciaśniej kocem moje trawione gorączką ciało. Nie był to najcieplejszy poranek.

- Czujesz się już lepiej? Może zrobię ci herbatę czy coś...

- Nie, ale ty chyba masz gorączkę, co?  I nie oszukuj, wyczułem. - wygrzebał się spod kołdry, po czym chciał szybko wstać, ale najwidoczniej zakręciło mu się w głowie, bo padł jak długi.

- Widzisz? Leż i nie próbuj się podnosić, zaraz będę.

***

W kuchni zrobiłem nam calutki dzbanek herbaty i jakieś kanapki, bo na tyle pozwalały moje możliwości kulinarne. Bądź co bądź, czułem się winny temu wszystkiemu (wow, Iero), więc musiałem mu to jakoś wynagrodzić.
Jakimś cudem niczego nie rozsypałem ani nie rozlałem w drodze na górę. Już od progu zauważyłem, że Way ewidentnie nie wykonał mojego polecenia.

- Fajne masz filmy. - mruknął, nawet nie odwracając się w moją stronę. Klęczał przy moim kartonowym pudle i co chwilę obracał w dłoniach coraz to inne opakowania.

- Trochę się nazbierało. Ale co ty robisz poza łóżkiem? - z hukiem odstawiłem tacę z jedzeniem na biurko. Dlaczego on zawsze musiał być od wszystkich mądrzejszy?

- Zwolniłem ci je, bo... GREMLINY?! MASZ TU PIERDOLONE GREMLINY, A JA NIC O TYM NIE WIEM?!

- Od kiedy ty klniesz, malutki? - na moje usta wkradł się zadziorny uśmieszek. Zdecydowanie nie potrafiłem nawet na krótko się na niego obrazić, po prostu był zbyt uroczy.

- Ja bym kwestionował, kto w tym pokoju może być nazywany 'malutkim'. - mruknął pod nosem, ale na jego nieszczęście wszystko słyszałem.

- Gdybym tylko mógł, to przypieprzyłbym ci tą patelnią z drugiej strony, żebyś miał po równo.

***

Kolejne do dopisania na listę, Way miał autentycznego pierdolca na punkcie 'Gremlinów'. Emocjonował się tym filmem jak małe dziecko, przy czym pożarł wszystkie kanapki i wypił trzy czwarte herbaty z dzbanka. Patrzyłem na to z niedowierzaniem - przecież dopiero się odchudzał... Może ten cios patelnią poprzestawiał mu w głowie i stał się od tego mądrzejszy?
Ja osobiście ze znudzeniem oglądałem jak te małe stwory niszczą miasto. Serio, frajda jest z tego za pierwszym razem, później chce się już tylko umrzeć.
W pewnym momencie zwróciłem jednak uwagę na film. Mianowicie, gdy była scena z samym Gizmo. Patrzyłem to na niego, to na Waya i tak ze dwadzieścia razy. W końcu nie wytrzymałem i wybuchnąłem panicznym śmiechem, zsuwając się z kanapy prosto na zimne panele. Z oczu autentycznie leciały mi łzy, ale nie mogłem przestać.

- Frank? - Gerard w końcu zwrócił na mnie uwagę. - Co się stało? - zapytał, podkurczając nogi. Chyba przestraszył się tak gwałtownej reakcji...

- Bo... Bo t-ty wyglądasz zupełnie jak... Jak Gizmo! - zawyłem ponownie, na co chłopak również uśmiechnął się lekko.

- W takich momentach rozumiem, czemu się z tobą przyjaźnię. - rzekł, wcinając kolejną kanapkę.



Gdyby ktoś miał wątpliwości co do tego, jak wygląda TO PIERDOLONE JEZIORO (CzoloTower, to do ciebie), to jest to (guczi) coś takiego:

We must kill a blue birdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz