"Pojedziesz tam ze mną?"

30.4K 1.4K 915
                                    

Wszedłem do kuchni, gdzie już przy szafkach krzątała się babcia. Zaśmiałem się cicho, widząc jej fartuch w czarne koty. Babcia zawsze miała obsesję na punkcie kotów. 

- Cześć - mruknąłem i usiadłem przy stole. Babcia odwróciła się w moją stronę z szerokim uśmiechem na ustach.

- Dzień dobry - odpowiedziała i podała mi szklankę soku pomarańczowego, mimo, że jej o to nie prosiłem. - Posłuchaj - westchnęła i wytarła mokre dłonie od wody o fartuch. - Mógłbyś zająć się Alice? Musze wyjść, na godzinkę - uśmiechnęła się zakłopotana. 

- Jasne - wzruszyłem ramionami i upiłem łyk soku. - Tak sobie myślałem... Muszę poszukać jakiejś pracy - westchnęłam i niezauważalnie przewróciłem oczami. 

- Och - kobieta wyglądała na zaskoczoną. - Więc... Myślałeś, co konkretnie chciałbyś robić? - Zapytało, a ja nerwowo przygryzłem wargę. 

Tu się właśnie pojawia problem. Pracować muszę, bo nie babcia wiecznie mnie utrzymywać nie będzie. Nawet bym tego nie chciał.

Jednak, bardzo ciężko może być mi tu znaleźć pracę. W Londynie, jakby nie patrzeć, zna mnie dosyć spora osób, twierdząc... łagodnie. I poznali mnie w niekoniecznie dobrych sytuacjach. Poza tym, moje wykształcenie pozostawia dużo do życzenia. Szkołę skończyłem z niezbyt dobrymi wynikami, a w Nowym Jorku nie studiowałem.

- Nie - wzruszyłem obojętnie ramionami. - Znając życie, wyląduje w Mc'donaldzie - zaśmiałem się, a staruszka przewróciła oczami, jednak na ustach, pojawił jej się lekki uśmiech. 

- Nie przesadzaj - powiedziała i zdjęła z siebie fartuch, po czym go złożyła i odłożyła na szafkę. - Jeśli chcesz, mogę popytać kilku osób, czy...

- Nie - zaprzeczyłem od razu, wiedząc co chce powiedzieć. Nie mogłem wiecznie na kimś polegać. Musiałem dorosnąć. Mimo, że wróciłem do Londynu, musiałem sobie radzić sam, tak samo jak w Nowym Jorku. 

Miałem już cholerne dwadzieścia dwa lata. 

- Cóż... W takim razie - wzruszyła ramionami i rozejrzała się po kuchni. - Ja będę się zbierać, wrócę do godziny - oświadczyła i opuściła kuchnię. 

Skinąłem głową sam do siebie i cicho westchnąłem. 

- Postaraj się za bardzo nie zdemoralizować Alice! - Krzyknęła, a po chwili słychać było już tylko trzask zamykanych drzwi. 

Dokończyłem sok i wróciłem do pokoju, gdzie wciągnąłem na siebie czarną bluzkę, a do tego szare dresy. Usiadłem na łóżku i odchyliłem głowę do tyłu, oddychając głęboko. 

Siedziałem tak może z dziesięć minut, aż w końcu drzwi do mojego pokoju otworzyły się z hukiem. Uśmiechnąłem się lekko, wiedząc bardzo dobrze, kto przyszedł. Po chwili poczułem także, że materac obok mnie się lekko ugina. 

- Nawet nie próbuj - powiedziałem poważnym głosem. Alice fuknęła pod nosem, a ja zaśmiałem się cicho. - Jak tam? - Zapytałem i usiadłem na przeciwko niej, w siadzie skrzyżnym. 

- Spoko - wzruszyła ramionami i opadła plecami na łóżko. - Jake. 

- Tak?

- Masz dziewczynę?

Ścisnęło mnie w żołądku. Wytrzeszczyłem oczy i przełknąłem głośno ślinę, czując gule w gardle. Poruszyłem się niespokojnie i uśmiechnąłem się do małej sztucznie, co lekko odwzajemniła. No tak, była przecież za mała, żeby rozpoznać, że to nieodpowiednie pytanie dla mnie. 

- Nie - odpowiedziałem cicho, a ta westchnęła bezradnie. Jej usta wykrzywiły się w dziwny grymas, a wzrok zaczął wędrować po całym suficie. 

Wybacz, ale wciąż cię kocham ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz