Siedzieliśmy z Gerardem obok siebie na kanapie w salonie Wayów. Żaden z nas nie miał odwagi się odezwać, po prostu od czasu do czasu któryś z nas upijał łyk herbaty i to naprawdę był jedyny dźwięk, który nam towarzyszył.
Dyrektor umówił się na spotkanie z naszymi matkami już na kolejny dzień i o ile Donna była spokojna, tak Linda darła się na mnie cały dzień. Modliłem się w duchu, by zapomniał im wspomnieć o tym, że złapałem Gee za rękę, ale... Na co ja liczyłem?
Na dźwięk otwieranych drzwi, obaj zamarliśmy. Przysunąłem się do Gerarda najbliżej jak tylko mogłem, w końcu obaj byliśmy wkopani po równo.
- Co to miało być? - moja matka wparowała do pokoju w takim stanie, w jakim jeszcze w życiu jej nie widziałem. Serio, miałem wrażenie, że wyjdzie z siebie.
- No... - zacząłem, opuszczając głowę. Czułem się jak dziecko.
- Nie dość, że podniosłeś głos na dyrektora, to jeszcze ten cały cyrk z Gerardem?! Co ty tym chciałeś pokazać, co?
- To nie był żaden cyrk. - burknąłem w przypływie odwagi. Gerard rzucił mi wylęknione spojrzenie, ale postanowiłem to zignorować.
- To co w takim razie? - matka stanęła przede mną jak wryta, splatając ręce na piersiach. No, tego na pewno się nie spodziewała.
- Lindo, uspokój się. - Donna dołączyła do nas z dużo spokojniejszym wyrazem twarzy. - Usiądź, bo musimy poważnie porozmawiać, jak sądzę.
Matka obruszyła się, mimo wszystko spełniając prośbę pani Way.
- Chcę najpierw usłyszeć, co mój syn ma mi do powiedzenia.
Drgnąłem. Gerard chciał chyba położyć mi dłoń na ramieniu, ale w ostatniej chwili zrezygnował i udał, że chciał podrapać się po policzku.
- Po prostu kocham Gerarda, mamo. - szepnąłem. Autentycznie poczułem, że brakuje mi powietrza, a w głowie słyszałem jedynie szum.
Początkowo kobieta nerwowo się roześmiała, jednak zarówno ja i Gerard zachowaliśmy pokerowe twarze. Po chwili ucichła.
- Nie wychowałam cię na zboczeńca. - szepnęła drżącym głosem.
- Lindo... - pani Way posłała jej karcące spojrzenie, ale matka nie zareagowała. Patrzyła cały czas na mnie.
- To nie tak, że podobają mi się wszyscy chłopcy... Po prostu Gerard...
- Stop. Nie chcę tego słuchać. Na za wiele ci pozwalałam i teraz mam za swoje. Idziemy do domu, siadasz do książek i się uczysz. Twoje oceny też pozostawiają wiele do życzenia. Co do ciebie, Gerard... Nie spodziewałam się, że aż do tego stopnia ogłupisz moje dziecko. Może to i prawda, co mówią ludzie. - dodała chłodno, na co Gee zwiesił głowę. Strasznie chciałem go przytulić, ale to w tej chwili było najgłupszym co mogłem uczynić.
Próbowałem protestować, Donna także, ale matka była nieugięta. Nie chciałem wszczynać większej awantury, więc smętnie poczłapałem za nią do domu. Chciało mi się płakać.
- Mamo... - szepnąłem, wchodząc niepewnym krokiem do kuchni.
- Milcz. Na górę i przemyśl, do jakiego stanu doprowadziłeś własną matkę, która poświęciła dla ciebie całe swoje życie. - jęknęła płaczliwie, po czym wręcz wypchnęła mnie siłą z pomieszczenia.
Później słyszałem, że płakała.
CZYTASZ
We must kill a blue bird
Fanfiction"Chcę opisać wam tu cudownego i niepowtarzalnego chłopca. Chłopca, który zmienił moje życie. Chłopca, którego zabiliśmy." "You may say I'm a dreamer But I'm not the only one."