Zapisek 13

4.1K 486 81
                                    

Nie wiem, co mogę zrobić.

Chciałem stąd wyjść, uciec, zniknąć, lecz ty stałeś przed drzwiami. Rozglądałeś się po całym korytarzu, jakbyś kogoś szukał. Myślałem, że czekasz na nich, jednak kiedy wyłapałeś mnie wzrokiem, ruszyłeś w moją stronę. Wystraszyłem się.

Spanikowałem.

Mam nadzieję, że nie znajdziesz mnie w tej toalecie, nie chcę byś słuchał mojego szlochu, którego nie potrafię już powstrzymać, którego siła rozrywa mnie od środka.

Którego tak bardzo potrzebuje.

Zazwyczaj płacze w ciszy, w głębi siebie, ukrywając wszelkie odczucia. Nie chcę by ktokolwiek zwracał na mnie uwagę, by współczuł. Jednak teraz już nie wytrzymuję. Wspomnienia mają zbyt dużą moc.

Może to i dobrze, że wybuchnę teraz, w końcu, w szkole jestem tylko ja i pani Wo. Wszystkie lekcje się skończyły, a ty Jungkook, pewnie już poszedłeś.

Kto by chciał tracić tyle czasu, na takie... coś?

Gdybyś widział moje myśli zeszyciku, zobaczyłbyś pełno krzewów z delikatnymi przebłyskami kwiecia, pomiędzy kolcami. Widziałbyś szkarłatną ciecz, która spływa powoli z łodyg i wyryte na nich imiona. Pewnie zastanawiałbyś się, gdzie umieszczony jestem ja. W którym miejscu są moje dobre wspomnienia. Moja wena. Moj talent. Odpowiedź jest prosta.

Ukryte są w białych płatkach, mocno ściśniętych przez roślinną kolczatkę.

Mentalny busz, nieprawdaż?

Nie zawsze taki byłem. Śmierć Jacksona, również tego nie spowodowała, choć może była prologiem historii moich myśli? Początkiem, zwiastującym szybki, haniebny koniec?

Tego nie wiem. Nigdy tak o niej nie myślałem. Ona po prostu była.

Podkreśliłem to słowo, ponieważ to jedyne określanie, które od lat wiruje mi w głowie. Reszta wydaje mi się zbyt udawana i przereklamowana. Przecież w tobie mam wyrażać to, co naprawdę czuję.

Chichot, który rozbrzmiewał w klasie, był dźwiękiem, wydobywającym się z gardeł moich oprawców. Gdybym miał więcej odwagi, kazałbym im się zamknąć. Lecz niestety, na przestrzeni lat moja pewność jedynie zmalała.

Wszystko zaczęło się w czwartej klasie. Dołączyłem do szkoły podstawowej, jako szkrab dalej pilnowany czujnym okiem pani Ming. Po śmierci Jacksona zyskałem w jej sercu jeszcze wyższe miejsce, jeśli nie stanąłem na samym szczycie. Stałem się taką małą kopią Jacksona, jej ukochanym wnuczkiem i oczkiem w głowie.

Byłem nieśmiałym dzieckiem, trudno było mi zawrzeć jakąkolwiek znajomość, do czasu, aż w moim życiu nie pojawiła się piekielna trójka. Jimin, Lisa i Jisoo.

Z początku wydawali się fajni. Bogate dzieciaki z poczuciem humoru i zakorzenionym instynktem korzyściowca. Dni mijały mi przy nich szybciej, a nawet troszkę przyjemniej, w końcu miałem z kim porozmawiać.

Mój koszmar zaczął się dopiero w połowie klasy piątej. Pani Jeong się nie pomyliła. Umiałem pisać, lubiłem pisać i dużo pisałem. Każde wypracowanie, opis czy wiersz był dla mnie pestką. Zapełniałem strony logicznymi zdaniami i czerpałem z tego ogromną radość. Sprytnie wykorzystywali to moi ,,przyjaciele", każąc mi pisać nie jedną, a aż cztery prace. Z początku uważałem, to za wspaniały pomysł. Będę robił to, co kocham, a przy tym sprawię, że moje bratnie dusze również będą szczęśliwe. Nie potrafiłem zauważyć tego, że byłem wykorzystywany, a moje słowa bezmyślnie sponiewierane. Liczyło się utrzymanie tej znajomości.

Jednak w końcu nie wytrzymałem i zaprezentowałem im mój przepiękny pokaz asertywności, który niestety słono mnie kosztował. Doskonale pamiętam ten dzień.

Była to końcówka stycznia, gdy śnieżny puch jeszcze pokrywa gałęzie i rozległe parki. Wracałem wtedy z nimi ze szkoły. Przysłuchiwałem się, jak rozmawiają o mało istotnej rzeczy, samemu się nie odzywają. Nie czułem się wtedy za dobrze. Nagle jakby oprzytomnieli i spojrzeli na mnie z tą nutką ironii, przypominając mi o zbliżającym się terminie oddania prac. Odmówiłem im, stwierdziłem, że nie dam rady, że mój mózg i organizm męczony chorobą, po prostu nic nie wymyśli. I wiesz co wtedy zrobili?

Nazwali mnie nikim.

Widziałem w ich młodych ślepiach furię i obrzydzenie. Nienawiść, którą do mnie poczuli, przez jedną głupią pracę.

Nazwali mnie śmieciem i beztalenciem.

Słyszałem w ich głosie jad. Cuchnącą mieszkankę, która powoli raniła moje małe serce.

Nazwali dziwolągiem. Stwierdzili, że nie powinienem się pokazywać światu, że nie ma na nim dla mnie miejsca.

Czułem kropelki ich śliny na moich policzkach. Łączyły się tam z łzami.

Potem zostałem odepchnięty prosto w śnieżną zaspę i obrzucony śmiechem.

Przerażającym rechotem.

A to był dopiero przedsmak wszystkiego. Niedługo po tym zrobili to po raz drugi, trzeci, czwarty, piąty... Za każdym razem używali coraz bardziej szyderczych sformułowań, takich, jakich dzieci nie powinny nigdy słyszeć.

Aż w końcu gwałtownie pozbawili mnie wszystkiego. Wszystkich ambicji, marzeń. Przez nich zdziczałem.

Taehyung zamknął impulsywnie zeszyt i przygryzł dolną wagę, powstrzymując kolejny uciekając spomiędzy nich szloch. Po jego policzkach spływał strumień łez, mocząc mu koszulkę i skórę na szyi. Chłód bijący od podłogowych kafelek, sprawiał, że jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Blondyn przymknął oczy i starał się zapanować nad bezsilnością, która zaczęła go ogarniać. Jeszcze nigdy nie czuł się tak kruchy i bezbronny. Nigdy nie dał sobie takiej swobody w wyrażeniu uczuć.

Nigdy tak mocno nie płakał.

Sięgnął dłonią przed siebie i urwał kawałek papieru toaletowego, by choć trochę doprowadzić się do porządku. Przetarł opuchnięte oczy, osuszył skórę i wydmuchał nos.

Blondyn wstał na lekko drżących nogach i otworzył drzwiczki, wychodząc z pomieszczenia.

Słońce chyliło się już ku zachodowi, a niebo przybrało rażąco pomarańczowy i czerwony kolor. Chłopak zmrużył oczy i odwrócił wzrok od okna.

-Och Taehyung!- pani Wo krzyknęła za nim.- Poczekaj jeszcze chwilę.

Kim nie był zdziwiony tym, że nie zadawała żadnych pytań, ani nie próbowała pomóc. Kobieta należała do tego typu osób, który nawet tłamszony ogromną ciekawością, nie wniknie w sprawy innych.

-Niejaki Jeon kazał ci to przekazać- powiedziała nadzwyczaj miło i wystawiła do niego skrawek papieru.

-Dziękuję.

Siedemnastolatek wysilił się na lekki uśmiech i odebrał z jej dłoni wycinek, od razu wychodząc na dwór.

-Zadzwoń- przeczytał na głos treść wiadomości, przystając i przeleciał wzrokiem po ciągu liczb.

Przez chwilę tępo wpatrywał się w zapisek, jednak opamiętał się i zgniótł karteczkę, wrzucając ją do najbliższego kosza, po czym spuścił głowę i ruszył w kierunku swojego domu.

Bo wiesz zeszyciku, jeśli ktoś ci coś wmawia, ty po pewnym czasie również w to uwierzysz.

Thorns | Taekook✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz