- Moi drodzy, przez te dni nie mieliśmy nawet najmniejszego ataku na szkołę. Myślimy, że wszystko może się zmienić na dniach. - powiedział dyrektor.
Wszyscy uczniowie zaczęli rozmawiać między sobą i nikt nie wiedział, czy ma być spokojny, czy raczej ma się bać.
Postanowiłam jednak postawić na tą pierwszą opcję.
- Jak myślisz, ile będziemy musieli czekać na atak? - Zapytał George swojego brata bliźniaka.
Spojrzałam na nich, obaj byli uśmiechnięci.
- Daje im dwa dni. Nie więcej, nie mniej. - odpowiedział Fred i zaśmiał się.
Ci to mają poczucie humoru i bezpieczeństwa. Niczym się nie przejmują.
- Ja daje im dzień. Jutro już ich przyjmiemy z otwartymi ramionami. - George uderzył delikatnie swojego bliźniaka w ramię. Uśmiechnęłam się na ten widok, a Fred zauważył, że im się przyglądał. Nagle spochmurniał.
- Celina...
Odwróciłam się i zobaczyłam Tonny. Ucieszyłam się, że się pojawiła, ale nie rozumiałam dlaczego rozmowy nie mogły poczekać.
- Tonny... Co się stało? - zapytałam.
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko pociągneła mnie za ręke, więc poszłam za nią.
Przeciskałyśmy się przez tłum, a ludzie dziwnie na nas patrzyli.
- Musimy iść na stronę. - wytłumaczyłam, kiedy woźny podejrzliwie nam się przyglądał.
- Mhm. - mruknął tylko i odszedł w stronę tłumu.
- Tonny, co jest?
Ruda nadal nie odpowiadała. Zaprowadziła mnie do opuszczonej łazienki prefektów na piętrze. Wtedy zobaczyłam, że nie jesteśmy same.
W kącie stała Cho, a o umywalkę opierał się Fern.
- Co ty tutaj znowu robisz? - zapytałam chłopaka, kiedy tylko przyjaciółka puściła moją ręke.
- Przyszedłem, żeby o ciebie zadbać. - odparł. Coś nie chciało mi się wierzyć w jego słowa.
- Nie rób sobie jaj. - prychnełam i dopiero teraz dostrzegłam, że trzyma w dłoni różdżkę.
- Wysłuchaj go. Ma coś do powiedzenia. - wtrąciła się Chang.
Postanowiłam tak zrobić. Przysiadłam na umywalce obok niego i spojrzałam przed siebie, by tylko nie spoglądać na rudego.
Chłopak zaczął mówić:
- Jest tak, że zaatakujemy was w nocy, kiedy większość uczniów będzie spać, tak jak i nauczycieli. Taki był plan od początku, ale to ciebie chce Lucjusz, a Czarny Pan chce wybrańca. Pewnie oboje zginiecie, jeśli czegoś nie zrobicie. - oznajmił. Wtedy spojrzałam na chłopaka. Miał łzy w oczach. Nie rozumiałam.
- Uważaj na siebie. Otocz się osobami, którym ufasz i nie boisz się powierzyć im swojego życia, bo to od nich także będzie to zależało. Proszę, uważaj na siebie. - powiedział, podchodząc do mnie i złapał mnie delikatnie za kark. Przyciągnął do siebie i oparł swoje czoło o moje. Wtedy już rozumiałam o co mu chodziło. Bał się o mnie i moje życie, zdrowie. Nie byłam mu obojętna. Chociaż jemu.
- Będę uważać. - odpowiedziałam, kiedy chłopak zamknął oczy. Ja nadal na niego patrzyłam i czułam, jak w oczach zbierają mi się łzy.
- Obiecujesz? - zapytał, a ja kiwnełam głową delikatnie na znak, że się zgadzam.
- Ej gołąbeczki, bo wiecie co? - wtrąciła się Tonny. - Ja wiem, że wy nie możecie się sobą nacieszyć, ale zrozumcie, że nas mogą zaraz zacząć szukać i musimy raczej iść. I ty Fernando powinieneś także to zrobić. Życie ci raczej miłe, prawda?
- Ah, jasne. Do zobaczenia. - powiedział. - Widzimy się jutro. I było bardzo mi miło cię poznać Fong.
- Cho. - oburzyła się dziewczyna, mocniej wtulając się w klatkę piersiową swojej ukochanej. Uśmiechnęłam się, bo cieszyłam się jak dziecko, że są szczęśliwe ze sobą.***
- Jesteście pewne, dziewczynki? - zapytała profesor McGonagall, kiedy opowiedziałyśmy jej o wszystkim.
- Oczywiście. Nie możemy pani powiedzieć skąd mamy te informacje, ale są wiarygodne. - odpowiedziałam. Byłam zdenerwowama i nie mogłam utrzymać się w jednym miejscu. Chodziłam po całym gabinecie, po całym pomieszczeniu, oglądając wszystko.
Dziewczyny usiadły na samym początku w fotelach i wytrzymały tak całą rozmowę. Były bardziej spokojne, niżeli ja.
- Dziękuję wam. Powiadomię dyrekcje, a wy możecie iść i przygotujcie się do walki. Powiadomimy waszych kolegów i koleżanki, jeśli dyrektor uzna to za stosowne. - odpowiedziała starsza kobieta i wskazała nam drzwi.
Wyszłyśmy z pokoju i poszliśmy do siebie. Każda z nas trafiła do swojego pokoju, czyli ja i Tonny siedziałyśmy u siebie, bojąc się o to co może się wydarzyć tej nocy.
- George wygra. - powiedziałam, kiedy atmosfera stała się lżejsza, a u nas w pokoju było pełno osób.
Luna i Neville siedzieli na dywanie i szeptali coś między sobą.
Hermiona, Harry i Ron stali przy oknie, wypatrywali czegoś przez nie.
Ja, Tonny i Cho siedziałyśmy na łóżkach, a bliźniacy i Ginny pod drzwiami, siedzieli albo stali.
- Tak. Wisisz mi, stary, pieniądze! - ucieszył się chłopak. Fred prychnął i spojrzał na mnie.
- Celino, a czy my możemy zamienić słówko? - zapytał mnie rudy, a ja kiwnełam głową. Razem z Fredem wyszliśmy z pokoju do salonu gryfonów.
- Słucham. - powiedziałam, kiedy kazał mi usiąść.
- Chcę tylko, żebyś wiedziała, że będę cię chronić za wszelką cenę na tej bitwie. Nie pozwolę, by stała ci się krzywda. - odparł cicho i spuścił głowę w dół. - Wiele dla mnie znaczysz, nawet jeśli mnie nie kochasz i po prostu nie pozwolę by stało ci się coś złego.
- Fred...
- Daj mi skończyć. - przerwał mi. - Wiem, że mnie skrzywdziłaś i ty też to wiesz, ale chcę byś była bezpieczna. Nie chce źle, chce tylko twojego szczęścia i bezpieczeństwa.
- Fred...
- Nie skończyłem jeszcze. - westchnął. Postanowiłam się wtedy zamknąć do czasu, aż pozwoli mi się odezwać. - Cel, ja wiem. Było między nami różnie. Odpychałaś mnie, ale to nie znaczy, że przestałem o tobie myśleć, jak o osobie, która zmieniła całe moje życie. Bądź ostrożna, a ja i tak będę cię chronił. Bądź tylko bezpieczna i szczęśliwa.
Nastała długa cisza, bo nie wiedziałam, czy mogę się już odezwać, czy nie. Odpowiedziałam mu dopiero wtedy, kiedy mi pozwolił.
- Fred, jesteś dobrym człowiekiem. Nie mam pojęcia skąd w tobie tyle dobra, szczerości i ogólnie optymizmu. Skrzywdziłam cię.
- Ale nie osłabiłaś tych uczuć, które do ciebie żywię. Nie zmieniłem się. Ciągle jestem taki sam.
- Jesteś najlepszy, Fred. Dziękuję ci. - powiedziałam, wstając z miejsca i podeszłam do niego. Złożyłam na jego policzku delikatny pocałunek, po czym uśmiechnięci wróciliśmy do pokoju, gdzie wszyscy rozmawiali na jakiś konkretny temat. Nie byliśmy wtajemniczeni, ale to nie był problem, ponieważ ciągle patrzyliśmy tylko na siebie. Nic się nie liczyło.~~~
CZYTASZ
Kim jestem? | Draco Malfoy |
Fanfiction- Jak mnie nazwałaś? - Zapytał zdenerwowany, ale jakoś się tym nie przejełam. - Pokraką? Bo kim innym możesz być? - Zakpiłam z niego, tak jak to mam w naturze. - Pożałujesz tego, szujo! I odszedł... Historia należy do Draco i uroczej siedemnasto...