W sobotę Jane po raz pierwszy trafiła do szpitala. To wszystko działo się tak szybko, że pamiętałem to jak przez mgłę. A może nie chciałem tego pamiętać. Widok całej Jane we krwi na zawsze miał już zostać w mojej pamięci.
Była niedziela, a ja bez przerwy, nie odstępując jej nawet na krok, jeśli nie musiałem tego robić, siedziałem przy szpitalnym łóżku, trzymając ją za rękę. Nienawidziłem siebie za słowa, które skierowałem do niej wtedy, gdy wróciłem po raz już kolejny pijany do domu. Były to ostatnie słowa, które do niej skierowałem przed wróceniem do szpitalnych murów, bo później nie zamieniliśmy ze sobą nawet słowa.
Patrząc na Jane, podłączoną pod kroplówkę, zaciskało mi się coś wokół serca. Jednakże na moje szczęście, była przytomna. Ale co z tego, jeśli nadal nie chciała ze mną rozmawiać? Poniekąd ją rozumiałem, bo zachowałem się jak dupek. Właściwie to nim byłem. Od zawsze. Ale jak mogłem krzywdzić ją teraz, gdy najbardziej mnie potrzebowała?
Westchnąłem cicho, a w tym samym czasie drzwi do sali się otworzyły. Uśmiechnąłem się do dziewczyny, która przystanęła w progu, ale tego nie zauważyła, gdyż cała jej uwaga skupiała się na mojej śpiącej dziewczynie.
- Chodź - mruknąłem cicho i puściłem rękę Jane. Szybko podszedłem do dziewczyny i złapałem ją za ramię, jednak ta ani drgnęła. Cały czas wpatrywała się w Jane. - Chodź, proszę - powtórzyłem, ciągnąc ją delikatnie na korytarz. Dopiero po kilku sekundach, spuściła głowę i ominęła mnie we wejściu. Ostatni raz spojrzałem na Jane i wyszedłem z sali, zamykając za sobą drzwi. - Dziękuję, że przyjechałaś.
- Co z nią? - Spytała, patrząc na mnie smutno.
-Na razie śpi - wzruszyłem ramionami. - A jak tego nie robi, to zazwyczaj męczy ją kaszel. Ostatnio coraz bardziej się to nasila - Vanessa skinęła głową.
- A ty? Jak ty się czujesz?
No właśnie. Jak ja się czułem? Ostanie dni i noce, spędzałem z Jane, która nawet ze mną nie rozmawiała. Jeśli już coś się jej spytałem, to przytakiwała lub kręciła głową. Czułem jakby razem z nią, umierała codziennie jakaś cząsteczka mnie.
- Czuję, że z dnia na dzień tracę ją coraz bardziej - wyznałem. Vanessa ponownie skinęła głową.
- Wiem jak to jest stać bezczynnie, kiedy tracisz kogoś kogo kochasz - wyznała.
No tak, ona wiedziała o tym najlepiej, bo to ona trzymała swojego narzeczonego, a mojego przyjaciela na kolanach, gdy ten umierał.
- Zack! - wrzasnęła Vanessa i padła na kolana zaraz obok swojego narzeczonego. Potrząsnęła ciałem chłopaka, jednak nie dał znaku życia. - Zack, proszę cię! - krzyczała błagalnie. - Błagam, nie zabieraj im go! - wykrzyczała, patrząc w rozciągające się niebo. - Zack, skarbie. - dodała znacznie ciszej, całując chłopaka w czoło. Całe jej dłonie były ubrudzone krwią, swojego ukochanego.
Przez chwilę patrzałem, jak Vanessa próbuje szarpać bezwładnym ciałem mojego przyjaciela, a później echem w mojej głowie obijał się jej krzyk, kierowany do Jane. Po tym wszystkim, wpadłem w furię. Łzy zaczęły wzbierać się w moich oczach, jednak nie dałem ani jednej wydostać się na powierzchnię. Wzniosłem oczy ku górze i nie czekając długo, rzuciłem się na jednego z chłopaków, którzy skrzywdzili mojego przyjaciela.
Wtedy jeszcze myślałem, że tylko go zranili i wszystko będzie dobrze. Zack się wybudzi i nadal będziemy mogli pić piwo i palić fajki. Niestety, na myślach się skończyło.
- Ta - bąknąłem. Niespodziewanie Vanessa rzuciła mi się na szyję, obejmując mnie mocno. Zdziwiony, dopiero po chwili oddałem uścisk ze zdwojoną siłą. Wdychałem jej słodki zapach, ale on niczym nie przypominał Jane. Chciałbym, aby to Jane teraz tutaj stała.
CZYTASZ
Wybacz, ale wciąż cię kocham ✔
Novela JuvenilI choć każdej nocy był sam, samotność wdzierała się w duszę, a tęsknota przenikała głęboko jego serce, on zamykając oczy był przy niej. Inaczej nie potrafiłby zasnąć.I w głowię miał miliony myśli, ale i tak nic nikomu nie mówił. Pewnie spotka ją, al...