"I pobierzemy się na jednej z hiszpańskich wysp"

22K 1.3K 524
                                    


W sobotę ponownie trafiłam do szpitala, kiedy zaczęłam krztusić się własną krwią. A później zemdlałam. Był u mnie Luke, który myślał, że po paru sekundach odzyskam przytomność, jednak kiedy to się nie stało szybko zadzwonił po karetkę. 

Był poniedziałek, a ja leżałam podłączona pod kroplówkę na jednym z niewygodnych łóżek. Jake po nie przespanej nocy, podczas której co chwilę miałam duszność, kaszel i wymioty zasnął na szpitalnym krześle. Cały czas przy mnie siedział i nie zwracał uwagi na moje prośby, by poszedł do domu, bo dam sobie radę sama. 

Miałam dużo czasu na przemyślenia. 

I czy to naprawdę wszystko już będzie tak wyglądać? Czy naprawdę co chwilę będę trafiała do szpitala? 

Moje dłonie automatycznie powędrowały na brzuch, który był już dosyć mocno zaokrąglony. Cóż, w końcu wielkimi krokami zbliżał się szósty miesiąc. No właśnie, dziecko coraz bliżej, a my z Jake'iem nie mieliśmy nic, zaczynając od ubranek kończąc na pokoiku dla dziecka. Gdy tylko wyjdę ze szpitala, od razu muszę się za to zabrać. 

Miałam głowę pełną myśli, ale jedna szczególnie zawracała mi głowę. Czy jeśli serio wyzdrowieję, będę mogła na poważnie planować swoje życie z Jake'iem? Kochaliśmy się, to było pewne, ale czy on na pewno dorósł do roli ojca? Męża? Dorósł do założenia rodziny? 

- O czym myślisz? - Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia. Wzdrygnęłam się lekko przestraszona, ale mimo tego uśmiechnęłam się do niego jednym kącikiem ust. Był strasznie zmęczony, to było widać gołym okiem. Miał zasinienia pod oczami, a jego włosy odstawały w każdą możliwą stronę. 

- O niczym ważnym - odpowiedziałam słabo. Dziś każde słowo sprawiało mi ból, dlatego też ograniczałam się do minimum. W dodatku bolała mnie cała klatka piersiowa, oraz czułam, jakby ktoś miał mi zaraz wyrwać wątrobę. 

- A tak naprawdę? - Uniósł brwi i przyciągnął moją dłoń do swojej twarzy. Złożył na niej lekki pocałunek, przez co nie mogłam się nie uśmiechnąć. 

- Wiem, że to może szybko, bo wróciliśmy do siebie niedawno, ale - westchnęłam ciężko, ale od razu tego pożałowałam. Poczułam piekący ból w klatce piersiowej, ale nie dałam tego po sobie poznać. - Myślałam o przyszłości. Naszej - spuściłam wzrok, patrząc na śnieżnobiałą pościel. - Jeśli wyzdrowieje. 

- Jak to? - Zaśmiał się chłopak. - Mówiłem ci kiedyś, że zrobię syna, wybuduje dom, posadzę drzewo i weźmiemy ślub na Hawajach - wzruszył ramionami. 

- Nie, nie na Hawajach - pokręciłam szybko głową. - I weźmiemy ślub na jednej z hiszpańskich wysp - puściłam mu oczko, a na jego usta wpłynął szeroki uśmiech.

- Teneryfa, Gran Canaria, Ibiza, Majorka - wzruszył ramionami. - Wybieraj. Wiem, że jest więcej wysp, ale tylko te pamiętam z geografii - zachichotałam pod nosem na jego słowa, i delikatnie ścisnęłam jego dłoń, odwracając głowę w drugą stronę. 

Wiedziałam, że to, abyśmy wzięli ślub na jednej z tych wysp, było niemal niemożliwe. A wszystko, sprowadzało się do jednego problemu. Mianowicie pieniędzy. Wiedziałam, że Jake dałby mi wszystko, co tylko bym chciała, ale musiałam patrzeć realnie na to wszystko. Mój chłopak nie był aż tak bogaty, żeby latać na tak ekskluzywne wyspy. I szczerze mówiąc, nie potrzebowałam tego. Cieszyłam się po prostu z tego, że był przy mnie zawsze, kiedy go potrzebowałam. I nie potrzebowałam do tego prezentów, wyjazdów, czy gwiazdki z nieba. Potrzebowałam tylko jego, a poza nim, nic innego się nie liczyło. 

***

Podciągnęłam się do siadu, jęcząc przy tym głośno. Byłam dziś tak cholernie słaba i wyczerpana, że tylko czekałam, aż wybuchnę i nawrzeszczę na Jake'a. Bo tak to się zwykle kończyło. On niczemu winny, a ja musiałam się na kimś wyżyć i jak zwykle padało na niego. 

Wybacz, ale wciąż cię kocham ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz