Podniosłam się do pozycji siedzącej i wycelowałam różdzką w czarodzieja.
- Pożałujesz tego. - wybełkotałam i rzuciłam w niego zaklęcie torturującym. - Krucio!!
Starszy facet zwinął się na trawie i zaczął wyć z przerażenia i bólu.
Nie chciałam przestawać. On powinien cierpieć już dawno temu.
Podchodziłam do niego, byłam coraz bliżej i bliżej, aż w końcu stanęłam nad jego ciałem i spojrzałam w jego oczy, które teraz miały w sobie tyle bólu.
- Jak pan mógł? - zapytałam cicho i postawiłam nogę na brzuchu starego Malfoya.
- Celina! - Draco zjawił się w najmniej odpowiednim momencie. Nic na to nie mogłam poradzić.- Co ty robisz?!
- Nie widzisz?! Chciał mnie zabić! - odpowiedziałam wściekła.
- Ale żyjesz!
- Ale Fernando nie! - łzy popłyneły strumieniami z moich oczu, prawie jak z wodospadu. Miałam ochotę zabić ojca Draco i nie miałabym żadnych wyrzutów sumienia. Nie przez niego. To kanalia.
- Żartujesz sobie? Był dla ciebie tak ważny?
- On chociaż mnie próbował bronić. - powiedziałam oschle i zostawiając obolałego, długowłosego Malfoya z synem, poszłam w stronę martwego przyjaciela.
Tonny klęczała nad nim, płakała. Cho próbowała ją uspokoić, ale nie dało to większych rezultatów. W końcu to był jej brat.
- Takie są wojny i bitwy, Tonny. - powiedziała jej dziewczyna, próbując podnieść ją z zimnej ziemi, która oznaczyła jej kolana.
- Co ty nie powiesz?! - krzyknęła na nią.
Wszyscy zrobili zdziwione miny, bo wiadomo było co przeszła Chang. To było słabe ze strony Tonny, że miała czelność tak ją potraktować. Nakrzyczała na nią i wróciła do opłakiwania zamordowanego brata.
Spuściłam głowę w dół, nie mówiłam nic, bo uznałam, że tak będzie najlepiej. Może i powinnam uklęknąć i przytulić dziewczynę, ale wiedziałam jaka jest. Wolała takie rzeczy przeżywać sama. Ja po części tak samo. Rozumiałam ją.***
Zauważyłam, że Cho pomału się oddalała razem z Seamusem i Tomem. Ron i Harry postanowili chyba iść razem z nimi, ponieważ znikneli mi z oczu.
Zostałam tylko ja, Tonny, Hermiona i Ginny. Chłopcy także gdzieś uciekli, ale może źle to ujełam. Może walczą za nas gdzieś indziej.
Przenieśliśmy ciało Fernando gdzieś z dala od zgiełku bitwy, by Tonny miała możliwość spokojnie z nim pobyć przez krótką chwilę.
- Przesada. Tam trwa wojna. - powiedziała mi na ucho Hermiona. Przyznałam jej rację, ale co mogłam zrobić? Tonnaly to moja przyjaciółka i nie chce by stało jej się coś złego przez moją nieobecność.
- Nie zostawię jej. Wiesz to.
- Wiem. Dlatego jesteśmy tutaj z tobą. Wspieramy was. - odpowiedziała Ginny. Kiwnełam głową i wtuliłam się w pierś Hermiony, która rozglądała się ciągle, czy ktoś nas nie obserwuje, czy nie próbuje zaatakować.
Jako jedyna była naprawdę czujna i powinniśmy ją nosić za to na rękach. Innym razem.
- Możemy iść. - powiedziała nagle Tonny. Rzuciła czar podpalający, co mnie zdziwiło.
- Co ty... - zaczęła Ginny.
- Chciał być spalony. Powiedział mi, że jak zginie w ten bitwie, to mam go spalić... za wszelką cenę nie chciał, by jego ciało trafiło w niepowołane ręce. - odpowiedziała, przerywając rudej.
Poprawiła swoją szatę i dopiero teraz spostrzegła, że nie ma przy niej jej dziewczyny.
- Gdzie ona jest? - zapytała w końcu. Nie wiedziałam, jak mam jej powiedzieć, że prawdopodobnie uraziła Cho i dziewczyna uciekła od niej.
- Gdzie Cho? - zapytała ponownie.
- Odeszła z chłopakami. - tym razem próbę rozmowy z dziewczyną podjęła Hermiona.
Byłam wdzięczna, że nie musiałam tego mówić Tonnaly, bo nie chciałam sprawić jej żadnej przykrości. Jednak to było nieuniknione.
- Aha. - powiedziała tylko i zaczęła płakać.
- Naskoczyłaś na nią, kiedy chciała normalnie cię wspierać. - wytłumaczyła znowu Granger. - Bo wiesz... może to nie jest pora na to, ale ona także straciła ukochaną osobę. Cedrik chciał ratować Harry'ego i przypłacił za to życiem. Cho nie mogła długo się pozbierać po tym, było z nią źle. Tym razem myślała, że uda jej się pomóc tobie, bo w końcu wiedziała może jak sobie z tym radzić już, ale ty nie dałaś jej spróbować.
- Nie chciała pokazywać fochów, ale nie dałaś jej wyboru. Nie miała pewnie zamiaru się narzucać. Nie jestem nią, więc nie wiem do końca, jak to mogło być. Po prostu przesadziłaś.
Dziewczyny toczyły jeszcze chwilę taką rozmowę, a ja wraz z Ginny pilnowałyśmy, by nikt nas nie zaatakował, kiedy jedna próbowała postawić do pionu drugą.
Różdżki ciągle były w gotowości. Byłam gotowa zabić za nie, bo tak naprawdę nie mam zbyt wiele osób, prócz nich, na których mogłabym polegać bez względu na wszystko. A już na pewno Tonny była dla mnie jak siostra.
- Dziewczyny! Dziewczyny! - Ron krzyczał i biegł w naszą stronę. Był lekko zakrwawiony i brudny. Miał wystraszoną minę i widać było po nim, że coś się dzieje.
- Hm? - Ginny spojrzała na brata z uniesionymi brwiami.
- Mamy ciężko rannego...
-Kogo znowu? - Tonny zrobiła wielkie oczy. Podeszła bliżej rudego. - Nie mów, że to Cho.
- Nie. Profesor Lupin próbował bronić drugorocznych i sam oberwał i to dosyć ostro. - wytłumaczył. - Musimy go jakoś przenieść w bezpieczne miejsce, a te dziewczyny, które bronił... one uciekły z krzykiem.
- Tak to jest z dziećmi. - warkneła ruda przyjaciółka i podeszła do Rona. - prowadź.
Chłopak zrobił tak jak mówiła Tonny. Uważając na to, by nikomu nie stała się krzywda biegliśmy do gabinetu profesora, gdzie aktualnie się znajdował.
- Panie profesorze... - zaczęłam. Facet poruszył się niespokojnie. -... niech pan powie, czy wie co się stało.
- Wiem. Jestem świadom, Quello.
- Wolałam się upewnić. No co? - wypaplałam i przyłożyłam kawałek materiału swojej szaty do jego krwawiącej rany. Była głęboka i nie mogłam zatamować krwawienia.
- Celino, poszukaj proszę Tonks. - polecił mi.
- Pierw pomogę panu.
- Nie. Znajdź ją! - krzyknął. Nie wiedziałam co mam robić. Podałam więc kawałek materiału Tonny, a dziewczyna przyłożyła ją do rany faceta.
- Pójdę z tobą. - zaproponował Ron.
-Nie. Ty zostań tutaj, ja pójdę. - powiedziała stanowczo Hermiona. Zgodziłam się i chwilę później byłyśmy na korytarzu.
-Gdzie może być?!
-Nie mam pojęcia. Ta szkoła jest wielka. Możemy jej wcale nie znaleźć. - odpowiedziała mi.
- Ale czemu mamy jej szukać?
- Miłość naszego profesorka.
- Okej. Zrozumiałam. Dla miłości zrobię wszystko. - zaśmiałam się gorzko i ruszyłyśmy dalej. Wszędzie było pełno czarodziejów, zarówno tych dobrych, jak i złych. Znajdź tutaj jedną Nimfadore w tłumie trupów i walczących. To jak szukać igły w stogu siana.
- Chodźmy może zobaczyć na dziedziniec! - zaproponowała Hermiona. Nic tam jednak nie znalazłyśmy. Nie mogłam się poddać. Nie tak łatwo. Ona może potrzebowała pomocy. Trzeba było ją znaleźć jak najszybciej.
- Nie wiadomo, czy on przeżyje. Krwawi coraz mocniej. - krzyknęła Ginny, biegnąc w naszą stronę.
- Trzeba się pośpieszyć. - warknełam, a dziewczyny przyznały mi rację.~~~
Chcecie jeszcze dzisiaj kolejny rozdział? C: Mogę napisać, jeśli będziecie chętni. 😂
CZYTASZ
Kim jestem? | Draco Malfoy |
Fanfiction- Jak mnie nazwałaś? - Zapytał zdenerwowany, ale jakoś się tym nie przejełam. - Pokraką? Bo kim innym możesz być? - Zakpiłam z niego, tak jak to mam w naturze. - Pożałujesz tego, szujo! I odszedł... Historia należy do Draco i uroczej siedemnasto...