"Próbowałem. Człowieku, naprawdę próbowałem"

22.1K 1.2K 393
                                    

Wszedłem szybko do szpitala, mając w głowie poranną rozmowę Jane ze swoim lekarzem. Słyszałem tylko jej urywek, ale to wystarczyło bym przez cały dzień siedział w pracy jak na szpilkach. I może robiłem niepotrzebne zamieszanie, ale co jeśli zgodziła się jednak na leczenie? Co jeśli chciała się ratować? Wiem, mogłem wypytać właśnie ją o rozmowę, ale po co miałem doprowadzać do kolejnej kłótni? Między nami i tak były dosyć napięte relacje, po ostatniej kłótni, która miała miejsce parę dni temu. 

Miałem wrażenie, że przez ostatni czas nie robiliśmy nic innego, a tylko się kłóciliśmy. Oczywiście, były między nami dobre dni, takie jak na przykład wtedy na rynku, ale znacznie częściej zdarzały się te ciche. 

I czułem, jakby między nami coś pękało. Coś się kończyło, a ja nie miałem na to wpływu. Czas leciał i to nieubłaganie, a my trwaliśmy w tym wszystkim; w tych kłótniach, w tych cichych dniach, których żadne z nas nie chciało przerwać, zamiast cieszyć się sobą i dniami, które być może już były policzone. 

Jane nadal wmawiała sobie, że da radę, że wygra i, że będzie wszystko dobrze. Jednak ona nie widziała tego, co widziałem ja. Ona znikała w oczach, a ja nie mogłem sobie z tym poradzić. Ostatnio znowu trafiła na oddział, gdy zemdlała w sklepie. Przez to wszystko zacząłem palić jeszcze więcej, choć nawet już nikotyna mi nie pomagała. Ale poza tym, dostrzegałem też coraz więcej minusów we wszystkim. Nic dla mnie nie miało już takiego sensu, jaki miało jeszcze nie tak dawno. 

A wszystko za sprawą tego, że znałem to pieprzone zakończenie. 

Bez pukania wszedłem do gabinetu lekarskiego, gdzie Murffy przeglądał jakieś papiery. Gdy tylko zamknąłem drzwi, uniósł głowę, patrząc na mnie zdziwiony. 

- Pan Matthew? Co pan tutaj robi? 

- Musiałem się dowiedzieć - zacząłem. - Błagam, niech mi pan powie, że dziś rano rozmawialiście o tym, że jednak Jane zacznie leczenie - spojrzałem na niego błagalnie, a w jego oczach nagle pojawił się smutek. - Że zadzwoniła do pana, poinformować, że nie chce się poddać - mężczyzna przez chwilę milczał, po czym westchnął ciężko i zdjął z nosa okulary. Powoli podniósł się z krzesła, a ja w uszach słyszałem, jak mocno bije mi serce. 

- To nie ona do mnie dzwoniła - westchnął. - To ja dzwoniłem do niej. 

- Jak to? 

- Nie tylko pan, nie może się pogodzić z jej decyzją - pokręcił głową. - Nie znam jej, ale wiem, że ma przed sobą całe życie - odchrząknął. - I przykro jest mi patrzeć, jak powoli ginie w oczach. A jeszcze bardziej jest mi szkoda pana, panie Matthew. Bo to pan ją traci - ponownie westchnął krótko. - Nie na odwrót. I to pan musi patrzeć na to wszystko, co ją spotyka. 

- Czyli co? Dzwonił pan do niej, aby ją przekonać? - Potrząsnąłem głową z niedowierzaniem.

 - Dokładnie - mruknął. 

- Zgodziła się? - Zapytałem z nadzieją, choć wiedziałem jaka będzie odpowiedź. Po prostu ją czułem. Nagle mężczyzna stanął obok mnie i położył mi rękę na ramieniu. Obdarzył mnie smutnym spojrzeniem i spuścił głowę. 

- Próbowałem. Człowieku, naprawdę próbowałem. 

Parsknąłem gorzkim śmiechem i oparłem głowę o zimną ścianę. Czego ja się mogłem, do cholery, innego spodziewać? Nie minęło kilka sekund, a ja gwałtownie odepchnąłem się od ściany i szarpnąłem za klamkę drzwi. 

- Poczekaj! - Usłyszałem krzyk Murffy'ego, kiedy biegłem w stronę wyjścia ze szpitala. Drżącymi dłońmi wyciągnąłem paczkę papierosów z kieszeni spodni i nie zwracając uwagi na to, że nadal przebywałem w szpitalu, po prostu odpaliłem jednego, po czym mocno się zaciągnąłem. 

Wybacz, ale wciąż cię kocham ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz