Wróciłem stamtąd szczęśliwy jak... Nigdy. Gerard był jakimś przeciwieństwem wampira energetycznego, bo on obdzielał wszystkich dookoła swoim dobrym humorem, samemu na tym nie tracąc zupełnie nic. Na ulicy wręcz nie mogliśmy się rozstać. Tematy nie miały końca, a tak szczerze, to wolałem jego monologi. Bo to był autentycznie człowiek miliona zainteresowań. Filmy, muzyka, sztuka... A filmy to w szczególności. Jak chciał mnie do czegoś zachęcić, to streszczał fabułę w tak emocjonujący sposób, że wyglądał czasem cholernie śmiesznie. Wiecie, machał rękoma, ton głosu zmieniał mu się na bardziej piskliwy i kończyło się tak, że szliśmy do niego i wśród miliona kaset znajdował tę, o której wcześniej gadał i kończyłem z herbatą, popcornem i Gerardem rozwalonym po drugiej stronie kanapy.
Zawsze wyglądał na strasznie przejętego tym, co akurat działo się na ekranie. Czasem chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że obok niego jestem. Miał zawsze taki zamglony wzrok, był zarumieniony, a często nawet niemo ruszał wargami, gdy znał kwestie bohaterów. Podejrzewałem, że oglądał te filmy z takim samym zaangażowaniem nawet za dwusetnym razem.***
Przez pewien czas uspokoił się z tą swoją misjonarską działalnością, ale to była ewidentna cisza przed burzą. Wydało się na religii, na którą chcąc nie chcąc musieliśmy wszyscy uczęszczać. Matka Gerarda starała się, by go niej zwolnić (chyba wiedziała, do czego jej pierworodny potrafi być zdolny...), ale szkoła nie mogła mu zapewnić zajęć w trakcie tej jednej lekcji, więc ostatecznie i tak kończył ze wszystkimi w klasie. Siedzieliśmy, rzecz jasna, razem. Często szkicował, w ogóle nie zwracając uwagi na siostrę zakonną, która owe zajęcia prowadziła, ale dziś zapadł ewidentnie sądny dzień.
- ... tak więc, jak napisano w piśmie, dwóch mężczyzn współżyjących ze sobą popełnia obrzydliwość i skazani są na potępienie w piekle...
Od razu spojrzałem na Gee i kurwa, przestraszyłem się. Jak na co dzień był blady, tak teraz wydawał się przezroczysty. Dłonie zacisnął w pięści i podniósł wzrok na zakonnicę, która jak gdyby nigdy nic przechadzała się po klasie z podręcznikiem w dłoniach.
- W piśmie jest także napisane, że trzeba mordować nieposłuszne dzieci, więc dlaczego tego nie praktykujemy?* - wycedził przez zaciśnięte zęby, wpatrując się kobiecie prosto w oczy. Pierwszy raz widziałem go tak rozsierdzonego i nie było to nic miłego.
- Chyba nie chcesz mi przez to powiedzieć, Way, że obrzydliwości popełniane przez homoseksualistów są dla ciebie normą? - poprawiła spadające jej z nosa okulary w drucianej oprawce.
- Tak, są jak najbardziej normalne. To, że dwójka kochających się ludzi uprawia seks...
- Dość tego! - przerwała kobieta, przejmująco łapiąc się za serce. - Mam nadzieję, że rozmowa z dyrektorem ukróci twoje chore fantazje!
- Tylko je wzmocni. - szepnął, pakując się. Ale tego już nie słyszała.
***
- No i po co ci to było, Gerard? Wyjaśnij mi, przecież tak długo rozmawialiśmy na ten temat i...
- No właśnie, i? - szedł koło mnie, lekko podskakując i uśmiechając się. Czyli było jak zwykle. - Nigdy nie powiedziałem, że z tego zrezygnuję. Franuś, to co ta kobieta wygaduje jest chore. - z niedowierzaniem pokręcił głową - Mówi tak wiele o miłości a jednocześnie nie rozumie jej pojęcia. Przez takich ludzi na świecie jest jak jest. Robią tym wszystkim więcej zła niż się spodziewają. - odetchnął głośno. - No, ale ja zmienię tyle, ile dam radę. Jeżeli chociaż jedna osoba uzna, że mam rację, to będzie mój prywatny sukces.
- Powiedz mi, Gee, bo w sumie od pewnego czasu mnie to gryzie. Byłeś kiedyś z chłopakiem?
Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i pokręcił głową. Promienie słoneczne ładnie grały w jego włosach i oczach.
- A czułeś coś do jakiegoś? Podobał ci się? - w sumie nie wiem, po co pytałem. Zwykła, ludzka ciekawość.
- Akurat tak. I nadal czuję to samo. - roześmiał się i jak gdyby nigdy nic poleciał do domu.
- Do zobaczenia, Frankie! - pomachał mi i zamknął za sobą drzwi. A ja zostałem na środku ulicy totalnie zbaraniały.
*"Modlitwy za Bobby'ego"
CZYTASZ
We must kill a blue bird
Fanfiction"Chcę opisać wam tu cudownego i niepowtarzalnego chłopca. Chłopca, który zmienił moje życie. Chłopca, którego zabiliśmy." "You may say I'm a dreamer But I'm not the only one."