"Dlaczego to robisz?"

23.7K 1.3K 355
                                    

Podniosłem się do siadu, przeklinając pod nosem cały wczorajszy wieczór. Niby byłem pijany, ale pamiętałem wszystko, choć o niektórych sprawach, wolałbym zapomnieć. Lub nigdy się nie dowiedzieć. 

Wielokomórkowy rak płuc. 

I teraz wszystko stało się jasne. Częste osłabienie, zawroty głowy, krwotoki z nosa, a w ostatnim czasie kaszel. Co to było w ogóle za gówno? Już dawno powinienem zabrać ją do tego pierdolonego szpitala na te badania, ale oczywiście, musiałem jej ulec. Jak zwykle. Może gdybyśmy pojechali tam wcześniej, to nie byłoby aż tak zaawansowane? 

Gdy wczoraj dowiedziałem się o tym czymś, poczułem jakby zawalił mi się świat. Znowu. Tylko tym razem, nie byłem pewny, czy aby na pewno dam radę to wszystko utrzymać. 

Mimo wszystko, przecież będzie wszystko dobrze. Zawsze dawaliśmy sobie radę, nawet będąc głupimi małolatami, więc dlaczego nie miałoby być tak teraz? Jane wyzdrowieje, urodzi nasze dziecko i będzie wszystko w porządku. Będziemy żyć długo i szczęśliwie. Bo kiedyś w końcu musiało być dobrze, po tym wszystkim co nas spotkało. 

Nagle usłyszałem dźwięk tłukącego się naczynia i głośny krzyk Jane. Szybko zerwałem się z łóżka, ignorując uporczywy ból głowy. Wchodząc do kuchni, odetchnąłem z ulgą, widząc, że stłukł się tylko talerz.

- Jestem pieprzoną niezdarą! - Krzyknęła, a w jej oczach zalśniły łzy. Skrzywiłem się lekko, czując pulsowanie w skroniach, ale szybko podszedłem do Jane

- Nic ci nie jest? - Spytałem, patrząc jej prosto w oczy. Dziewczyna wyrzuciła ręce w górę w geście kapitulacji i jęknęła płaczliwie. 

- Zostaw mnie - powiedziała. - Muszę to sprzątnąć i... - nagle kaszel zaatakował jej płuca, co przypomniało mi o wczorajszym dniu. Zaciskając szczękę z całej siły, spojrzałem na nią z bólem. 

- Wiesz, że musimy porozmawiać, prawda? - Zadałem jej kolejne pytanie. Cały czas pokasłując, tylko machnęła na mnie obojętnie ręką. Dziewczyna otworzyła małą szafkę, z której wyciągnęła szufelkę i małą zmiotkę, po czym schyliła się, oddychając głęboko, aby uprzątnąć rozrzucone po całej kuchni szkła. - Zostaw to, do kurwy nędzy! - Wydałem się, a głos załamał mi się pod koniec. Jane upuściła trzymane w rękach przedmioty i po prostu upadła na kolana, wpadając w głośny płacz. 

- Nie mogę - powiedziała przez płacz. Nie mogłem patrzeć na nią, gdy była w takim stanie. Szybko usiadłem obok niej i przyciągnąłem do siebie, tuląc ją jak najbardziej mogłem. - Nie można nic zrobić, rozumiesz? Nie mogę iść na chemię, bo to zaszkodzi dziecko, a tego bym, kurwa, nie przeżyła! - Krzyknęła i zacisnęła dłonie w pięści. 

- Jane, wyzdrowiejesz - szepnąłem z bólem. - Wszystko będzie dobrze. Pójdziesz na chemioterapię i...

- Czego nie rozumiesz w tym, że to może zaszkodzić dziecku? - Spytała z wyrzutem, wyrywając się w moich ramion. 

- Ale tu chodzi o twoje zdrowie! - Powiedziałem podniesionym głosem. - Nie o dziecko, a o ciebie. 

- Jak możesz tak mówić? - Spojrzała na mnie przez łzy, a ja prychnąłem. - Przecież to nasze dziecko! - Szybko podniosłem się z podłogi, stając nad Jane z zaciśniętą szczęką. - Nie pójdę tam. Nie ma nawet mowy. 

- Dlaczego to robisz? 

- Jesteś zdziwiony, że kocham nasze dziecko? - Oczy zapiekły mnie, przez co zmrużyłem powieki. 

- Musisz myśleć o sobie, nie o tym dziecku! To nawet nie jest dziecko, tylko zarodek - warknąłem. Po policzku Jane, spłynęła ostatnia łza. Dziewczyna otworzyła usta, aby coś powiedzieć, jednak szybko je zamknęła. Zaciągnęła nosem i powoli podniosła się z ziemi, trzymając dłoń na brzuchu. Czułem jak wszystkie mięśnie mi się napinają. Głowa mi po prostu pękała i to nie od kaca. 

Wybacz, ale wciąż cię kocham ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz