27.

739 175 95
                                    

- Nadal boli?

- Mhm...

- Może to przez ten upadek, co? Donna ma jakieś tabletki?

- Nie przez upadek, po prostu mam migrenę... Właśnie, zasłoń to okno, jeśli możesz. - przykrył sobie oczy swoją malutką łapką, a ja wykonałem jego prośbę, po czym usiadłem przy wymarniałym przyjacielu.

- Coś jeszcze, księżniczko? - oczywiście ociekało to ironią, nie wyobrażajcie sobie za wiele.

- Herbatkę. I szarlotkę.

- Skąd mam ci wytrzasnąć szarlotkę w środku lasu?

- No fakt. - wyglądał na zmartwionego. - Obejrzyjmy coś może?

- Przecież przeszkadza ci światło, a poza tym mamy tylko tego nieszczęsnego 'Egzorcystę'...

- Nieprawda! - momentalnie otrzeźwiał. - W piwnicy jest pełno filmów!

Oczywiście jak już coś postanowił, to nie było wyjścia i przeszukaliśmy pół domu, by znaleźć klucz. Jak się okazało, był po prostu pod wycieraczką.

- Oby wszystko było okej, nikt tam nie wchodził ze dwa lata... - mruknął, siłując się z kluczem. W końcu drzwi ustąpiły z głośnym szczękiem, a Way pewnie wkroczył do środka.

I równie pewnie się cofnął, wywracając przy tym naszą dwójkę. Nie krzyczał, nic. Tylko strasznie zbladł.

- Co tam jest, Gee? Hej, spokojnie... - przez tę krótką chwilę zdążył zagryźć wargę tak mocno, że spływała mu z niej strużka krwi. - Przesuń się, ja sprawdzę. - wygrzebałem się spod chłopaka i bohatersko chwyciłem w dłoń latarkę.

- Frank, chodźmy na górę, nie chcę już oglądać. - chłopiec chwycił mnie za rękaw mojego i tak już rozciągniętego swetra.

- Niby cze... O JASNA KURWA! - ryknąłem, tym razem samemu wywracając się na Gerarda.

Kilkanaście centymetrów od nas leżał dość sporych rozmiarów zmumifikowany kot. A śmierdziało to tak, że zastanawiałem się, jakim cudem nie wyczułem tego wcześniej.
Dopiero teraz zorientowałem się, że siedzę Gerardowi na kolanach, a on prawie miażdży mi żebra, tak mocno mnie ścisnął.

***

Chcąc nie chcąc musieliśmy zrezygnować z filmu. Siedzieliśmy więc bezcelowo wpatrując się w ogień w kominku, zakopani pod stertą kocy. Klimatycznie, co?

- Może chciałbyś pooglądać zdjęcia?

- Chcesz mi powiedzieć, że macie tu takie rzeczy, a tymczasem siedzimy i wpatrujemy się w ogień? - Gerard jedynie roześmiał się słodko i zeskoczył z kanapy. Wszedł na górę (tym razem dużo ostrożniej), a zszedł z wielkim pudłem. Wiedząc z autopsji, jak może się to skończyć, pomogłem mu znieść je na dół.

- Te są mało zniszczone. - wygrzebał czerwony, lekko podniszczony album i zdmuchnął z niego kurz. - Nawet nie pamiętam, jakie tu są... O! - uśmiechnął się szeroko. - Tu ślubne rodziców. Zobacz, to mój tata.

Nie miałem pojęcia, dlaczego tak się cieszy na widok tego człowieka. Przecież on zniszczył mu dzieciństwo...

- A tu... - nagle spoważniał, przez co zwróciłem większą uwagę na fotografię.

Przedstawiało dwóch chłopców - jeden ukazywał niekompletne uzębienie w szerokim uśmiechu, drugi natomiast stał obok z naburmuszoną miną. Obaj mieli na głowach urodzinowe czapeczki.

- Hej, który to ty? - zapytałem przejmując album w swoje ręce.

- Ten - wskazał na naburmuszonego chłopca.

- Żartujesz? - wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem. - Ty w ogóle potrafisz zrobić taką minę?

Momentalnie ją wykonał, na co zacząłem już naprawdę zwijać się ze śmiechu. Wyglądał jak mały, naburmuszony kotek.

- Po raz kolejny jestem z siebie dumny. - założył ręce za głowę i uśmiechnął się pod nosem.

- Cz-czemu? - zapytałem, ścierając łzy z policzków.

- Jeszcze w życiu nie słyszałem, żebyś się tak cudownie śmiał.

We must kill a blue birdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz