"Wiesz, że możesz mi zaufać, prawda?"

27.1K 1.4K 1K
                                    

3/3

Warknąłem głośno i przerwałem swoją grę na telefonie, gdy usłyszałem dzwonek służbowego telefonu. Widząc numer Aleksa na wyświetlaczu, przewróciłem oczami i z cichym przeklnięciem pod nosem odebrałem. 

- Tak? - Starałem się, aby mój głos był jak najbardziej miły. Ale nie mogłem być miły dla kogoś, kto przerwał mi grę w happy wheels!

- Matthew - burknął. - Za pięć minut u mnie w gabinecie. Pilne - oznajmił i nie dając mi dojść do słowa rozłączył się. Odsunąłem urządzenie od ucha i odłożyłem go z cichym hukiem na biurko. Skrzywiłem się lekko, bo kurwa. Miałem lepszy służbowy telefon, niż ten prywatny.

Westchnąłem ciężko i wznowiłem sobie grę na telefonie. Nie wiem jakim idiotą trzeba być, żeby nie zauważyć, że praktycznie przez te pięć godzin, które spędziłem w biurze od rana, nic nie zrobiłem. Happy wheels za bardzo mnie wciągnęło. Być może to właśnie z tym związana była moja wizyta w gabinecie tego pajaca.

- Kutas - warknąłem i rzuciłem telefon na biurko. Z głośnym westchnięciem przetarłem twarz i gwałtownie odbiłem się od biurka. Poprawiłem jeszcze rękawy koszuli i pewnym krokiem ruszyłem do biura szefa. Prawdę mówiąc, nie lubiłem tej pracy, w ogóle tej firmy. Nie mogłem się tu odnaleźć. 

Ale musiałem łapać się wszystkiego, co dawało kasę. 

Zapukałem kilkakrotnie w szklane drzwi, a gdy Alex uniósł wzrok i przywołał mnie machnięciem ręki, wzruszyłem ramionami i wszedłem do środka. Miałem ochotę trzasnąć drzwiami, gdy tylko zobaczyłem twarz tego palanta, ale resztkami rozsądku się od tego powstrzymałem. 

- Oto i jestem - uśmiechnąłem się jak najmniej sztucznie i schowałem dłonie do kieszeni jeansów. 

- Zauważyłem - burknął, nie unosząc wzroku znad gromadki papierów. Przewróciłem oczami na to oczami i podszedłem do jego biurka bliżej, zasiadając na krześle, na przeciwko niego. - Masz mi coś do powiedzenia? - Zapytał i w końcu podniósł wzrok, krzyżując ręce na piersi. Jego pewna siebie postawa, była tak cholernie wkurzająca. 

Do głowy wpadł mi pomysł, że może Jane powiedziała mu o nas, o tym, co kilka dni temu między nami zaszło, jednak szybko odrzuciłem ten pomysł. Na samą myśl o dziewczynie, poczułem ścisk w brzuchu. Zacisnąłem dłonie w pięści i przyjąłem na usta lekki uśmiech.

- Nie - odchrząknąłem. - Chyba, że... 

- Nie, nie dostaniesz podwyżki - westchnął facet, a na moje usta wpłynął łobuzerski uśmiech. 

- No to nic nie mam do powiedzenia - pokręciłem przecząco głową, a ten posłał mi litościwe spojrzenie. 

- Gdzie są papiery dla Cartera? - Zapytał ostro, a ja westchnąłem bezradnie. 

W dupie, gnoju. 

- Prawdopodobnie jeszcze nawet nie w drukarce - skrzywiłem się lekko, a on zaklnął pod nosem i uderzył dłonią z hukiem o swoje duże biurko. Miałem ochotę parsknąć śmiechem, jednak się od tego powstrzymałem. Jedyne co zrobiłem to przygryzłem wargę, starając się ukryć cisnący mi się na usta uśmiech. 

- Co ty sobie wyobrażasz?! - Wydarł się i gwałtownie odepchnął się od biurka. Patrzył na mnie z prawdziwym mordem w oczach i gdyby wzrok mógł zabijać, to leżałbym już tu martwy. 

Gówno. 

- Że... - podrapałem się po karku. - Nie wiem, ale coś na pewno - potrząsnąłem głową. 

- Widzę te papiery za godzinę u mnie na biurku - warknął. 

A ja ciebie widzę trzy metry pod ziemią. 

Wybacz, ale wciąż cię kocham ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz