"Minęło dużo czasu, prawda?"

27.7K 1.4K 1.7K
                                    

Znaczna ilość was, wybrała właśnie dzisiejszy dzień na maraton, więc oto i on.
Mam nadzieję, że mój mały prezent na święta dla was się podoba :) Więc tak, będę dodawała rozdziały, co dwie godziny ;)

1/5

Wysiadłam z samochodu na parkingu przed galerią, gdzie umówiłam się z Caitlin na małe zakupy. Kobieta musiała kupić sobie suknie na zbliżający się wielkimi krokami bankiet, w firmie Ashton'a, na który między innymi zostałam zaproszona wraz z Aleksem.

Jedną rzeczą, która została mi z nastoletniego życia to to, że nadal nienawidzę chodzić na te gówna. Nienawidzę sztucznie się uśmiechać, tańczyć z obcymi, starymi facetami i udawać miłą, w trakcie rozmów.

Uśmiechnęłam się sama do siebie widząc kobietę stojącą przy wejściu do galerii handlowej. Szybko do niej podbiegałam, a ta przez to, ze rozmawiała przez telefon, nawet mnie nie zauważyła.

Dopiero, gdy odchrząknęłam głośno, zwróciła na mnie uwagę.

- Tak, dobrze kupię ci - westchnęła. - Muszę kończyć, Ashton - jęknęła i nie dając dojść do słowa mojemu bratu, rozłączyła się. - Cześć - uśmiechnęła się w moją stronę, co od razu odwzajemniłam. Wymieniłyśmy na przywitanie szybkie pocałunki w policzek i razem przekroczyłyśmy próg galerii.

- Więc, możesz mi wytłumaczyć, dlaczego chcesz kupić suknie tutaj, a nie od Rose? - Zapytałam, a ta westchnęła ciężko.

Rose, była naszą projektantką od dwóch lat. Kobieta miała dwadzieścia pięć lat, a projektowała po prostu cudowne suknie na każdą okazję. Mimo tak młodego wieku, od roku jest jedną z najbardziej cenionych projektantów w całym Londynie, co w sumie ani trochę mnie nie dziwiło. Naprawdę miała talent.

- Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Trzeba czasem spróbować czegoś nowego - mruknęła, a ja przytaknęłam głową, na znak, że się z nią zgadzam.

W całym centrum, nadzwyczaj było mało ludzi. Praktycznie zawsze, była ona zapełniona w każdym sklepie, jaki tu się znajdował. A dziś? Jedne wielkie pustki. Co oczywiście mnie cieszyło, bo nigdy nie lubiłam tego przepychu.

- Błagam, chodźmy najpierw na jakąś kawę, bo umrę - jęknęła kobieta, a ja zachichotałam pod nosem.

- Jasne - uśmiechnęłam się. - Starbucks? - Zapytałam, unosząc brwi.

- Cokolwiek - pokręciła głową na boki, a ja prychnęłam prześmiewczo pod nosem.

Skierowałyśmy się do kawiarni, gdzie jak zwykle było dużo ludzi. Najbardziej zaludnione miejsce od lat i w sumie dziś też.

Zamówiłyśmy sobie kawę i zajęłyśmy stolik, najbardziej oddalony od drzwi wejściowych. Postawiłam kubek z kawą na stół i przewiesiłam przez oparcie krzesła szary sweter. Nim zajęłam miejsce, zobaczyłam, że Cait wypiła już połowę swojej kawy. Wytrzeszczyłam na nią oczy, a ta wzruszyła ramionami niewinnie.

- No co? - Zapytała jak gdyby nigdy nic.

- Wszystko w porządku? - Mruknęłam, zajmując miejsce. Upiłam łyk kawy i momentalnie zamknęłam oczy, czując w ustach ten idealny smak.

- Chyba - powiedziała, a ja wzruszyłam ramionami. - Co tam u tego pizdokleszcza? - Zapytała. Słysząc określenie jakiego użyła, zakrztusiłam się kawą. Zaczęłam kaszleć, a przy okazji na pewno robić się czerwona. Ludzie, którzy siedzieli przy stoliku obok, zaczęli posyłać w moją stronę zniesmaczone spojrzenia.

Wybacz, ale wciąż cię kocham ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz