Łyknąłem kolejnego shota, odstawiając kieliszek z hukiem na blat baru. Całą noc krążyłem po mieście, szukając gdzieś dla siebie miejsca, jednak nigdzie nie mogłem go znaleźć.
Łzy cały czas leciały mi po policzkach. Wyglądałem jak jedno wielkie nieszczęście, którym w sumie byłem. Byłe nikim. Bo kim, że mógłbym być bez niej? Bez osoby, która jako jedyna nadawała sens mojemu życiu?
Kątem oka, zobaczyłem jak na moim telefonie, który leżał na blacie wyświetla się zdjęcie Vanessy. Po raz kolejny. Zignorowałem to, bo nie byłem w stanie z nikim rozmawiać. Nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. Jednak kiedy kolejny raz jej zdjęcie wyświetliło się na ekranie, wyciągnąłem rękę po urządzenie.
- Halo? - Odezwałem się zachrypniętym głosem.
- Jake, człowieku - usłyszałem jej cichy głos. Płakała. - Gdzie jesteś?
- Cześć, Vanessa - powiedziałem, czując ścisk w sercu. Do oczu ponownie napłynęły mi łzy.
- Jake, błagam, wróć do domu.
- Ja już nie mam domu - odpowiedziałem i szybko się rozłączyłem. Zaciągnąłem nosem i spuściłem głowę.
- Zamykamy - ktoś szturchnął mnie w ramię. Spojrzałem zamglonym wzrokiem na młodego chłopaka. Skinąłem głową i bez żadnego słowa, zszedłem z krzesła. Gdy tylko moje nogi spotkały się z ziemią, zachwiałem się, prawie upadając. Na nogach jak z waty, skierowałem się ku drzwiom wyjściowym z lokalu, ówcześnie chowając telefon do kieszeni marynarki, którą wciąż miałem na sobie.
Prawdopodobnie śmierdziałem jak jakiś menel, ale nie mogłem wrócić do mieszkania. Było tam zbyt dużo JEJ. Zbyt dużo, a jednocześnie tak mało. Paranoja jakaś.
Wychodząc na dwór, prawie zakrztusiłem się powietrzem. Przez zamazany obraz przed oczami, ledwo widziałem schody.
- Ej, koleś! - Krzyknął ktoś. Wiedziałem, że był blisko, choć dla mnie był cholernie odległy. W głowie mi szumiało i jedyne, na czym potrafiłem się skupić to to, że nigdy nie zobaczę już Jane.
Nigdy jej nie zobaczę. Nie dotknę, nie pocałuję, nie przytulę. Jedyne, co mi teraz zostało, to wspomnienia z nią związane.
Poczułem szarpnięcie, przez które byłem zmuszony odwrócić się w stronę jak myślę faceta, który mnie wolał. I przysięgam, że wtedy poczułem, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Z całej pieprzonej siły. Zabrakło mi powietrza w płucach. Roześmiałem się histerycznie, patrząc na mężczyznę, który trzy lata temu, zabrał mi jedną z najważniejszych osób w życiu.
- Nie wierzę - wydusiłem przez śmiech. Miałem wrażenie, że każdy się na mnie patrzył, choć przed klubem nie było nikogo. Może to i nawet lepiej? Choć co to by zmieniło? Teraz bez Jane, moje życie było niczym, więc co mnie obchodzi jakieś głupie pierdolenie innych ludzi? - Jeszcze ciebie do szczęścia mi brakowało.
- Woah, nie sądziłem, że cię jeszcze kiedyś spotkam, Matthew - zaśmiał się kpiąco. Przysięgam, że wtedy cały alkohol wyparował z moich żył. Śmiejąc się histerycznie, zamachnąłem się tak mocno, jak tylko mogłem. Moja pięść, wylądowała na twarzy faceta, który aż się zachwiał, po czym upadł.
A później wszystko działo się zbyt szybko, abym cokolwiek mógł dobrze zapamiętać. Wiem tylko tyle, że usiadłem okrakiem na człowieku, który miał na rękach krew mojego przyjaciela. Uderzałem na oślep, a mój krzyk łączył się ze szlochem, który co chwilę wydobywał się z moich ust. Nie dawałem rady. Życie tym razem dało mi zbyt mocnego kopa w dupę, bym mógł się podnieść. W dodatku musiałem jeszcze wrócić do przeszłości o której tak bardzo nie chciałem pamiętać. Łzy ściekały mi po policzkach, a w żyłach buzowała mi adrenalina. Całe ręce miałem we krwi. Poczułem jak ktoś obejmuje mnie pod pachami, po czym odciąga od zmasakrowanego faceta. Nie szarpałem się, choć nadal ślepo uderzałem w ciało nieprzytomnego mężczyzny.
CZYTASZ
Wybacz, ale wciąż cię kocham ✔
Teen FictionI choć każdej nocy był sam, samotność wdzierała się w duszę, a tęsknota przenikała głęboko jego serce, on zamykając oczy był przy niej. Inaczej nie potrafiłby zasnąć.I w głowię miał miliony myśli, ale i tak nic nikomu nie mówił. Pewnie spotka ją, al...