"Bo nie chcę żyć bez ciebie nawet minuty"

20.4K 1.1K 237
                                    

Może maraton? W sumie i tak zostały cztery rozdziały, więc może lepiej jakbyście czytali wszystkie od razu, aby się lepiej wczuć? Co wy na to? 

- Ale przecież tam też są szpitale - warknąłem, kiedy po raz kolejny usłyszałem "nie" od doktora Murffy'ego. 

- Panie Matthew, nie mogę na to pozwolić, przykro mi - westchnął i wzruszył ramionami. - Dla Jane, taka podróż mogłaby się skończyć tragicznie. Zmiana klimatu mogłaby naprawdę źle na nią wpłynąć, a oboje wiemy, w jakim stanie jest pańska dziewczyna, prawda? 

Cholera, może i miał rację, ale ja chciałem spełnić tylko jedno z marzeń Jane. Kiedyś wspominała mi, że chciałaby lecieć do Hiszpanii. I nie, nie po to, aby wziąć tam ślub i urządzić huczną imprezę w jakiejś knajpie. Po prostu, aby wypocząć i odetchnąć od tego całego zgiełku. I może nie przemyślałem do końca tego głupiego pomysłu, bo dopiero teraz zacząłem zauważać, jak głupi on był. 

Lot samolotem, zmiana klimatu i otoczenia, inni lekarze i w ogóle inne wszystko, mogłoby być dla niej jak samobójstwo. 

- Dobra - mruknąłem, przecierając dłońmi twarz. - Ma pan rację - dodałem i podniosłem się z krzesła. Już odwróciłem się w stronę drzwi z zamiarem odejścia, jednak zatrzymał mnie głos mężczyzny. 

- Proszę, spraw, aby dobrze żyła - spojrzał na mnie smutno. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Posłałem mu pytające spojrzenie. - Jest młoda. Ma jeszcze dużo do przeżycia. 

Z tymi słowami, zostawiłem lekarza samego w gabinecie. 

Po chwili już byłem na dworze, z papierosem między palcami. Stanąłem przy motorze, obserwując ludzi, którzy siedzieli na ławkach w małym ogródku przyszpitalnym. Małe dziecko ubrane w koszulę szpitalną, biegało wokół drzewa, śmiejąc się przy tym głośno. Szybko odwróciłem wzrok, czując ukłucie w okolicy serca. Sam nie wiem dlaczego. Dokończyłem fajkę i wsiadłem na motor. 

***

Jane dzisiejszego dnia, czuła się lepiej, ale nie robiłem sobie zbytnich nadziei. Prawdopodobnie był to jeden dobry dzień pośród tych wszystkich złych w trakcie których musieliśmy go dobrze wykorzystać. Po prostu musieliśmy i nie było innej opcji. 

Tak więc, po wielu jękach, prośbach, abyśmy zostali w domu i wyzwiskach kierowanych w moją stronę opuściliśmy nasze mieszkanie. I w sumie nie wiedziałem, gdzie mam ją zabrać. 

- Gdzie jedziemy? - Mruknęła, patrząc pusto przez szybę. 

- Zobaczysz - mrugnąłem do niej, na co przewróciła oczami i spuściła głowę. Jej dłonie powędrowały na zaokrąglony brzuch, a mina nie wyrażała nic więcej jak tylko obojętności. Martwiła się czymś, wiedziałem to. - Coś się stało? - Złapałem jej dłoń, nie odwracając wzroku od jezdni. 

- Co? - Potrząsnęła głowę. - Nie, nie. Wszystko w porządku. 

- Mhm - mruknąłem tylko. I tak się tego dowiem, prędzej czy później, bo w końcu sama pęknie i będzie chciała o tym ze mną porozmawiać.

Skręciłem w prawo, tym samym zajechałem na parking maka. No co jak co, ale jedzenie zawsze potrafiło poprawić humor, a zwłaszcza te z mcdonalda. Po zaparkowaniu na jednym z nielicznych wolnych miejsc, szybko wyszedłem z samochodu, żeby otworzyć drzwi Jane, ale tak jak zwykle musiała popsuć moje plany, bo sama wyszła z auta, na dodatek trzasnęła za sobą tymi cholernymi drzwiami. 

Okej, może i nie był to mój samochód, ale bolało mnie to, jak go traktowała. To auto było więcej wart, niż całe moje życie. 

Trzymając się za rękę, weszliśmy do środka, gdzie o dziwo było kilka wolnych stolików, a kolejki do kas, wcale nie były długie. 

Wybacz, ale wciąż cię kocham ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz